Laurent Tillie: Wspaniale było zobaczyć, jak Polska zdobywa mistrzostwo świata

- Pierwszy raz widziałem taką atmosferę w turnieju siatkówki. Kibiców cieszących się widowiskiem. Właśnie tak powinno to wyglądać - wspomina ostatnie MŚ w Polsce Laurent Tillie, trener, który w 2021 roku doprowadził Francuzów do olimpijskiego złota.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Laurent Tillie WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Laurent Tillie
58-letni szkoleniowiec przez dziewięć lat (2012-2021) prowadził siatkarską reprezentację Francji. W tym czasie jego zespół dwa razy wygrał Ligę Narodów (2015, 2017), zdobył mistrzostwo Europy (2015), a w ubiegłym roku wygrał turniej olimpijski igrzysk w Tokio.

Po igrzyskach odszedł z drużyny narodowej i od tego czasu prowadzi tylko zespół Panasonic Panthers, w którym występuje były kapitan polskiej kadry Michał Kubiak. W rozmowie z WP SportoweFakty Tillie mówi, za czym tęskni po pożegnaniu z reprezentacją, czemu Polska wygrywająca mistrzostwa świata była dla niego inspiracją i które trzy drużyny uważa za głównych faworytów do wygrania tegorocznego mundialu. 

Grzegorz Wojnarowski: Startują MŚ, a pana na nich nie ma. Dziwne uczucie?

Laurent Tillie, były selekcjoner reprezentacji Francji: Trochę tak. Wie pan, co teraz robię? Oglądam mecz towarzyski Francja - Brazylia.

Kiedy patrzy pan teraz na mecze reprezentacji Francji, co pan czuje?

Jestem dumny z pracy, którą wykonaliśmy i dumny z tego, że zespół gra coraz lepiej. Widać w nim dużą pewność siebie. Ona bierze się z umiejętności i z osiągnięć. Po wywalczeniu mistrzostwa olimpijskiego francuscy siatkarze nie mają już nic do udowodnienia i grają na luzie.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że po zdobyciu złota w Tokio pańscy gracze dorośli, a to oznaczało, że potrzebują innego trenera. Chciał pan w ten sposób powiedzieć, że nie jest odpowiednim szkoleniowcem dla dojrzałych graczy?

Nie. Chodziło tylko o to, że pracowałem z reprezentacją przez dziewięć lat. Spójrzcie na waszą kadrę. Vital Heynen był trenerem Polaków przez trzy lata, tak samo jak Stephane Antiga. Moim zdaniem po trzech, czterech latach wspólnej pracy zawodnicy potrzebują nowego impulsu. Innego podejścia, innej taktyki, trenera, który inaczej do nich mówi. A już na pewno potrzebują tego po dziewięciu latach. To tak jak z dziećmi: pomagasz im, kiedy dorastają, ale kiedy mają 16-17 lat, nie chcą już słuchać rodziców. Potrzebują innych nauczycieli, żeby poznać życie.

ZOBACZ WIDEO: #PODSIATKĄ - Vlog z kadry #15. Ostatnie godziny przed rozpoczęciem MŚ

Andrea Giani to teraz odpowiedni mentor dla francuskich siatkarzy?

Przede wszystkim ktoś nowy. Na razie słuchają go właśnie z tego powodu. Słyszą inny głos, inne historie, widzą, że zwraca uwagę na inne szczegóły. Ale może za kilka lat przestaną i wtedy kadra Francji znów będzie potrzebować zmiany.

Kiedy pan prowadził Francję, w środowisku krążyły legendy o rozrywkowym stylu życia zawodników. Ile jest prawdy w tych legendach?

