Jak przystało na hit kolejki emocje były - realcja z meczu ZAKSA Kedzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów

Rywalizacja ZAKSY Kędzierzyn-Koźle ze Skrą Bełchatów zapowiadana była jako hit kolejki. Po meczu na pewno nie ma osoby, która poziomem pojedynku byłaby rozczarowana. Jedynie kibice gospodarzy mogą czuć pewien niedosyt, że historia z poprzedniego sezonu się nie powtórzyła.

Pierwsze akcje meczu pomiędzy ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle a PGE Skrą Bełchatów były popisem gry atakujących. Zarówno Mariusz Wlazły, jak i Jakub Jarosz prezentowali atomowe ataki w trzeci metr boiska rywali. Gra była bardzo wyrównana i żaden z zespołów nie był w stanie odskoczyć na więcej niż jedno oczko. Na przerwę techniczną zespoły zeszły po skutecznej akcji Mariusza Wlazłego (7:8). Po powrocie na parkiet obraz gry nie zmienił się znacznie. Po jednej z bardzo długich wymian, jakich w niedzielnym meczu nie brakowało, atakiem nie do podbicia popisał się Bartosz Kurek (14:15). Po tej akcji młody przyjmujący Skry udał się w pole serwisowe. Widać było, że siatkarz "miał swój dzień", ponieważ posyłał piłkę z ogromną siłą. Efektem tego były dwa asy i zwiększenie przewagi do czterech oczek (14:18). Okazało się, że dystans punktowy był na tyle duży, że gospodarze nie byli w stanie go zniwelować. Próby odrobienia strat były nieskuteczne, tym bardziej, że podopieczni Jacka Nawrockiego "złapali wiatr w żagle". Partia zakończyła się po tym jak zablokowany został Jakub Jarosz (19:25).

W kolejnej odsłonie miejsce Terenca Martina zajął fiński przyjmujący kędzierzyńskiego teamu. Już na początku można było zauważyć, że podopieczni Krzysztofa Stelmacha nie zamierzali poddać się bez walki. Przy zagrywkach rozgrywającego ZAKSY gospodarze niedzielnego pojedynku doprowadzili do wyniku 3:0. Niestety dla fanów zgromadzonych w hali, bełchatowianie nie stracili zimnej krwi. Mierzony serwis Marcina Możdżonka pozwolił jego drużynie odrobić straty (3:3). Dalsza część partii była bardzo podobna do seta poprzedniego. Gra toczyła się punt za punkt, a publiczność była świadkiem wielu atomowych ataków i rewelacyjnych obron. Na drugiej przerwie technicznej na tablicy widniał wynik 16:15. Kolejne akcje były popisem gry Mariusza Wlazłego z jednej strony i bloku kędzierzynian z drugiej. Po tym jak zatrzymany został Daniel Pliński zawodnicy ZAKSY zdobyli dwudzieste oczko (20:19). Końcówka seta była niezwykle emocjonująca. Do samego końca nie było wiadomo, który z zespołów przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Ostatecznie skuteczny atak Bartosza Kurka i pomyłka Tuomasa Sammelvuo zakończyły partię drugą wynikiem 24:26.

Zawodnicy ZAKSY wychodząc na trzecią odsłonę zdawali sobie sprawę, że jeśli nie poprawią swojej gry, to będzie to ostatni set meczu. Do pierwszej przerwy technicznej partia niewiele różniła się od dwóch poprzednich. Jednak po powrocie na parkiet kędzierzynianie zaczęli prezentować się o wiele lepiej. Po bardzo dobrym ataku Jakuba Jarosza, do którego w tym fragmencie meczu Michał Masny posyłał większość piłek, jego zespół prowadził 10:8. Zawodnicy Skry bardzo szybko odczytali jednak sposób rozegrania przeciwników, czego efektem było zablokowanie atakującego ZAKSY i doprowadzenie do wyrównania (12:12). Kędzierzyński rozgrywający pokazał swoją klasę i zaczął posyłać piłki do Michała Ruciaka. Przyjmujący gospodarzy świetnie radził sobie z blokiem rywali. To właśnie po jednej z jego akcji na tablicy pojawił się wynik 19:17. Fragmentem decydującym o przebiegu końcówki tej partii był moment, kiedy Michał Ruciak udał się w pole serwisowe. Zagrywki przez niego posyłane były na tyle trudne, że zawodnicy Jacka Nawrockiego mieli problem z wyprowadzeniem swoich akcji. Po pomyłce Michała Winiarskiego kędzierzynianom do szczęścia brakowało dwóch oczek (23:18). Mimo prób zmniejszenie strat, mistrzowie Polski byli bezradni. Ostatni punkt w secie podarował gospodarzom Bartosz Kurek, który zepsuł zagrywkę (25:21).

