Przedmeczowe spekulacje na temat stanu zdrowia Brazylijczyków nie okazały się wcale przesadzone. W wyjściowym składzie Kanarkowych zabrakło Wallace'a De Souzy, a w kadrze meczowej nie znalazł się w ogóle rozgrywający dotychczas świetny turniej Murilo Endres. Sytuacja biało-czerwonych wydawała się być dużo lepsza, gdyż w pierwszej szóstce pojawił się jedyny narzekający w ostatnich dniach na problemy zdrowotne zawodnik - Michał Winiarski.
[ad=rectangle]
Brazylijczycy, nie dość że osłabieni, to jeszcze niepocieszeni z powodu niesprzyjającego im kalendarza gier, mecz z gospodarzami turnieju rozpoczęli od mocnego uderzenia (7:3). Wybity z rytmu meczowego Winiarski złapał dwie "czapy" jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną. Utrudnione zadanie miał Fabian Drzyzga, bo po kilku blokach i dobrych interwencjach rywali w obronie, poza Mariuszem Wlazłym trudno było wskazać innych pewniaków w ataku.
Gdy wydawało się, że na kolejnym regulaminowym czasie podopieczni Bernardo Rezendego będą mieć bezpieczną przewagę, na zagrywkę powędrował as PGE Skry Bełchatów i z czterech punktów straty po chwili nie został już ani jeden! "Nadgryzieni" w ten sposób Canarinhos zaczęli gasnąć w oczach. Obrońcy tytułu zatracili kompletnie skuteczność, a rozochoceni Polacy, dzięki poukładanej grze w defensywie, wzmocnionej zagrywce i przede wszystkim poprawie w ataku, dawali sobie coraz więcej szans na zdobywanie punktów. W ten sposób pierwszego seta, mimo poważnych problemów na początku, wygrali pewnie 25:22.
Druga odsłona rozpoczęła się... niemal identycznie jak pierwsza, czyli od zmasowanych ataków gości i nieskutecznej gry gospodarzy. Sytuacja długo nie ulegała zmianie. Tym razem przy wyniku 11:15 (identycznym jak w poprzedniej partii) zagrywka Wlazłego już nie pomogła. Pomogły za to serwisy Mateusza Miki, który zastąpił kapitana reprezentacji i Dawida Konarskiego (as przy stanie 15:18). Do doskoczenia do rywala ewidentnie brakowało jednak lepszej gry na siatce i kończących ataków polskich przyjmujących. Mimo wielu problemów remis dał swojej drużynie na moment Wlazły, który wreszcie wcelował zagrywką w sam narożnik boiska, ale bez skutecznego bloku i z osamotnionym w ofensywie kapitanem Skry Polacy nie byli w stanie zrobić w tej odsłonie krzywdy rywalom.
Żeby tradycji stało się zadość, biało-czerwoni już od początku partii numer trzy musieli odrabiać straty (2:6). Podopieczni Stephane'a Antigi tym razem wyglądali jednak na dużo bardziej zagubionych, niż w poprzednich odsłonach. Selekcjoner jeszcze przed drugą przerwą techniczną wykorzystał oba czasy na żądanie, a efektu w grze nie było widać żadnego. Canarinhos zaś panowali już na parkiecie niepodzielnie i szybko odjechali rywalom na 10 punktów. Dzieła zniszczenia asem serwisowym dopełnił Sidao.
Na czwartego seta nie wyszedł już Piotr Nowakowski, który, od początku drugiej fazy mistrzostw ewidentnie nie czuł się w Łodzi najlepiej. W poprzednich setach "Pit" zdobył łącznie 6 oczek, ale nie postawił ani jednego punktowego bloku, więc selekcjoner postanowił sięgnął po Marcina Możdżonka. Efekty przyszły błyskawicznie, bo choć przyjęcie w polskim zespole wciąż pozostawiało wiele do życzenia, to Brazylijczycy nie kończyli już tak pewnie swoich ataków.
Po udanym potrójnym bloku (tym razem bez udziału środkowego ZAKSY Kędzierzyn-Koźle) biało-czerwoni wreszcie wyszli na długo oczekiwane prowadzenie. Gdy chwilę później kontrę zespołu wykorzystał Wlazły, nasi zawodnicy oszaleli na środku boiska z radości, a Rezende prosić musiał o czas (15:13). Polacy wyrwali się już jednak zupełnie spod brazylijskiej kontroli, a rywala potężnymi zbiciami rozstrzelał znakomicie dysponowany bombardier z Bełchatowa (9 punktów tylko w czwartym secie). Swoje trzy grosze dorzucił jeszcze Mika, który seta zamknął punktową zagrywką, dając biało-czerwonym upragnionego tie-breaka.
W decydującej odsłonie Polcy odpalili już od samego początku. Niesieni niesamowitym dopingiem gospodarze skutecznie atakowali, wzorowo kontrowali i szczelnie blokowali (7:2). Gdy jednak wydawało się, że już kompletnie dominują nad rywalem, przegrali trzy kolejne akcje i reagować musiał Antiga. Czas na niewiele się zdał, bo zdeterminowani Canarinhos po wejściu Wallace'a i jego znakomitym ataku dogonili biało-czerwonych (9:9). Moment później Lucas zablokował Wlazłego i to rywale mieli inicjatywę. Kolegę pomścił jednak Mika, który w pojedynkę zablokował brazylijskiego środkowego.
W emocjonującej końcówce szalę zwycięstwa, ku uciesze ponad 12 tysięcy kibiców, na swoją stronę przechylili Polacy, choć ich triumf potwierdzić musiał jeszcze system wideoweryfikacji. Powtórka pokazała jednak, że Kłos uderzał po bloku i Atlas Arena eksplodowała w szale radości.
Polska - Brazylia 3:2 (25:22, 22:25, 14:25, 25:18, 17:15)
Polska: Drzyzga, Kłos, Kubiak, Wlazły, Nowakowski, Winiarski, Zatorski (libero) oraz Konarski, Zagumny, Mika, Buszek, Możdżonek.
Brazylia: Bruno, Lucas, Lucarelli, Vissotto, Sidao, Fonteles, Mario (libero) oraz Felipe (libero), Wallace, Raphael.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)