Dla siatkarzy reprezentacji Polski turniej Ligi Narodów był pierwszym etapem przygotowań do tegorocznych mistrzostw świata. Biało-Czerwoni w prestiżowej rywalizacji wystąpili bez swoich największych gwiazd - Pawła Zatorskiego, Marcina Janusza i Mateusza Bieńka, których z powodu problemów zdrowotnych zabrakło w kadrze na 2025 rok.
Kontuzje i innego rodzaju problemy sprawiły, że Nikola Grbić nie mógł skorzystać także z usług Norberta Hubera, Bartosza Kurka i Mikołaja Sawickiego. W trakcie rywalizacji urazy wykluczyły z gry także Rafała Szymurę i Aleksandra Śliwkę, z kolei Bartosz Bednorz do pełnił sił po kontuzji, jakiej doznał w sezonie ligowym, powrócił dopiero przed turniejem finałowym.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Fornal i Kłos w świetnych humorach
Mimo tych wszystkich problemów, wicemistrzowie świata podtrzymali dobrą passę, po raz szósty z rzędu stając na podium rozgrywek Ligi Narodów. Trener Vital Heynen, którego podopieczni, reprezentacja Chin, zakończyli zmagania na ósmej pozycji nie ukrywa, że jest pod wrażeniem postawy Biało-Czerwonych.
- Reszta świata musi wykonać sporo pracy, by dorównać liderom rankingu FIVB! Być może reprezentacja Polski nałożyła na siebie pewnego rodzaju presję, ale też nie pozostawiła złudzeń takim występem. Czasami bywa tak, że masz drużynę, która jest w tzw. flow. I Polacy to mieli - przyznał Heynen w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
- Często powtarzam, że chodzi o to, by zmusić rywala do słabej gry, a w Ningbo każda drużyna - Japonia, Brazylia i Włochy - grały źle przeciwko reprezentacji Polski. Potrafiliście ich naciskać, mieliście zawodników, którzy w każdym meczu napędzali zespół, jak Kewin Sasak czy Wilfredo Leon w finałach. Osiągnęliście niesamowity wynik, mimo że brakowało kilku ważnych graczy.
Mecz finałowy turnieju w Ningbo z udziałem reprezentacji Polski i Włoch szkoleniowiec reprezentacji Chin oglądał na żywo. Belg, który w Polsce przez dwa sezony pracował z siatkarzami Transferu Bydgoszcz (2013-2015), a następnie doprowadził reprezentację Polski do tytułu mistrza świata (2018), nie ukrywa, że mimo upływu lat, w dalszym ciągu ma wielki sentyment do naszego kraju.
- W 2013 roku, kiedy prowadziłem niemiecką kadrę, przyjechaliśmy na Mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce. Pamiętam barażowy mecz Polska - Bułgaria w Ergo Arenie oraz Mazurek Dąbrowskiego śpiewany a capella przez polskich kibiców powalił mnie na kolana. Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Nagrałem wtedy hymn i do dziś, ilekroć zmieniam telefon, kopiuję to nagranie, żeby mieć je zawsze pod ręką - przyznał doświadczony szkoleniowiec.