Krew, pot i łzy, czyli droga przez mękę. Czekaliśmy na to 48 lat. Gramy o złoto!

Materiały prasowe / VolleyballWorld / Na zdjęciu: reprezentacja Polski
Materiały prasowe / VolleyballWorld / Na zdjęciu: reprezentacja Polski

Niemal pół wieku to wystarczająco dużo, by wreszcie napisać nową legendę. Mieć nowych bohaterów. I kibice, i nasi siatkarze bez wątpienia na to zasłużyli. Wreszcie gramy o złoto, choć tak często byliśmy niedaleko. Panowie, przejdźcie do historii!

2004, 2008, 2012, 2016, 2021. Te lata w najnowszej historii polskiej siatkówki, już tej XXI-wiecznej, na zawsze zapiszą się na czarnych kartach. Biało-Czerwoni zawsze na igrzyska jechali w gronie kandydatów do medalu. Zawsze też wracali rozczarowani po ćwierćfinale.

Pechowy jak Polak

Czasem brakowało jednej piłki. Kto wie, jak potoczyłaby się historia polskiej siatkówki, gdyby nie ta akcja w ćwierćfinale igrzysk. 2008 rok. Polska - Włochy, 2:2, 15:15. Kapitalnie zagrywa Mariusz Wlazły, piłka przechodzi na drugą stronę. Wydawałoby się perfekcyjna sytuacja na zdobycie pierwszego meczbola.

ZOBACZ WIDEO: Tomasz Fornal: staram się od tego odciąć

Valerio Vermiglio popisuje się jednak kapitalnym przeglądem sytuacji. W ostatniej chwili dotyka piłki na siatce. Ta przechodzi przez ręce Łukaszowi Kadziewiczowi i wpada w nasze boisko. Akcja jedna na tysiąc.

Polacy mają świadomość, że uciekła im kapitalna szansa, być może jedyna. I nie są już w stanie nawiązać walki. W następnej akcji Włosi kończą kontrę i brutalnie przerywają marzenia o medalu u ówczesnych wicemistrzów świata. Sam Łukasz Kadziewicz przyzna potem, że ta akcja będzie mu się śniła przez lata.

Na dwóch następnych igrzyskach Polacy nie są nawet blisko awansu do półfinału. W 2012 roku przegrywamy z Rosją (0:3), która później zdobywa mistrzostwo olimpijskie. Takiego scenariusza najpewniej by nie było, gdyby nie zlekceważenie meczu z Australią i porażka 1:3. Wtedy o awans do strefy medalowej trafilibyśmy na znacznie łatwiejszych Niemców.

Cztery lata później w Rio w swojej grupie Polska zajmuje drugie miejsce. Odbywa się losowanie. Biało-Czerwoni mogą trafić w ćwierćfinale na USA i Kanadę. Na kogo trafiliśmy? Nie muszę nawet mówić. Amerykanie gromią nas 3:0. A my znów mówimy, co by było, gdyby działacze wyciągnęli inną kulkę. W końcu "gdzie tak pięknie potrafią przypuszczać"?

Łzy Kurka

2021 rok. Wydaje się, że to ta edycja, kiedy w końcu przełamiemy klątwę. Od początku igrzysk idzie nam znakomicie. Wygrywamy grupę mimo problemów zdrowotnych naszego kapitana Michała Kubiaka. W ćwierćfinale trafiamy na Francuzów. Trójkolorowi byli już w zasadzie jedną nogą poza igrzyskami, mogli odpaść w grupie. Byliśmy faworytami.

Kluczowy moment ćwierćfinału. Prowadzimy 2:1 i 7:4. Wydaje się, że nic już nie odbierze nam  tego zwycięstwa. A jednak. Nakręceni Francuzi odwracają losy meczu. Nasi siatkarze są absolutnie bezradni w ofensywie. Poza Wilfredo Leonem nikt nie kończy piłek. Zaciął się Bartosz Kurek.

Na zdjęciu: Bartosz Kurek podczas meczu z Francją na IO w Tokio/Fot. Leszek Szymański/PAP
Na zdjęciu: Bartosz Kurek podczas meczu z Francją na IO w Tokio/Fot. Leszek Szymański/PAP

Na brak sukcesu tym razem wpływ miało także nasze zdrowie - kontuzja Michała KubiakaVital Heynen budował ekipę w oparciu o naszego kapitana. Nie przygotował sobie planu B. Widać było, że gdy Semeniuk i Śliwka wchodzili na boisko, to wątpili w siebie, nie byli w stanie wykrzesać choć połowy swojego ogromnego potencjału. To właśnie to zadecydowało o porażce.

Widok zapłakanych Bartosza Kurka i Fabiana Drzyzgi rozdzierał serce. Nawet część dziennikarzy obecnych wtedy w Tokio nie mogła powstrzymać łez w strefie mieszanej. Te łzy rozpaczy jednak u Bartosza Kurka w tym roku zamieniły się w łzy szczęścia.

