Na milimetry od sensacji, Skra zaczyna pękać? - relacja ze spotkania AZS Politechnika Warszawska - PGE Skra Bełchatów

Nie taka Skra straszna, jak ją malują? Mogłyby na to wskazywać dwie porażki poniesione przez mistrzów Polski już na samym początku ligowej rywalizacji. Tym razem jednak bełchatowianie nie zawiedli swoich sympatyków i po ciekawym spotkaniu pokonali przeciwników reprezentujących barwy AZS Politechniki Warszawskiej w pięciu partiach.

Joanna Seliga
Joanna Seliga

Mecz zamykający rozgrywki przedostatniego weekendu października rozpoczął się po myśli ekipy gości, których wspierała nieszczególnie liczna, lecz niezwykle temperamentna grupa kibiców. Szczególną opiekę roztoczyli oni nad Mariuszem Wlazłym, którego powitali gromkimi brawami. Wyrazem ich dezaprobaty dla atmosfery wokół jego osoby był wywieszony przez nich transparent o treści: "PZPS robi pod siebie".

Jak przystało na faworytów tego spotkania, aktualni mistrzowie Polski szybko wypracowali sobie za sprawą punktowych bloków bezpieczną przewagę. Akademicy z Warszawy grali bowiem na ataku w kratkę. Udane zbicia przeplatali plasami, które nie miały prawa zaskoczyć bełchatowian. Swą ambitną postawą w defensywie, które dała im możliwość wyprowadzania kontr, zdołali jednak tuż przed jakże newralgiczną granicą dwudziestego oczka dopaść swoich rywali. Co więcej, po chwili cieszyli się już z prowadzenia!

Wspaniały blok warszawiaków na prawym skrzydle ekipy Jacka Nawrockiego podziałał na szkoleniowca gości niczym płachta na byka. Poprosił on o czas, który jednak nie wybił z rytmu rozpędzonych gospodarzy. Mimo iż w końcówce nad ich ciałami zapanowały nerwy, przez co nie wykorzystali dwóch setboli, błąd mistrzów Polski przy trzeciej z rzędu piłce setowej rozstrzygnął wynik premierowej partii (25:23).

Po krótkiej przerwie między setami do roboty wziął się kapitan Skry Bełchatów, który zaczął skutecznie straszyć swoich przeciwników bombowymi zagrywkami. Ci jednak nic sobie z tego nie robili i w swoim rytmie weszli w drugą odsłonę. W grze przyjezdnych dało się jednak zobaczyć ogromną złość spowodowaną przegraną w pierwszej partii. Zapewne zawodnicy z Bełchatowa mieli z tyłu głowy dwie poniesione już w tym sezonie porażki i nie chcieli, by scenariusz z meczów z Resovią lub ZAKSĄ się powtórzył.

Po drugiej przerwie technicznej bełchatowianie odskoczyli warszawiakom na kilka punktów. Wraz z każdą kolejną akcją coraz pewniej i lepiej czuli się na stołecznym parkiecie, w konsekwencji czego nie mieli większych problemów z poskromieniem ambicji graczy Politechniki, którzy mimo zrywu i sygnału danego przez siatkarzy z kwadratu do walki, nie zdążyli ich w porę dogonić.

Pojedynek rozpoczął się tym samym na nowo. Po swoistym siatkarskim "restarcie" więcej do powiedzenia na parkiecie mieli siatkarze Skry. Inżynierom brakowało odrobiny szczęścia i nieco więcej precyzji. Przy uproszczonych akcjach, jakie za sprawą efektywnego serwisu gości zmuszeni byli wyprowadzać, potrzeba im było więcej sprytu. Tego z kolei pod dostatkiem w swojej grze mieli bełchatowianie, dzięki czemu to oni posiadali po swojej stronie meczową inicjatywę. Z biegiem czasu starcie wyrównało się, dzięki czemu mogliśmy być świadkami ciekawych wymian po obu stronach siatki. Na ostatniej prostej tego seta podopieczni Radosława Panasa nie wykorzystali szansy w tragikomicznej wręcz akcji, w trakcie której każda z drużyn atakowała - w kuriozalny do tego, dodajmy, sposób - po kilka razy i ostatecznie, wskutek wybicia z rytmu, polegli.

Czwarta odsłona tej potyczki rozpoczęła się inaczej niż jej poprzedniczki. Od początku przewagę wypracowali sobie gracze AZS Politechniki Warszawskiej, którzy dwoili się i troili, by wywalczyć sobie prawo gry o wiktorię w tie-breaku. Ich dominacja momentami wręcz nie podlegała najmniejszej choćby dyskusji! Bełchatowianie jednak - jak przystało na klasowych zawodników - nie stracili rezonu i sukcesywnie odrabiali straty. Do remisu doprowadzili ostatecznie przy stanie po 19. Mimo to gospodarze nie dali już sobie wyrwać triumfu w tym secie i w świetnym stylu doprowadzili do tie-breaka.

Ostatnia odsłona przebiegała już pod dyktando przyjezdnych. Na ich korzyść zadziałało przede wszystkim większe doświadczenie i zachowanie w kryzysowych sytuacjach chłodnej głowy. Z drugiej jednak strony wielkie brawa za heroiczną postawę należą się również Inżynierom, którzy - mimo porażki - mogli zejść z parkietu z podniesionymi głowami.

AZS Politechnika Warszawska - PGE Skra Bełchatów 2:3 (25:23, 17:25, 20:25, 25:22, 6:15)

AZS: Żaliński, Nowak, Szymański, Kreek, Wierzbowski, Steuerwald, Wojtaszek (libero) oraz Gałązka, Krzywiecki, Mikołajczak, Gorzkiewicz.

Skra: Falasca, Wlazły, Winiarski, Kurek, Możdżonek, Pliński, Bąkiewicz (libero) oraz Woicki, Atanasijević, Kłos.

MVP: Bartosz Kurek

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×