Ubiegły tydzień rozpoczął się od informacji, na którą czekała cała siatkarska Polska. Pytanie, kto ostatecznie pojedzie na mistrzostwa świata do Włoch, doczekało się wreszcie odpowiedzi. A może to pytanie wypada przeformułować? Zacznę więc inaczej: kto nie pojedzie na włoski mundial? Wypadnie Kuba Jarosz czy Michał Bąkiewicz? Daniel Pliński czy Patryk Czarnowski? A może nie pojedzie Piotr Gacek? Przecież urodziła mu się córka, jest zajęty innymi sprawami, Daniel Castellani nie może ryzykować brakiem koncentracji z jego strony. Warto więc wypróbować kogoś innego na tej pozycji. Bąkiewicz się nadaje... Na tak wielkiej imprezie taki eksperyment? Argentyński szkoleniowiec polskiej reprezentacji długo trzymał kibiców w napięciu. Zwlekał z ogłoszeniem ostatecznej czternastki aż do ostatniego poniedziałku. Wreszcie podniósł kurtynę. Teraz już wiadomo, kto uda się do Italii. Teraz można już spokojnie trenować w Spale, a media muszą się odtąd dwoić i troić, aby znaleźć dla siebie sensacyjny temat. Taką sensacją - wymyśloną przez media - miała być kontuzja Michała Winiarskiego. Na szczęście to tylko kolejna plotka. Ale czy to medialne "show" z wyborem składu na mistrzostwa pomoże drużynie? Dodajmy - medialne widowisko nakręcane przez same media. Twierdzę, że może jedynie zaszkodzić, gdyż nie o rozgłos chodzi, lecz o spokojne przygotowania do najważniejszej imprezy w tym roku. A forma wielu zawodników pozostawia wiele do życzenia, co pokazały mecze podczas Memoriału Huberta Wagnera czy sparingi z Brazylią w Ameryce Południowej. W poprzednim felietonie pisałem o braku stabilizacji w grze naszej drużyny narodowej. To zdanie po dzień dzisiejszy podtrzymuję, oglądając poczynania Polaków.
Do tego dochodzą te nieszczęsne kontuzje... Ostatecznie Daniel Pliński - podpora reprezentacji Polski na środku siatki - przegrał walkę z kontuzją barku. Spośród trzech powołanych środkowych żaden nie grał na ostatnim mundialu w 2006 roku, a tylko Marcin Możdżonek był w kadrze reprezentacji na igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2008 roku. - Na tej pozycji doświadczenie jest rzeczą bezcenną - uważa Ireneusz Mazur. Tego doświadczenia powołanym środkowym niestety brakuje. Medal za postawę należy się jednak Danielowi Plińskiemu. Nie pchał się na siłę do wyjazdu do Włoch, nie chciał być piątym kołem u wozu. Trener Castellani do końca wierzył, że Daniel wyleczy kontuzję, dawał sobie czas nawet do 20 września - pięć dni przed mistrzostwami świata - na powołanie środkowego Skry Bełchatów. Ten jednak postanowił nie jechać, jak to określił, w roli turysty do Włoch. Jednocześnie zadeklarował, że z kadry nie rezygnuje, że jak tylko wyleczy kontuzję będzie do dyspozycji trenera, będzie walczył o powołanie, nawet jeśli na mistrzostwach "wypłyną" lepsi zawodnicy od niego. Panie Danielu, pochwała za postawę! Pliński to wyraźnie człowiek z charakterem. Nie tak konfliktowy jak Łukasz Kadziewicz, nie rezygnujący na własną rękę z kadry z powodu przejściowych niepowodzeń jak Wojciech Grzyb. Zdrowia życzymy Panie Danielu! Tak jak Dawidowi Murkowi, który w zeszłym tygodniu po raz pierwszy zaprezentował się na boisku od 6 grudnia 2009 roku, kiedy nabawił się bardzo groźnej i wyglądającej przerażająco kontuzji lewej nogi. Siatkarz ma za sobą niejedną operację i długą rehabilitację. 33-letni zawodnik zagrał we wtorkowym sparingu Tytanu AZS Częstochowa z MCKiS Energetykiem Jaworzno. Dawid uwierzył, że można wrócić po ciężkiej kontuzji do gry. Ja wierzę, że wróci także do dawnej wysokiej dyspozycji. Takich ludzi jak Daniel i Dawid potrzebuje bowiem polska siatkówka.
Po równie ciężkiej kontuzji, zerwaniu ścięgna Achillesa, do treningów i gry powrócił kolejny z "wielkich" - Sebastian Świderski. Dwie operacje, zerwane ścięgno, kłopoty z kolanem to bardzo dużo jak na zawodnika już niemłodego. Sebastian jednak to kolejny z "walczaków" pośród polskich siatkarzy. Wrócił i znalazł się w kadrze reprezentacji Polski. Jednak forma jeszcze albo już nie ta i Sebastian nie pojedzie na mundial. Wypadł z dziewiętnastki, którą Castellani musiał przekazać do FIVB. Sebastian, tak jak Dawid, bardzo chce znowu grać, być w wysokiej formie. Jednak w obliczu aktualnej sytuacji widzi dla siebie inną rolę w reprezentacji, mianowicie - kogoś takiego jak słynny Giba w Brazylii czy niegdyś Vladimir Grbić w Serbii: grającego sporadycznie albo wcale dobrego "ducha" drużyny, z boku podpowiadającego i udzielającego wskazówek swoim młodszym kolegom. Brak powołania do ostatecznej czternastki sprawił, że Sebastianowi pozostały treningi w nowym klubie - ZAKSIE Kędzierzyn Koźle. Siatkarz ma być sporym wzmocnieniem tej ekipy w nowym sezonie i od razu ma wskoczyć do pierwszej szóstki. Jak zapowiedział na łamach portalu SportoweFakty.pl, rozpoczął już intensywne treningi w nowym klubie. Faktycznie jednak widzimy Sebastiana ostatnio gdzie indziej, lecz nie na parkiecie, mianowicie... w gokarcie. Na specjalne zaproszenie Red Bulla Sebastian Świderski wziął udział w wyścigu As w Karcie rozgrywanym na ulicach Warszawy, w imprezie, w której wzięły udział gwiazdy sportu, radia i telewizji. Jak sam mówi, założenie kasku i możliwość jazdy za kierownicą gokarta pozwala mu zapomnieć na chwilę o siatkówce i problemach z nią związanych. Odwiedził również dziecięcy turnieju Kinder + Sport w Zabrzu, którego jest ambasadorem. Z pewnością do rozpoczęcia rozgrywek PlusLigi Sebastian ma jeszcze sporo czasu na treningi i przygotowania. Ale czy syndrom - nazwę to - "wypalenia" już przytrafia się znakomitemu polskiemu zawodnikowi? Czy naprawdę chce już odetchnąć od siatkówki? Skupić się na motoryzacji i łowieniu ryb, co jest jego hobbym? Czy Sebastian Świderski przestał być siatkarzem? Uspokajam wszystkich, że nie. On na pewno sobie na to nie pozwoli. Nie Sebastian Świderski...
Paweł Sala
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)