Część z nich jest prawdziwa. Każda drużyna prowadzi taki styl życia, jaki jej odpowiada. Ja i mój sztab postanowiliśmy szanować siatkarzy, pozwalać im na pewną swobodę, ale pilnowaliśmy, żeby oni szanowali drużynę i dawali z siebie wszystko niezależnie od tego, co robili poprzedniego dnia. Życie zawodowego siatkarza jest bardzo trudne. Siatkówka to jedyny sport, w którym reprezentacja zaczyna w maju, a kończy we wrześniu lub w październiku. Zawodnicy są razem przez pięć miesięcy. Rok w rok. Dlatego potrzebują swobody, trochę czasu, żeby porobić głupie rzeczy. I budować własną tożsamość, oczywiście z zachowaniem rozsądku. Żeby móc rozmawiać między sobą i opowiadać sobie nie tylko o meczach, które zagrali.

Czasami można było odnieść wrażenie, że skłonność do zabawy w niczym francuskim siatkarzom nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, jest ich siłą.

Właśnie tak było. Zawodnicy nawiązywali więzi, które potem pomagały im na boisku. Kiedy przychodziły trudne momenty, wiedzieli, że mają wokół siebie przyjaciół i mogą na nich liczyć. No i nauczyli się, że nie są idealni.

Kiedy reprezentacja Francji wychodzi na boisko w kaskach do futbolu amerykańskiego albo robi Jenii Grebennikovowi pięściarskie wejście, to chyba tak naprawdę bardziej od ich rozrywkowości widać ich kreatywność i siłę.

Zgadzam się. Żeby zrobić coś takiego, musisz być pewny siebie. Jeśli założysz kask do futbolu amerykańskiego, a potem przegrasz z Amerykanami 0:3, zrobisz z siebie głupka. Musisz być przekonany, że to się nie wydarzy. Że jesteś zbyt mocny, żeby dopuścić do takiego scenariusza. Moim zdaniem Francuzi w ten sposób pokazują, że są zwariowanym, skłonnym do szalonych rzeczy, ale przede wszystkim mocnym zespołem. I że świetnie się czują w swoim towarzystwie. To wzmacnia ich tożsamość, a jej zbudowanie jest bardzo ważne dla zespołu.

Był pan na finałach Ligi Narodów w Bolonii, oglądał pan tam między innymi mecze reprezentacji Polski. Jaką drużynę pan w nich zobaczył?

W półfinale z Amerykanami Polacy mnie trochę rozczarowali. Wyglądali na wycofanych, jakby brakowało im pewności siebie. W spotkaniu o trzecie miejsce z Włochami zrobili na mnie dużo lepsze wrażenie. Uważam, że Polska ma wszystko, żeby zdobyć mistrzostwo świata, jeśli tylko będzie grać z większą pewnością siebie i agresją niż w Bolonii.

Czy rola gospodarza pomoże Biało-Czerwonym w obronieniu tytułu?

Może trochę pomóc. Polscy kibice siatkówki tworzą fantastyczną atmosferę, są najlepsi na świecie i mogą dodać zespołowi skrzydeł. Ale tak jak już mówiłem, wasza reprezentacja potrzebuje więcej agresji niż w finałach Ligi Narodów.

Vital Heynen przewiduje finał Polska - Francja. A pan?

Ja składu finału nie wytypuję. Do Polski i Francji dodam Stany Zjednoczone. Te ekipy mają moim zdaniem największe szanse, żeby skończyć turniej na podium. "Czarnym koniem" może być natomiast Japonia.

Mistrzostwa będą się bardzo różnić od poprzednich edycji. Będą zdecydowanie krótsze. Cztery lata temu w drodze po tytuł Polacy musieli zagrać jedenaście spotkań, z których trzy przegrali. Teraz mistrz świata zagra siedem meczów, a z turnieju może wyeliminować już jedna porażka. Z punktu widzenia trenera taka formuła dużo zmienia?

Bardzo dużo. Mistrzostwa będą przypominać igrzyska olimpijskie. Outsiderzy będą mieli większą szansę, żeby zajść daleko, na faworytach będzie większa presja i nie będą oni mogli pozwolić sobie na gorszy dzień. Jednak mimo wszystko uważam, że najdalej zajdą drużyny Francji, Polski i USA. Jest pewna luka pomiędzy nimi a pozostałymi. Trzy ekipy, które wymieniłem, mają silnych fizycznie graczy z wysokimi umiejętnościami technicznymi i do tego nie bazują na jednej szóstce, a na całej czternastce. Nawet jeśli ktoś będzie grał źle albo dozna kontuzji, mają dla niego tak mocnego zastępcę, że z nim w składzie też są w stanie sięgnąć po tytuł.

