Piła to miasto bogate w tradycje siatkarskie. Kibice żeńskiej odmiany volley’a pamiętają sukcesy PTPS-u, który na przełomie tysiącleci królował w rozgrywkach ligowych, a także pokazywał się z dobrej strony na europejskich boiskach. Sukcesy tamtej drużyny są już tylko historią, bo klub zakończył działalność po sezonie 2020/2021.
Piła znów chce Tauron Ligi
Dziś na północy województwa wielkopolskiego nie brakuje zamiłowania do siatkówki. Po upadku „starej” Piły, powstała „nowa”. KS Piła to jednak drużyna, która w przeciwieństwie do wielu przykładów z polskiego podwórka, nie chce być utożsamiana ze starymi czasami i tradycjami. Za budowę nowego klubu odpowiadają dobrze znani w lokalnym środowisku bracia Lach. Za sportowy rezultat odpowiedzialność bierze Damian Zemło. Pochodzący z Malborka szkoleniowiec był ostatnim opiekunem PTPS-u. Jeszcze przed 25. urodzinami prowadził upadający zespół w Tauron Lidze, co wywołało niemałe zaskoczenie w polskim środowisku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Pokazał, ile ma koszulek Messiego. To coś więcej niż kolekcja
Zemło podjął się pracy również w nowym klubie z Piły. Po przejęciu zespołu w trzeciej lidze doprowadził go do dwóch kolejnych awansów. W ostatnich sezonach KS kończył rywalizację ze srebrnymi medalami. Jakkolwiek wynik z ubiegłego roku był miłą niespodzianką, tak po porażce z Eco Harpoon LOS-em Nowy Dwór Mazowiecki w tegorocznych finałach, w Pile da się odczuć niedosyt. W rozmowie z WP SportoweFakty Zemło wraca do przegranej rywalizacji, ale również opowiada o odrodzeniu siatkówki w Pile i budowie własnej kariery.
Michał Winiarczyk: Jak umawialiśmy się na rozmowę, powiedziałeś, że wciąż w tobie buzują emocje. Czujesz smutek, złość rozczarowanie po minionych finałach I ligi?
Damian Zemło: Wszystkiego po trochu. Właśnie złości, smutku i jakiegoś takiego rozczarowania. Dużo oczekiwaliśmy od siebie w tym sezonie. Aczkolwiek pierwsze co powiedział prezes na początku sierpnia, to było, że celem minimum jest gra w finale. Nie było bardzo mocnego nacisku na awans. Zrealizowaliśmy podstawowe zadanie, ale trudno nie czuć żalu, bo jednak wiele osób liczyło na złoto. Ten medal będzie bardzo długo do mnie dochodził w kontekście pozytywów. Ludzie wokół mnie widzą ich dużo więcej niż ja.
Zastanawiam się, czy te nieoczekiwane srebro sprzed roku, gdy jako beniaminek pokazaliście się z bardzo dobrej strony, nie rozbudził apetytów zarówno u was, jak i u kibiców?
Patrząc na chłodno… chyba masz rację. Rok temu wydostaliśmy się ze sporego dołka, bo w pewnym momencie plasowaliśmy się na szóstym miejscu, przez co później musieliśmy gonić i walczyć w tie-breakach. Pokonaliśmy w turnieju finałowym LOS Nowy Dwór Mazowiecki, co było sporą niespodzianką.
W tym roku oczekiwano od nas więcej. My chyba też mierzyliśmy wyżej. Nie wiem, czy było to potrzebne, czy nie. Gra w czwórce była jak najbardziej zasadna. Znaliśmy swój potencjał, a bardziej potencjał do tego, żeby poziom zespołu progresował. Z wielu rzeczy takich jak na przykład postęp niektórych zawodniczek jesteśmy bardzo zadowoleni. Zresztą, one też. Być może z tego powodu apetyt stawał się coraz większy. Nowy Dwór Mazowiecki był w tym sezonie bardzo stabilny. My nie umieliśmy się temu przeciwstawić. Zagraliśmy z nimi jedno dobre spotkanie i tyle.
Trener Bartosz Kujawski w pierwszej części sezonu powiedział mi, że najbardziej obawia się rywalizacji właśnie z KS-em Piła ze względu na doświadczone zawodniczki.
