Z Łodzi, Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Pierwszego seta ekipa Marcelo Mendeza wygrała do 22, drugiego zaś na przewagi do 24. W trzecim turecki zespół triumfował 25:20, ale czwarta odsłona znów należała do jastrzębian po wygranej 25:18.
- Jak smakuje? Naprawdę dobrze. Jesteśmy trzecią najlepszą drużyną w Europie i biorąc pod uwagę, jak wysoki poziom prezentuje się w Lidze Mistrzów to jest to ogromny sukces. Cieszymy się z tego bardzo. Wiedziałem, że po sobotniej przegranej musimy wyjść z pozytywną energią. Gdybyśmy myśleli tylko o porażce, nie dalibyśmy rady rozegrać tego meczu. Takie emocje pomagają mi wejść na wyższy poziom - przyznał na gorąco po spotkaniu Łukasz Kaczmarek.
W pewnym momencie zapachniało powtórką scenariusza z półfinału, gdzie JSW Jastrzębski Węgiel prowadził z Aluronem CMC Wartą Zawiercie 2:0, a przegrał 2:3.
ZOBACZ WIDEO: Ależ to były emocje! Zobacz reakcje Flicka na gole w El Clasico
- Gdybym się obawiał, to bym tu nie wyszedł na boisko. Jesteśmy sportowcami, jesteśmy przygotowani na takie sytuacje. Sobotni mecz z Zawierciem to było widowisko na najwyższym światowym poziomie. Rywale z zagrali świetnie, gratulacje dla nich. A my udowodniliśmy, że potrafimy się podnieść - przekonywał atakujący.
Sukces ten brzmi jeszcze bardziej dumnie biorąc pod uwagę fakt, że Jastrzębski musiał radzić sobie bez kontuzjowanych Jakuba Popiwczaka oraz Norberta Hubera.
- Tak, niestety. Ale po raz kolejny zmiennicy dali świetne zmiany. To pokazuje siłę tej drużyny. Możemy być dumni z tego brązowego medalu. Po takim meczu zagrać z taką energią i wygrać - to pokazuje, jaką jesteśmy drużyną. Daliśmy z siebie wszystko. Ten mecz pociągnęliśmy z tzw. wątroby - uznał Kaczmarek.
- Nie rozmawialiśmy o półfinale. Do rozpoczęcia meczu o brąz była cisza. Nie było co mówić. Każdy przeżywał to po swojemu. Wiedzieliśmy, jak blisko byliśmy finału. Ja osobiście spałem może trzy godziny. Ale to jest sport - trzeba umieć przegrać, uznać wyższość rywala. I podnieść się, co właśnie zrobiliśmy - dodał.
A poza urazami dochodzi do tego po prostu zmęczenie organizmu. Po stronie drużyny z Jastrzębia-Zdroju "nie w pełni zdrowych" graczy było więcej. W tym gronie są też właśnie nasz rozmówca czy rozgrywający Benjamin Toniutti.
- To był chyba 52. mecz w sezonie, do tego podróże, treningi. I nie tylko my byliśmy poturbowani na finiszu rozgrywek - kluby z Zawiercia czy Warszawy również. Wszyscy grali na granicy możliwości. Nasza liga jest na tak wysokim poziomie, że w każdym meczu trzeba dać sto procent. Dlatego teraz bardzo cieszę się na te 2-3 miesiące odpoczynku. Nie wyobrażam sobie pojechać za dwa tygodnie do Spały i zacząć znów trenować. Podziwiam tych, którzy to robią - podkreślił.
A jak Łukasz Kaczmarek będzie się relaksował po sezonie 2024/2025?
- Już za cztery dni jadę z przyjaciółmi do Szwecji na ryby - totalny reset. Potem czas tylko dla rodziny, na spokojne, jakościowe wakacje. Zasłużyliśmy na to - zakończył.
Bądź na bieżąco, oglądaj mecze siatkówki online w Pilocie WP (link sponsorowany).