W tym roku nie poprowadzi pan żadnej drużyny na mundialu, ale w jednych mistrzostwach świata w Polsce brał pan udział. Osiem lat temu z francuską kadrą zajął pan czwarte miejsce. Ma pan z tego turnieju więcej dobrych, czy więcej niemiłych wspomnień?

Przede wszystkim fantastyczne. Pierwszy raz widziałem taką atmosferę w turnieju siatkówki. Kibiców cieszących się widowiskiem. Właśnie tak powinno ono wyglądać: fani wspierający swój zespół, ale przy tym nigdy niebędący przeciwko rywalowi. W Krakowie, gdzie graliśmy pierwszą rundę, trybuny były prawie pełne na każdym naszym meczu. A przecież nie graliśmy wtedy z Polakami! Niesamowite.

Przyjeżdżaliśmy wtedy jako drużyna znikąd, a walczyliśmy o medale. W półfinale ulegliśmy z Brazylią dopiero po tie-breaku. Z tamtego meczu pamiętam frustrację, bo mogliśmy go wygrać, gdyby nasz atakujący Antonin Rouzier grał lepiej. Może jako trener mogłem wtedy podjąć lepsze decyzje? Frustracja po tamtej porażce sprawiła, że nie byliśmy w stanie się podnieść na mecz o trzecie miejsce z Niemcami. Ale koniec końców turniej był dla nas piękną podróżą i dał nam dużo ważnego doświadczenia na kolejne lata. A oglądanie, jak Polska sięga po mistrzostwo świata, dało nam dużo motywacji. Wspaniale było to zobaczyć.

Dlaczego wspaniale?

Nie wygrała reprezentacja najsilniejsza na papierze, a najlepszy zespół. Bardzo podobał mi się Mariusz Wlazły, niezwykły atakujący. Niezbyt wysoki, ale bardzo szybki. W finale najlepszym graczem był Mateusz Mika. Grał pięknie. Jednak przede wszystkim Polska była wtedy świetna jako drużyna i tym pokonała Brazylię. Muszę dodać, że Polska z 2018 roku też mi się podobała. Tamten zespół był bezbłędny. Grał prostą siatkówką, ale niesamowicie efektywną. Ten wasz mecz przeciwko USA w półfinale - co za spotkanie!

W tym roku będzie pan musiał późno chodzić spać lub wstawać wcześnie rano, żeby oglądać mecze. W Japonii w godzinach spotkań będzie albo późny wieczór, albo środek nocy.

Zgadza się. Myślę, że będę oglądał na żywo najważniejsze mecze, a pozostałe zobaczę w wygodniejszych dla mnie godzinach.

Umówi się pan na wspólne oglądanie z Michałem Kubiakiem?

Czemu nie? Jeśli Francja będzie grała z Polską, pewnie obejrzymy ten mecz razem.

Rozmawiał pan z Kubiakiem o tym, dlaczego zrezygnował z gry w drużynie narodowej?

Tak, ale treść tej rozmowy zostawię dla siebie.

Ponad rok po odejściu z kadry Francji może pan powiedzieć, że bez prowadzenia reprezentacji życie trenera siatkówki jest łatwiejsze?

Jest. Jednak kiedy oglądam mecze swoich byłych zawodników, tęsknię za adrenaliną i za klimatem siatkówki na najwyższym międzynarodowym poziomie. Oglądając spotkania mistrzostw świata w Polsce, będę tęsknił także za atmosferą na trybunach, którą pamiętam z 2014 roku.

Czytaj także:
"Nie kupuję tej retoryki". Wicemistrz świata ostro o Grbiciu
Zaufany człowiek Nikoli Grbicia. "Każdy z nas tego potrzebuje"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×