Wiele mówiło się o doświadczeniu, a nie o jego blasku. Na przykład rok temu Sokół Mogilno – oni mieli wszystkie siatkarki z wieloletnim stażem w Tauron Lidze. U nas to doświadczenie oczywiście jest. Nie zakrzywiam rzeczywistości, ale rozkładając na czynniki pierwsze, to ono wygląda jakby trochę inaczej. Emilia Szubert dwa lata temu wróciła po ciąży po chyba dwóch latach przerwy. Oliwia Urban dwa czy trzy lata temu miała operację barku i też po niej długo wracała. W ogóle sądzę, że Oliwia grała teraz najlepszy sezon swój, tj. rok temu grała gorzej i w drugiej lidze grała gorzej niż teraz. Była jedną z najstabilniejszych, przyjmujących całej 1. ligi.
Warto zwrócić uwagę na pracę, jaką wykonał Nowy Dwór Mazowiecki. Bartek często podkreśla fakt, że zwraca uwagę na profil psychologiczny zawodniczek. Pamiętam, jak rozmawiałem z nim w październiku. Był zadowolony z takiego miksu charakterów, który udało się stworzyć. Myślę, że było to widać w finałach w Pile, bo strasznie to zażarło.
Zamykając wątek finałów – nie żałujesz sytuacji z końcówki ostatniego meczu, gdy porwały cię emocje?
Jestem człowiekiem, który jak dostaje pytanie typu „Czy żałujesz…”, praktycznie zawsze odpowiada „nie”. Tym razem przełamię swoją zasadę. Tak, żałuję tego, co się wydarzyło. To było bez sensu. Poniosły mnie emocje. Zarówno w trakcie, jak i po meczu fajnie to wyjaśniłem z Anią Bodasińską. Znamy się od lat, współpracowaliśmy razem, więc wiem, że nie chowa do mnie urazy. Przeprosiłem, załatwiłem sprawę jak najszybciej, bo nie chciałem, by przysłoniło to wielką radość LOS-u z tytułu. Jeśli ktoś jeszcze poczuł się urażony sytuacją, to raz jeszcze przepraszam.
Jak to się stało, że znalazłeś się w "nowej" Pile? Byłeś ostatnim trenerem "starej" drużyny z tego miasta, która nie cieszyła się ani dobrą opinią, ani organizacją. Wszedłeś w świeży projekt i z trzeciej ligi doprowadziłeś KS do dwóch wicemistrzostw na zapleczu Tauron Ligi.
To chyba jedyna rzecz, która sprawia, że na drugie srebro mogę również patrzeć pozytywnie. Zacznijmy od tego, że jak wspomniałeś - to bardzo młody klub. Rozegraliśmy dopiero cztery sezony. W każdym z nich notowaliśmy sukcesy. Możemy pochwalić się dwoma awansami rok po roku, a także dwoma srebrnymi medalami z rzędu. Ten ostatni krążek pokazuje jednak, że nie można mieć wszystkiego tak od razu.
Co do historii mojej współpracy. Niby Piła to znany ośrodek siatkarski w historii polskiej siatkówki kobiet, ale jednak tylko lokalizacja łączy nas ze starą drużyną. Organizacja KS-u Piła stoi na niesamowitym poziomie. Już w trzeciej lidze funkcjonowaliśmy lepiej niż PTPS, a myślę, że teraz możemy pochwalić się lepszym zarządzaniem niż niektóre kluby Tauron Ligi. To, że dziś jestem w KS-ie, to trochę przypadek. Nowym klubem zajmują się inne osoby. To nie było tak, że ktoś mnie tam znał i stwierdził: "Dobra, niech zostaje, a my zrobimy sobie coś po nowemu". Za budowę klubu odpowiadają Michał i Przemysław Lach. Postawili sobie za cel stworzenie nowej, zdrowo funkcjonującej organizacji.
