- Michał Kubiak nie mógł podpisać kontraktu na sezon 2011/2012 z Politechniką, bo miał podpisaną umowę z zespołem z Padwy. To władze Jastrzębskiego Węgla w ostatniej chwili wykupiły Kubiaka z włoskiej drużyny - mówi reprezentujący stronę siatkarza w sporze o jego przynależność klubową, Leon Bartman.
- Kontrakt Michała na dwuletnie reprezentowanie Politechniki Warszawskiej został podpisany za jego plecami, bez jego wiedzy i nie ma na nim podpisu zawodnika. Wersję autentyczną dokumentu z podpisami pana Andrzeja Grzyba i dwóch przedstawicieli Politechniki ujrzeliśmy dopiero wtedy, gdy sąd podesłał dokumenty do zapoznania się po pozwie - kontynuuje ojciec Zbigniewa Bartmana, kapitana Jastrzębskiego Węgla.
- Michał Kubiak udzielił pełnomocnictwa panu Andrzejowi Grzybowi, zamieszkałemu w Rzeszowie. Natomiast pan Grzyb przeniósł ten kontrakt do Włoch i podpisał go jako Spółka Sport Progres Italy na prawie włoskim. W kontrakcie jest zapis, że spółka deleguje pracownika Kubiaka do pracy sportowej w Politechnice Warszawskiej. To są po prostu czyste kurioza - wyjaśnia dalej Leon Bartman.
- W końcu lipca Michał Kubiak wypowiedział współpracę Andrzejowi Grzybowi. Ten jest w tej sytuacji zobowiązany do odesłania dokumentów zawodnikowi. Nie zrobił tego do dziś. Drużyna z Padwy chciała mieć Michała w swoim składzie na ten sezon. Nie było jej jednak stać na zawodnika tej klasy. Sam siatkarz z powodów rodzinnych preferował pozostanie w Polsce i kontynuację kariery w polskim zespole. Umożliwił mu to rzekomy "czarny charakter" tej afery, czyli Zdzisław Grodecki - kończy Leon Bartman.
- Nam zależało na tym, by zawodnik grał. Kiedy doszliśmy z Michałem Kubiakiem do porozumienia, zasięgnęliśmy porady naszej kancelarii prawnej. Dowiedzieliśmy się, że rację ma siatkarz, jednak pod jednym warunkiem. Wszystko, co mówi, musi być prawdą. My nie mieliśmy podstaw, by mu nie wierzyć - wyjaśnia prezes Jastrzębskiego Węgla, Zdzisław Grodecki.