W czwartej odsłonie zespoły ponownie grały punkt za punkt. Atak Mariusz Wlazłego na opadający blok dał jego zespołowi szósty punkt (6:6). Inaczej niż we wcześniejszych setach, środkowa część partii została zdominowana przez zespół ZAKSY, a właściwie przez Tuomasa Sammelvuo i Jurija Gladyra. Najpierw fiński przyjmujący wyprowadził kędzierzynian na prowadzenie 12:10, następnie ukraiński środkowy udał się w pole serwisowe, gdzie przebywał przez dłuższy czas (18:13). Bełchatowianie mieli na tyle duże problemy z przyjęciem zagrywki, że szkoleniowiec mistrzów Polski zmuszony był do roszad w składzie. Zmiany nie przyniosły poprawy gry podopiecznych Jacka Nawrockiego. Gospodarze pewnie kroczyli do wygrania czwartej odsłony. Po ataku Michała Ruciaka z przechodzącej piłki różnica punktowa była już znaczna (21:15), a kibice zgromadzeni na hali zaczęli wierzyć, że scenariusz z poprzedniego sezonu może się powtórzyć (kędzierzynianie przegrywali ze Skrą 2:0, by ostatecznie zwyciężyć w tie-breaku). Podopieczni Krzysztofa Stelmacha nie oszczędzili kibicom emocji, bowiem zakończyli seta dopiero za czwartą próbą, a uczylinił to atakiem ze środka Jurij Gladyr (25:22).

Jak wiedzą wszyscy kibice siatkówki tie-brak rządzi się swoimi prawami. Powiedzenie to i tym razem znalazło odzwierciedlenie w rzeczywistości. Do zmiany stron zespoły szły równo i nie było na hali osoby, która byłaby w stanie pokusić się wskazanie zwycięzcy. Świetnie prezentowali się zwłaszcza Mariusz Wlazły i Michał Ruciak. To właśnie po ataku tego ostatniego na tablicy pojawił się wynik 8:8. Wtedy też Jacek Nawrocki wezwał do siebie zawodników. Co szkoleniowiec Skry powiedział swoim zawodnikom pozostanie jego tajemnicą, jednak owe słowa okazały się niezwykle skuteczne. Mistrzowie Polski zaczęli grać bezbłędnie, a gospodarze niedzielnego pojedynku nie umieli posłać piłki w pole po stronie rywali. Po asie Marcina Możdżonka bełchatowianie prowadzili 12:8. Nic nie było w stanie odwrócić losów spotkania, tym bardziej, że podopieczni Krzysztofa Stelmacha byli jedynie cieniem samych siebie. Ostatecznie mecz zakończył się po błędzie Michała Ruciaka w polu serwisowym (9:15).

Spotkanie ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i PGE Skry Bełchatów niewątpliwie zasłużyło na miano hitu kolejki. Zawodnicy obu zespołów zostawili na parkiecie wiele zdrowia. Jacka Nawrockiego i sympatyków Skry cieszyć może, że mimo braku Stephana Antigi mistrzowie Polski byli w stanie zwyciężyć. Zadowoleni mogą być oni również z faktu, że do świetniej formy powracają Michał Winiarski i Mariusz Wlazły, który uznany został najlepszym graczem. Sympatycy ZAKSY zapewne żałują, że nie powtórzył się rezultat z poprzedniego sezonu, kiedy to ich ulubieńcy przegrywali ze Skrą 2:0, a ostatecznie zwyciężyli 3:2. Jednak i oni powinni się cieszyć. W końcu ich zespół był w stanie nawiązać walkę z mistrzami Polski, a zabrakło naprawdę niewiele.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów 2:3 (19:25, 24:26, 25:21, 25:22, 9:15)

ZAKSA: Jakub Jarosz, Michał Masny, Robert Szczerbaniuk, Jurij Gladyr, Michał Ruciak, Terence Martin, Marcin Mierzejewski (libero), Tuomas Sammelvuo, Grzegorz Pilarz, Dominik Witczak.

Skra: Mariusz Wlazły, Marcin Możdżonek, Michał Winiarski, Miguel Falasca, Daniel Pliński, Bartosz Kurek, Piotr Gacek (libero), Maciej Dobrowolski, Jakub Novotny, Michał Bąkiewicz.

MVP: Mariusz Wlazły.

Sędziowie: Piotr Dudek (pierwszy), Wojciech Maroszek (drugi).

Komentarze (0)