Dwa przypadki dopingu u reprezentantów Polski w siatkówce w zaledwie kilkanaście dni. Najpierw głośno było o Mikołaju Sawickim, u którego pozytywny wynik dała próbka pobrana w trakcie finałów PlusLigi. W czwartek do publicznej wiadomości podano z kolei informację o zawieszeniu byłej już reprezentantki Polski Kamili Witkowskiej. Nie ma się więc co dziwić, że obie sprawy psują humor nie tylko fanom siatkówki, ale także działaczom.
- Nie uważam, że w siatkówce mamy problem z dopingiem. Sprawa Kamili Witkowskiej ciągnie się od blisko roku i zupełnie przypadkowo zbiegła się w czasie z zawieszeniem Mikołaja Sawickiego. Zresztą obie sprawy są zupełnie inne i dotyczą zupełnie innych przypadków. Nie ponosimy za to odpowiedzialności, bo każdy z zawodników i zawodniczek sam musi być świadomy zagrożenia związanego z braniem suplementów, czy błędnym wypełnianiem dokumentów antydopingowych. To taka sama część ich obowiązków, jak występy na boisku - twierdzi prezes PZPS i były znakomity siatkarz Sebastian Świderski.
Władze związku nie zamierzają wyciągać poważnych konsekwencji z ostatnich problemów czołowych zawodników. Ich zdaniem sytuacja to po prostu efekt przypadku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niezwykłe sceny w USA. Jak ona to wygrała?!
- Ze swojej strony robimy wszystko, by edukować zawodników. Przed początkiem każdego sezonu reprezentacyjnego organizujemy spotkania z przedstawicielami POLADA, na którym zawodnicy są uczulani na wszystkie kwestie związane z antydopingiem. Być może jednak po tych dwóch przykładach postaramy się o więcej takich szkoleń. Nie sądzę jednak, by problem tkwił właśnie w tym. Uważam, że nasi zawodnicy są świadomi, a o tych obowiązkach często mówi się w szatniach. Dzisiaj jednak margines błędu jest minimalny, a coraz częściej wpadki dopingowe wynikają z zanieczyszczonych suplementów, a tego nie da się przewidzieć - tłumaczy Świderski.
Działacz zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt całej sytuacji, czyli to, jak długo trwają procedury antydopingowe.
- Na wynik próbki Mikołaja Sawickiego czekaliśmy miesiąc, a przecież dzisiaj normą jest, że wyniki badań dostajemy raptem po kilku godzinach. Witkowska zakończyła już karierę, ale jakby to wyglądało, gdyby była czynną zawodniczką i przez rok czekała na werdykt w swojej sprawie? Zupełnie zaskoczył mnie wyrok w jej sprawie, a o wszystkim dowiedziałem się z mediów - dodaje.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty