To historia bez precedensu. Siatkarska reprezentacja Niemiec pod wodzą Michała Winiarskiego sensacyjnie zapewniła sobie awans na igrzyska olimpijskie, które w 2024 roku odbędą się w Paryżu.
Sensacyjne wyniki sportowe to jedno, ale cała cała otoczka i okoliczności, w jakich pracuje Winiarski jest nie do opisania.
- Nasza reprezentacja nie ma ani jednego sponsora. Wszystko finansuje federacja, która dostaje pieniądze od państwa - mówił niedawno w rozmowie ze sport.pl Winiarski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wyskoczyła w samym kostiumie. "Odwołujemy jesień"
Teraz zdradził kolejne szczegóły. O ile nie może narzekać na warunki, jeżeli chodzi o przygotowanie, to inne fakty są zdumiewające.
- Zawodnicy reprezentacji Niemiec, którzy przyjeżdżają na kadrę, nie dostają kompletnie nic. Nie otrzymują żadnych pieniędzy, nie mają ubezpieczenia. Przyjazd to ich dobrowolna decyzja, ale też ryzyko, bo jednak pieniądze zarabia się w klubie - przyznał w wywiadzie dla Weszło.
Winiarski zdradził, że na początku miał duże problemy ze skompletowaniem składu. Z podobnymi - w kadrze żeńskiej - borykał się Vital Heynen, który musiał prosić zawodniczki o przyjazd. Tutaj porównuje wszystko z tym, jak sprawa wygląda w naszym kraju.
- Polakom zazdroszczą prawie wszystkie reprezentacje na świecie, bo u nas marzeniem każdego siatkarza jest przyjazd na kadrę. Trener ma duże pole manewru w doborze zawodników. Ja w pierwszym roku byłem postawiony pod ścianą, bo większość siatkarzy na początku nie grała w reprezentacji - zdradził.
Przypomnijmy, że Winiarski prowadzi reprezentację Niemiec od 2022 roku. Teraz - na przełomie września i października - drużyna pod jego wodzą pokonała w Rio de Janeiro Brazylię, Włochy, Iran, Kubę, Katar, Czechy oraz Ukrainy i z kompletem zwycięstw wygrała turniej kwalifikacyjny do IO w Paryżu.
Nasi zachodni sąsiedzi zagrają w igrzyskach olimpijskich po raz pierwszy od 2012 roku. W Paryżu zagrają też oczywiście Biało-Czerwoni.
Zobacz także:
Zaskakujący rywal Polaków. Chcą zorganizować mistrzostwa świata
Słowa Włocha wywołały oburzenie. "Liczą potrójnie"