Niesamowita walka PGE Skry Bełchatów. Byli blisko finału

PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: atakuje Aleksandar Atanasijević
PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: atakuje Aleksandar Atanasijević

PGE Skra Bełchatów i Valsa Group Modena rozegrały stojący na niesamowitym poziomie mecz półfinałowy. Goście potrzebowali dwóch setów do awansu i wyszarpali je 10. drużynie Plusligi.

Walka o finał Pucharu CEV zgromadziła komplet kibiców w hali Energia. Dawno w tym obiekcie nie było takich gwiazd, jak Bruno Rezende czy Earvin Ngapeth. Najważniejsze spotkania europejskich pucharów do tej pory bełchatowianie rozgrywali w Łodzi, w Atlas Arenie. Jednak ten sezon w Skrze jest najgorszym od lat, nie wiadomo czy drużyna w ogóle zagra w fazie play-off w Pluslidze.

Za wynikami poszły ważne decyzje. Po meczu z Modeną z klubem pożegna się Konrad Piechocki, który funkcję prezesa klubu pełnił przez 24 lata. Za jego kadencji PGE Skra zdobyła 32 medale i trofea. Przed rozpoczęciem spotkania doszło do wzruszających scen. Piechockiemu podziękowali pracownicy klubu, zawodnicy oraz kibice.

W pierwszym meczu Modena zwyciężyła 3:1, więc w Bełchatowie musiała po prostu zdobyć punkt, by awansować do finału. Początek spotkania nie toczył się jednak po myśli gości. Aleksandar Atanasijević szalał w polu zagrywki, a na środku siatki czujny był Dawid Gunia, który dostał trudne zadanie. Musiał zastąpić chorego Mateusza Bieńka.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan

Przewaga PGE Skry z początku seta zaczęła topnieć. Włosi dobrze wyczuwali intencje Grzegorza Łomacza i stawiali szczelny blok. Końcówka jednak znów należała do polskiego zespołu, a akcja na 23:20 przypomniała o PGE Skrze z najlepszych lat.

Po zmianie stron dał o sobie znać mało widoczny do tej pory Karol Kłos, nakręcając się jeszcze bardziej dopingiem kibiców. Valsa Group Modena starała się pilnować wyniku, ale inicjatywa była po stronie 10. drużyny Plusligi. Do czasu, goście po raz pierwszy w meczu wyszli na prowadzenie (16:15) i odżyli. Kilkanaście minut później doprowadzili do wyrównania.

Zespół prowadzony przez Andreę Gianiego poszedł za ciosem. Szybko zbudował obie przewagę, ale bełchatowianie nie składali broni. Walczyli o absolutnie każdą piłkę, jakby ta miała być ostatnią. Kibice na trybunach oglądali dzięki temu świetne widowisko. Z jednej strony widowiskowy Ngapeth, a z drugiej zespół rzucający wszystko, co ma na szalę.

Nabuzowany Dick Kooy i wtórujący mu Aleksandar Atanasijević dali z siebie wszystko, fruwali ponad blokiem przeciwników i niespodziewanie wyszarpali drugiego seta, utrzymując szanse na awans. Te szybko zostały rozwiane przez zespół z Modeny. Włoski zespół postawił na zagrywkę i tym elementem rozbił PGE Skrę.

Tie-break nie miał już większego znaczenia dla losów spotkania, bowiem goście po wygraniu dwóch setów zapewnili sobie grę w finale. Obie ekipy wystawiły do gry zmienników. Górą byli siatkarze z Modeny.

PGE Skra Bełchatów - Valsa Group Modena 2:3 (25:22, 21:25, 25:21, 16:25, 14:16)

PGE Skra: Gunia, Kłos, Kooy, Lanza, Atanasijević, Łomacz, Gruszczyński (libero) oraz Musiał, Mitić , Vasina, Rybicki, Milczarek (libero), Janus.

Modena: Bruno, Sanguinetti, Stanković, N’gapeth, Lagumdzija, Rinaldi, Rossini (libero) oraz Marechal, Sala, Rousseaux, Salsi, Bossi.

Czytaj także:
Tureckie demony powróciły. Polski zespół postawił się faworytkom Ligi Mistrzyń
Tego właśnie chciał Grbić. Ujawniamy rewolucję w polskiej siatkówce przed IO

Źródło artykułu: WP SportoweFakty