W tym tkwi wyjątkowość kadry Grbicia

2024 rok. Ten rozdział kończy smutną opowieść o klątwie ćwierćfinałów. Choć po wyraźnie przegranym meczu fazy grupowej z Włochami (1:3) można było mieć wątpliwości, to ekipa Nikoli Grbicia w najważniejszym meczu, starciu o strefę medalową, pokonała Słoweńców 3:1.

Mało tego, nasi reprezentanci w meczu ze Stanami Zjednoczonymi znaleźli się pod ścianą. Przegrywali 1:2, stracili podstawowego rozgrywającego Marcina Janusza, Paweł Zatorski grał z urazem, wcześniej ze składu wypadł Mateusz Bieniek. Nasi nic sobie z tego nie zrobili. Wygrali po morderczym meczu 3:2.

To właśnie selekcjoner jest tu jednym z kluczowych elementów. Od początku powtarzał on siatkarzom, że prawdziwych mistrzów od przypadkowych zwycięzców odróżnia umiejętność bycia najlepszym, kiedy to jest najbardziej potrzebne. Od początku wskazywał, że każdy zawodnik ma być zawsze gotowy. Doskonale udowodnił to Grzegorz Łomacz. W półfinale zagrał on mecz życia. Był wybitny. Najlepszy, kiedy to było jak najbardziej potrzebne. I takie rzeczy mogą dać nam przewagę psychiczną w finale.

Na zdjęciu: radość polskich siatkarzy w Paryżu
Na zdjęciu: radość polskich siatkarzy w Paryżu

Za reprezentacją stoi także umiejętne połączenie doświadczenia i zawodników ze złotego pokolenia juniorów. Mamy takich weteranów jak Bartosz Kurek czy Wilfredo Leon. A nasi niegdyś wybitni młodzi zawodnicy są w optymalnym wieku, by osiągać sukcesy.

Mowa o złotym roczniku 1997, który przez cztery lata swoich juniorskich turniejów nie przegrał żadnego (!) z 48 meczów. Wygrał absolutnie wszystko. W podstawowym składzie w sobotę zobaczymy trzech zawodników tej drużyny: Jakuba Kochanowskiego, Tomasza Fornala i Norberta Hubera.

To połączenie zawodników bardziej doświadczonych i tych młodych skutkuje niesamowitą głębią składu. To właśnie ona jest kluczowa na tak dużych turniejach. Istnieje tylko jedna drużyna, która może się nią pochwalić. I jest nią właśnie nasz finałowy przeciwnik.

Na to trzeba uważać

Francuzi są niczym siatkarska hydra. Jak utniesz im jedną głowę, to wyrośnie kolejna. Gdy jeden z najlepszych atakujących świata - Jean Patry - zawodzi, to za niego wchodzi genialna wschodząca gwiazda Theo Faure. Gdy są problemy na przyjęciu, to mogą wejść kapitalni Yacine Louati czy Kevin Tillie.

Największym atutem Francuzów jest dwóch rozgrywających, których można spokojnie zaliczyć do grona pięciu najlepszych na świecie. Antoine Brizard i Benjamin Toniutti kapitalnie dowodzą drużyną. Te mózgi zespołu działają jednak inaczej. Trójkolorowi są w stanie dostosowywać styl gry pod rywala, nie tracąc przy tym w ogóle na jakości. Tego może im zazdrościć każda reprezentacja świata. W tym Polska.

Nie wiadomo wciąż bowiem, czy Marcin Janusz będzie w stanie wejść do gry w sobotnim finale. Nasz rozgrywający zmaga się z urazem pleców. Jest więc ryzyko, że przez całe spotkanie będzie musiał grać tylko Łomacz. I w razie słabszej dyspozycji nie będzie mógł liczyć na pomóc kolegi.

Warto zaznaczyć, że nawet jeśli Polacy nie zdobędą złota, to odniosą największy sukces od niemal pół wieku. Oni jednak tak tego nie postrzegają. Mają gen zwycięzcy i w pełni zadowala ich tylko triumf w całym turnieju.

***

Ostatni olimpijski medal (i jedyne złoto) reprezentacja Polski zdobyła podczas igrzysk w Montrealu w 1976 roku w składzie: Włodzimierz Stefański, Bronisław Bebel, Lech Łasko, Edward Skorek, Tomasz Wójtowicz, Wiesław Gawłowski, Mirosław Rybaczewski, Zbigniew Lubiejewski, Ryszard Bosek, Włodzimierz Sadalski, Zbigniew Zarzycki, Marek Karbarz. Trenerem był Hubert Jerzy Wagner. Biało-Czerwoni w finale pokonali ZSRR 3:2.

***

Finał igrzysk olimpijskich w siatkówce mężczyzn odbędzie się w sobotę, 10 sierpnia o godz. 13:00. Relację na żywo z meczu Francja - Polska będzie można śledzić na WP SportoweFakty.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Obrazek z treningu mówi wiele. Najnowsze wieści o stanie zdrowia Polaków

Źródło artykułu: WP SportoweFakty