Po starcie "nowej" Piły, w listopadzie, zmienił się trener. Michał jest dziennikarzem sportowym. Pamiętał mnie z czasów pracy w starym zespole. Widział jak prowadzę treningi i komunikuję się z siatkarkami. Zadzwonił do mnie: "Cześć Damian, nie wiem, czy nas obserwujesz, ale może chciałbyś się podjąć pracy?". Przez sprawy rodzinne chciałem na moment lekko odsunąć się odd siatkówki. Miałem na stole umowę, tak by ten okres przeżyć w "zwykłej" pracy. Początkowo odmówiłem Michałowi, ale ten nie dawał za wygraną. „Nie wiem co, ale jako klub zrobimy wszystko, żebyś wyszedł z tej sytuacji suchą stopą. Przyjedź do nas w poniedziałek do firmy” - powiedział, chcąc jednocześnie pomóc rozwiązać sprawę z umową o pracę. Zadzwoniłem do żony, a ona krótko: Jedź, rób to. No i tak się znalazłem w „nowej” Pile.
Nie miałeś obaw jak to będzie wyglądać? Po wcześniejszej pracy w Pile mogłeś mieć różne uprzedzenia.
Wiedziałem, że już wtedy nowy zespół wyglądał solidniej od starego. Michał i Przemysław brzmieli przekonująco i wiarygodnie. Wiedziałem, że nie rzucają słów na wiatr. Oglądali każdą złotówkę cztery razy. W sumie do dziś tak robią i przez to klub jest stabilny finansowo. To ułatwiło mi i Michalinie (żonie trenera – przyp. M.W) podjęcie decyzji o przeprowadzce do Piły.
Czy opinia o "starej" Pile chodzi za wami, gdy mowa o pozyskiwaniu sponsorów albo odbiorze przez kibiców?
Nie będę ukrywał, że do tej pory od czasu do czasu zdarzają się uszczypliwe komentarze pod naszym adresem. Najczęściej pojawiają się opinie, że zrobiliśmy reset, zostawiliśmy długi i założyliśmy klub, który jest kontynuacją poprzednika. Raz jeszcze podkreślę, że nie mamy niczego wspólnego z PTPS-em, który grał w Tauron Lidze. Nie zmieniła się hala i siedziba biura, ale to dlatego, że po prostu wynajmujemy je od miasta. Nie jesteśmy żadnym kontynuatorem tradycji starego klubu, nie uzurpujemy sobie praw do dawnych tytułów. Wszystko jest tak naprawdę inne. Początkowo mocno walczyliśmy o podawanie prawidłowych informacji, bo często mylono nawet nazwę klubu. Ludzie uważali, że KS Piła i PTPS Piła to jedno i to samo. No nie…
Wiem, że polska historia w XXI wieku zna wiele klubów sportowych, które powstały na nowo, a nawiązują do historii starych, które poupadały ze względu na długi. W przypadku Piły nie ma mowy o żadnej reaktywacji. To po prostu nowy klub, tyle że w mieście, w którym w przeszłości przez lata funkcjonowała już profesjonalna siatkówka kobiet.
Dużo się zmieniłeś trenersko od czasu pracy w PTPS-ie?
Nie mam takiego ciężaru pracy jak dawniej. W KS-ie mamy team managera, kierownika, prezesa, a nawet osobę od marketingu, więc tak naprawdę w sprawach pozasportowych jestem co najwyżej doradcą. Zajmuje się dziś w sumie tylko „trenerką”. A skoro o nią pytasz, to wróciłbym do naszego wywiadu sprzed lat. Tamta rozmowa była jak polityka, to znaczy wielu osobom się podobała, ale wielu nie. Dochodziły do mnie opinie, że jakim cudem ja - dwudziestoparolatek bez doświadczenia - wymądrzam się nt. pracy trenerów. Dziś patrzę na to z uśmiechem, bo widzę, że obrałem dobrą drogę.
Nie pracuję, by się komuś przypodobać. Wyniki, które osiągnąłem z KS-em Piła, pokazały, że nie jestem pyskatym, nieopierzonym gościem, który pozjadał wszystkie rozumy i uważa się za autorytet trenerski. Pokornie przeszedłem drogę od najniższego szczebla do dwóch medali pierwszej ligi. Już pracując w "starej" Pile wiedziałem, że coś nie coś rozumiem, jeśli chodzi o siatkówkę. Dziś wiem, że jestem lepszym szkoleniowcem. Mam świadomość własnej wartości. Również wyniki ją bronią. Potrafię jednak zachować pokorę. Nie uważam się za Bóg wie kogo. Mam wielkie ambicje, bo osiągnięcia dają do tego podstawę.
