Wyobraź sobie, że masz niecałe 24 lata. Siatkówka jest całym twoim życiem. Masz bardzo udane ostatnie dwa sezony, zdobyłeś złoto Ligi Światowej. Grasz na takiej pozycji, że jesteś wciąż uznawany za spory młody talent. I nagle dostajesz diagnozę, która zmienia wszystko. To się stało z Aleksą Brdjoviciem.
- Po dwóch sezonach spędzonych w Rosji po raz kolejny dostałem powołanie do reprezentacji, to było w 2017 roku. Mieliśmy badania zdrowotne, całkowicie rutynowe. Nie czułem nic złego, normalnie pięć dni wcześniej rozegrałem mecz w lidze. Znaleźli u mnie arytmię. Najpierw mijał miesiąc, później dwa, trzy, cały czas chodziłem na badania. Czekałem 2,5 roku. W jednym momencie było już trochę lepiej, ale później znowu się zaczęło - opowiada Serb dla WP SportoweFakty.
- Nic nigdy nie czułem, żadnego bólu. Tylko kiedy biegam na bieżni, dochodzę do maksymalnego obciążenia i wtedy wychodzi na komputerze, że coś jest nie tak - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Polacy w ćwierćfinale mistrzostw świata! Kulisy meczu z Tunezją | #PODSIATKĄ - VLOG Z KADRY #24
Śladami ojca
W siatkówkę Serb zaczął grać jako nastolatek. Był pośrednio na nią skazany. Jego ojcem był znakomity trener, a także olimpijczyk Dejan Brdjović, który zmarł, gdy pracował w Espadonie Szczecin. Wyjechał na święta do ojczyzny pod koniec 2015 roku i już nie wrócił. Miał zaledwie 49 lat. - To było ekstremalnie trudne dla mnie, bo jego śmierć była niespodziewana - wyjawia jego syn.
- Było mi bardzo trudno, najpierw po jego śmierci, później ta sprawa z arytmią. Nie mogłem sobie wyobrazić, że to mi się przydarzy. Nie było tak, że mi się kręciło w głowie na treningu, czy było mi niedobrze. Nie mogłem jednak nic zmienić - dodaje.
Co zrobić?
Pożegnanie ze sportem często stanowi problem dla wielu utytułowanych zawodników, którzy kończą karierę po trzydziestce. Często są pogubieni, nie mają planu na siebie. Co więc mówić o przypadku Brdjovicia, na którego diagnoza spadła w niespodziewanym momencie.
- Nic nie robiłem, tylko czekałem. 2-3 lata siedziałem i miałem nadzieję na powrót. Było mi bardzo ciężko tak wcześnie zakończyć karierę. Miałem dopiero 23 lata, a moja droga naprawdę dobrze się układała. Miałem już kontrakt z Arkasem Izmir, ale do tego transferu już nie doszło - tłumaczy.
- Było bardzo trudno, psychicznie. Trenowałem od 14., może od 15. roku życia. Lata spędzałem w reprezentacjach młodzieżowych, resztę roku w klubach. Potrzebne mi było kilka miesięcy odpoczynku, by to przetrawić. Na szczęście już się z tym pogodziłem - wyjawia.
Telefony z pomocą
Aleksa jednak ostatecznie pozostał przy siatkówce. Pracę jako menadżer zespołu zaproponował mu selekcjoner Serbii Igor Kolaković.
- Kiedy Igor Kolaković został selekcjonerem, zadzwonił do mnie. Znam chłopaków, trenowałem z nimi w jednej drużynie parę lat. Trochę jest inaczej, nie pełnię roli trenera i mam na głowie trochę spraw organizacyjnych. Moim celem jest uczenie się od Igora, jest jednym najlepszych psychologów i ludzi, jakich spotkałem. Także asystenci są świetni np. Janić, który był wielkim graczem i ma na swoim koncie sukcesy jako trener. Co trening uczę się czegoś nowego, na boisku i poza nim - przyznaje były rozgrywający.
- Jest mi trudno, kiedy oglądam mecze, treningi. Czasem mnie coś złapie w sercu, ale generalnie pogodziłem się z tym już w głowie. I to najważniejsze - ocenia.
Będzie szedł śladami ojca i zostanie szkoleniowcem, chociaż wcześniej w ogóle nie rozważał tego kroku. W połowie poprzedniego sezonu został asystentem trenera Radnicki Kragujevac. W tym będzie pełnił już poważniejszą rolę.
- Nigdy nie myślałem, by być trenerem. Mój ojciec tam pracował kilkanaście lat wcześniej. W Kragujevcu cenią moją rodzinę, mieszkałem tam i jestem z miastem związany. Pierwszy raz dyrektor klubu zadzwonił do mnie cztery lata temu. Ja wtedy nie myślałem o tym zawodzie, czekałem po prostu na powrót. W połowie poprzedniego sezonu zadzwonił ponownie. Wtedy pomyślałem, że chciałbym zostać w siatkówce. Spróbowałem i byłem asystentem trenera przez sześć miesięcy. Od tego sezonu będę pierwszym trenerem - wyjaśnia.
"U was jest najlepsza atmosfera w siatkówce na świecie"
Polscy kibice, którzy śledzą ligową siatkówkę, z pewnością dobrze kojarzą serbskiego rozgrywającego. Występował w latach 2013-2015 w PGE Skrze Bełchatów, z którą zdobył mistrzostwo Polski.
- Było mi tu przecudownie. Skra to jeden z najlepiej zorganizowanych klubów na świecie. Ma wielu kibiców, non stop była pełna hala. Dwa lata współpracowałem z Miguelem Falascą, to czołowy trener, który niestety odszedł przed trzema laty. Mieliśmy sporo sukcesów w pierwszym sezonie, w drugim byliśmy w Final Four Ligi Mistrzów. Mnóstwo nauczyłem się od Falasci i od graczy - opowiada.
Brdjoviciowi bardzo w naszym kraju podoba się klimat wokół siatkówki i wyjawia, że w Serbii przegrywa popularnością z innymi sportami.
- Atmosfera jest niesamowita. Wystarczy zobaczyć, ilu kibiców przychodzi nie tylko na waszą reprezentację, ale też na mecze bez Polaków. U was jest najlepsza atmosfera w siatkówce na świecie. Trochę mi przykro, że nie ma tego w Serbii i innych miejscach. W naszym kraju najbardziej popularne są piłka nożna i koszykówka. W Serbii siatkówkę się śledzi tylko wtedy, kiedy są półfinały i finały - dodaje.
Brdjović miał okazję współpracować z obecnym selekcjonerem kadry Polski Nikolą Grbiciem, którego teraz komplementuje.
- To był najlepszy gracz na świecie, na pewno na rozegraniu. Wykazał się w ZAKSIE, z którą wygrał Ligę Mistrzów. Teraz z Polską też osiąga wyniki. Będzie wielkim trenerem, już teraz wiele osiągnął - kończy Brdjović.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty
***
Reprezentacja Serbii w 1/8 finału mistrzostw świata siatkarzy zmierzy się z Argentyną. Początek meczu we wtorek, 6 września o godz. 17:30.
Czytaj więcej:
Ukraina walczy w mistrzostwach świata. Ich były trener na froncie
Bardzo dobry mecz Polek. Świetny prognostyk przed mistrzostwami świata