Sympatycy Skry Bełchatów po pierwszym meczu ich zespołu na Klubowych Mistrzostwach Świata mieli nietęgie miny. Wprawdzie mistrzowie Polski pokonali Paykan Teheran, ale fakt, że nastąpiło to dopiero po tie-breaku wprowadził lekki niepokój. W piątkowym meczu kolejnym rywalem zespołu Jacka Nawrockiego byli gospodarze całej imprezy, Al-Arabi Doha, z którymi bełchatowianie wygrali w zeszłym roku na otwarcie KMŚ 3:0.
W premierowym secie tego spotkania pierwsze minuty upłynęły pod znakiem wyrównanej walki. Siatkarze Skry szybko jednak przejęli inicjatywę i na pierwszej przerwie technicznej prowadzili już trzema punktami. W grze polskiego zespołu nie było już tylu mankamentów, co w czwartkowym meczu i bełchatowianie kontrowali przebieg gry. Po ataku Marcina Możdżonka na tablicy wyników było już 12:9, a na przerwie technicznej przewaga mistrzów Polski wzrosła do pięciu punktów. Po powrocie na boisko sytuacja szybko zmieniła się na korzyść katarskiego zespołu, który nadspodziewanie łatwo zniwelował straty. Po skutecznym ataku Christiana Pampela i błędach siatkarzy Skry z wysokiego prowadzenia nie został nawet punkt (21:21). W szeregi bełchatowian wdarł się brak koncentracji, co skutkowało problemami ze skończeniem akcji. Gospodarze turnieju poczuli szansę na sprawienie niespodzianki, ale podopieczni Jacka Nawrockiego w porę się obudzili i wygrali 25:22.
Początek drugiego seta, podobnie jak w poprzedniej odsłonie, należał do Al-Arabi. Bełchatowianie zostali wręcz zgnębieni zagrywką Pampela, po którego serii punktów gospodarze prowadzili 7:2!. Niemoc Skry przerwał dopiero skuteczny atak Jakuba Novotnego, ale dyspozycja mistrzów Polski nie napawała w dalszym ciągu optymizmem. Czeski atakujący wziął na siebie ciężar gry i to po jego asie serwisowym Skra doprowadziła do remisu 12:12. Podopiecznym Jacka Nawrockiego brakowało jednak wyraźnie mocy, bo zeszłoroczni wicemistrzowie świata nie powinni tak męczyć się z zespołem tej klasy, co katarski Al-Arabi. Skra swój rytm gry złapała dopiero po drugiej przerwie technicznej, kiedy szybko wypracowała sobie kilkupunktową przewagę (19:16). W końcówce to prowadzenie wzrosło jeszcze do pięciu punktów, ale znowu z dobrej strony pokazał się Pampel i Skra miała już tylko o dwa „oczka” więcej (24:22). Bełchatowianie uniknęli jednak nerwowej końcówki i po ataku Mariusza Wlazłego wygrali 25:22.
Trzecia partia należała już zdecydowanie do siatkarzy Skry. Bełchatowianie od początku dominowali na boisku i zagrali tak, jak tego od nich się oczekiwało. Po dobrej zagrywce Możdżonka mistrzowie Polski prowadzili już 6:2 i stopniowo powiększali swoją przewagę. W drugiej części gry katarski zespół właściwie stanął w miejscu, oddając inicjatywę rywalom. Kiedy zespół Jacka Nawrockiego prowadził już 18:10 stało się jasne, że kibice w Doha nie zobaczą w tej partii już żadnej niespodzianki. Skra wygrała 25:15 i 3:0 w całym meczu.
Al-Arabi - Skra Bełchatów 0:3 (22:25, 22:25, 15:25)
Al-Arabi: Jumah, Mohmed, Pampel, Ahmed, Said, Ibrahim, Ismaiel (libero) oraz Abdullatif
Skra: Falasca, Novotny, Bąkiewicz, Możdżonek, Pliński, Winiarski, Zatorski (libero) oraz Wlazły, Kurek, Woicki, Kłos
Po meczu powiedzieli (PAP):
Konrad Piechocki, prezes PGE Skry: Pierwszy set był trochę nerwowy, ale kontrolowaliśmy sytuację. Musieliśmy uważać zwłaszcza na Pampela. To zawodnik na poziomie reprezentacyjnym, który znalazłby miejsce w każdym klubie europejskim. Cieszę się, że graliśmy konsekwentnie, realizowaliśmy taktykę i w kluczowych momentach potrafiliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Szczególnie w pierwszym i drugim secie, bo trzeci był już całkowicie pod naszą kontrolą. Przed nami dzień odpoczynku, a później ostatni mecz w grupie. Myślę, że przystąpimy do niego w pełni skoncentrowani i do półfinału awansujemy z pierwszego miejsca.
Paweł Woicki, zawodnik PGE Skry: Grając w naszej lidze, przyzwyczailiśmy się do tego, że z każdym przeciwnikiem trzeba grać maksymalnie skoncentrowanym i zaangażowanym. Dzisiaj może wyglądało tak, jakbyśmy nie byli do końca zaangażowani, bo graliśmy spokojniej. Staraliśmy się jednak, żeby emocje do końca nas nie opuściły i żeby nie było zbyt luźno. Dobrze, że udało nam się od początku do końca kontrolować grę. Nawet gdy w drugim secie trochę przegrywaliśmy, to wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie dogonić wynik i wygrać.