Dwie czerwone kartki w meczu Projekt - ZAKSA. Ukarani zdradzili, co wydarzyło się pod siatką

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Aleksander Śliwka podczas meczu Projekt Warszawa - Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Aleksander Śliwka podczas meczu Projekt Warszawa - Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

W starciu Projektu Warszawa z Grupa Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle emocji nie zabrakło. W trzecim secie czerwonymi kartkami ukarani zostali Aleksander Śliwka i Jakub Kowalczyk. Po meczu obaj zdradzili, co wydarzyło się między nimi pod siatką.

W konfrontacji z udziałem czwartej i piątej ekipy PlusLigi trudno było wskazać faworyta. Mistrzowie Polski, przed sobotnim starciem, mieli nad rywalem sześć punktów przewagi. Po wygranej Projektu Warszawa nad Grupa Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle 3:1, rywalizacja o pierwszą czwórkę nabrała rumieńców.

W trakcie spotkania, pomiędzy zawodnikami obu ekip kilkakrotnie iskrzyło. Apogeum emocji miało miejsce w trzeciej partii, w której od początku kontrolę posiadali goście. Po jednej z wymian ciśnienia nie wytrzymali Aleksander Śliwka i Jakub Kowalczyk.

Reprezentant Polski zbyt agresywnie zareagował na prowokacyjne zachowanie rywali. Środkowy stołecznej ekipy nie pozostał mu dłużny i w efekcie prowadzący to spotkanie Marek Budzik ukarał obu zawodników czerwonymi kartkami.

ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu

- Pojawiły się prowokacje po tym bloku na mnie, najpierw z mojej strony, później ze strony rywali. Jednak nie było to nic, po czym powinienem ruszyć na drugą stronę siatki, więc nie znajduję nic na swoje wytłumaczenie. Rozmawiałem później z chłopakami i wiedzą, że to nic personalnego. To była taka próba zrobienia lekkiej zadymy, bo w meczu nie szło nam najlepiej. Udało się pobudzić nas na tyle, by wygrać trzeciego seta, ale później już tego nie kontynuowaliśmy - powiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", tuż po spotkaniu,  Aleksander Śliwka.

Wielki konflikt pod siatką nie miał miejsca, aczkolwiek decyzje arbitra okazały się nieodwołalne. Pomiędzy zainteresowanymi nie było jednak "złej krwi" co potwierdził Jakub Kowalczyk w wywiadzie dla oficjalnej strony internetowej warszawskiej drużyny. Obaj gracze, krótko po tym incydencie, podali sobie zresztą ręce.

- To była sztuka siatkarskiej konwersacji. Nie spodobało się sędziemu, co tam sobie opowiadaliśmy. To były same przyjemne i miłe rzeczy, tak więc nie ma co drążyć. Ja tam zresztą bardzo mało mówiłem, tak więc nie ma o czym opowiadać - tłumaczył po spotkaniu siatkarz zwycięskiej ekipy.

Czytaj także:
PGE Skra Bełchatów w kryzysie. Prezes dziewięciokrotnego mistrza Polski zabrał głos
Tam jeszcze nie grali. FIVB zaskoczyła wyborem gospodarza Klubowych Mistrzostw Świata siatkarzy

Komentarze (0)