Stałem się pragmatykiem. Kiedyś mocno rozpamiętywałem różne decyzje. Dziś poświęcam mniej czasu na gdybanie i zastanawianie się, czy było warto, czy nie. Być może zebrane doświadczenie sprawiło, że często skracam proces myślowy. Widzę po sobie większy spokój w podejmowaniu decyzji.
Dalej jesteś takim uparciuchem jak kiedyś?
Jak zapytałbyś się dziewczyn z drużyny, to powiedziałyby pewnie, że tak (śmiech). Odpowiadając za siebie = na pewno nie jestem tak uparty jak dawniej. Z drugiej strony małe i duże sukcesy trochę utwierdzają mnie w przekonaniu, że dobrze myślę. Podobnie jest z siatkarkami. Patrzę na pojedyncze zawodniczki i widzę ich progres na przestrzeni sezonu. To się zgrywa z wynikami, więc poniekąd ta upartość - albo raczej konsekwencja - się opłaca.
Jak wygląda sytuacja KS-u Piła w kontekście kolejnego sezonu?
Byliśmy otwarci zarówno na możliwość awansu, jak i jego brak. Przygotowaliśmy sobie pewnego rodzaju lufciki. Co zadziwiające, chyba trudniej nam będzie dopiąć skład na kolejny sezon w 1. Lidze niż na Ekstraklasę. W przypadku awansu mieliśmy już pewne plany co do zakontraktowania niektórych zawodniczek.
KS Piła cechuje się stabilizacją. Sporo zawodniczek jest z nami od lat. Władze klubu wierzą we mnie, ale również w siatkarki. Dziewczyny zostały po awansach i na wyższym poziomie również dały sobie radę. Ten zwyczaj sprawia, że jestem spokojny o skład na kolejny sezon. Nie będę niczego ogłaszać, bo nie wiem jak to wszystko formalnie wygląda. Mam jednak pewność, że zawodniczki chcą tu grać.
A jak się zapatrujesz na rywalizację z innymi w 1. Lidze? Oprócz was mocno o awans mogą walczyć także zespoły z Warszawy i Imielina.
Mogę powiedzieć otwarcie, że zrobimy wszystko, by awansować. Mamy organizację, finanse i środowisko kibiców na miarę Tauron Ligi. Potrzebujemy do tego dołożyć sportowy wynik. W minionym sezonie finał był planem minimum. Teraz poprzeczka idzie wyżej. Nie możemy udawać fałszywie skromnych, gdy wszyscy wokół wiedzą, jakie jest nastawienie.
Miałeś okazję być na stażu u trenera Stefano Lavariniego. Nawiązuję do kwestii twojego indywidualnego rozwoju. Czy Piła jest już twoim stałym miejscem? Jak i gdzie widzisz siebie w przyszłości?
Prywatnie super nam się żyje w Pile. Zarówno ja, żona i nasze dziecko mamy wszystko co potrzeba do szczęścia. To fajne miasto średniej wielkości - idealny balans. Dodatkowo w klubie wszystko idzie bardzo dobrze, więc na pracę też nie mogę narzekać. Znasz dobrze środowisko siatkarskie i wiesz jak czasem trudno znaleźć stabilny klub. Teoretycznie mówimy o profesjonalnych organizacjach, ale w praktyce oczywiste kwestie… nie zawsze są tak oczywiste.
Na dziś nie widzę powodu, by zmieniać coś na siłę. Nie powiem jednak, że zamykam się na rozwój. Jeśli kiedyś dostałbym ciekawy telefon, to pewnie usiadłbym z żoną i prezesami, by przemyśleć sprawę. Przed rozmową rozmawialiśmy o tym, że wciąż jestem uważany za młodego trenera. Sam też się nim czuję, a to sprawia, że jest we mnie duża otwartość na naukę. Fajnie się rozwija z zaufaniem od klubu takiego jak Piła, ale wiem, jaki jest zawód trenera. Tak samo jak KS, tak i ja mam też duże ambicje.
Bądź na bieżąco, oglądaj mecze siatkówki online w Pilocie WP (link sponsorowany).