W tym klubie zawsze była presja na wynik - rozmowa z Mariuszem Wiktorowiczem, szkoleniowcem BKS-u Aluprof Bielsko-Biała

Trener Mariusz Wiktorowicz może spać spokojnie przed nadchodzącymi świętami. Jego zespół jest na fali wznoszącej po dziewięciu wygranych meczach z rzędu. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl szkoleniowiec przekonuje, iż wartość jego zespołu pokażą dopiero starcia z Atomem Trefl i Bankiem BPS Muszynianką Fakro. Trener zdaje sobie sprawę, jak duże oczekiwania na wynik są w Bielsku-Białej.

Paweł Sala
Paweł Sala

Paweł Sala: Dziewiąte zwycięstwo BKS-u Aluprof z rzędu, a siódme w rozgrywkach PlusLigi Kobiet - nikt już chyba nie pamięta o fatalnym początku sezonu w wykonaniu Pana drużyny.

Mariusz Wiktorowicz: Na pewno po tej przerwie zaczęliśmy grać zdecydowanie lepiej. Ja powtarzałem, że w pierwszych pięciu kolejkach nie mieliśmy czasu na trenowanie, nie mieliśmy w okresie przygotowawczym wszystkich dziewczyn, Amerykanki późno do nas dołączyły, podobnie dziewczyny z kadry. Te pierwsze pięć kolejek wyglądało jak wyglądało. Ułożyło się to też tak, że graliśmy od razu z Bankiem BPS Muszynianką, potem przegraliśmy z Treflem i AZS-em Białystok. Wiemy też z jakiego powodu - mieliśmy problemy kadrowe. To złożyło się na słaby start sezonu i dopiero siódme miejsce w tabeli.

Ta przeszło trzytygodniowa przerwa w rozgrywkach ligowych przydała się Pana drużynie, bo od tego czasu gracie zdecydowanie lepiej. Jak zespół przepracował ten czas?

- Powtarzałem, że ta przerwa trzytygodniowa będzie bardzo pożyteczna dla nas. Przepracowaliśmy solidnie ten okres, dziewczyny dużo pracowały, zależało nam na tym, aby zgrać zespół. Na to poświęciliśmy dużo czasu. Również pracowaliśmy nad poprawą techniki indywidualnej. To w każdym kolejnym spotkaniu coraz lepiej funkcjonowało. Oczywiście, każde kolejne wygrane spotkanie budowało atmosferę, dziewczyny coraz lepiej się czuły ze sobą, coraz pewniej wychodziły na boisko, nie było strachu i lęku przed porażką.

Szeroki i wyrównany skład, dobre zmienniczki - taki był Pana zamysł przy konstruowaniu drużyny przed sezonem?

- Zespół się bardzo scementował. Mam wyrównany skład, dwie równe szóstki można tak powiedzieć. Przez te wszystkie mecze, które graliśmy w lidze, pucharach drużyna się uzupełniała. Nawet te krótkie zmiany dużo dawały. Dlatego też wpuściłem Asię Frąckowiak i Magdę Banecką do pierwszego składu w ostatnim meczu. Chciałem, żeby Magda była w grze i to się udało. Chcę, aby był to zespół przez duże "Z". I tak to zaczyna wyglądać.

Na co zwraca Pan szczególną uwagę w pracy z zespołem? Co jest Pana filozofią gry?

- Wpajam dziewczynom moją filozofię, że nie zawsze trzeba w pierwszych akcjach kończyć piłki. Mamy, co pokazują wszystkie mecze, wysoki zespół, przez co możemy grać na siatce w bloku. To coraz bardziej zaczyna nam się opłacać. Jak szanujemy piłkę, nie oddajemy jej w pierwszej akcji, nie ryzykujemy na samym początku, to możemy przecież zagrać blokiem. Nad tym pracujemy na treningach.

Co można jeszcze poprawić w grze Pańskiego zespołu?

- Chcemy wyeliminować błędy własne. Jeszcze zdarzają nam się takie serie punktów straconych, które w meczach z zespołami mocnymi są niewybaczalne później. To są szanse, które trzeba wykorzystywać, a jak idzie seria 5-6 punktów to nasz zespół nie powinien tak grać.

Obecny skład BKS-u Aluprof to w 90 proc. Pana autorska koncepcja. Na początku sezonu jednak obawiano się, czy z tym zestawieniem przebudowana drużyna jest w stanie znów walczyć o wysokie cele...

- Wiele było wypowiedzi na ten temat po pierwszych pięciu, sześciu kolejkach. Mówiono, że to jest skład wynikający z wolnej ręki, jaką dostał trener i mógł robić co chce. Ja się nigdy nie wyłamywałem z odpowiedzialności, tylko powtarzałem, że praca i cierpliwość to droga do sukcesu. Do niego potrzebna jest nam jeszcze ogromna praca i dużo spotkań, aby zespół grał jeszcze lepiej. Dużo rzeczy możemy jeszcze poprawić, potrenować. Nie możemy zachłysnąć się tą dobrą serią zwycięstw, bo trzeba każde spotkanie zamknąć i przejść do kolejnego.

Przed wami tuż po świętach maraton ciężkich spotkań w lidze i europejskich pucharach. Wówczas poznamy siłę BKS-u?

- Teraz tak naprawdę poznamy wartość naszego zespołu, jak zagramy wkrótce z Muszyną na wyjeździe czy z Atomem Trefl u siebie po Nowym Roku. Te spotkania dadzą odpowiedź, czy zespół jest w stanie zagrozić tym najlepszym ekipom. A śmiem twierdzić, że tak, bo jak graliśmy na początku jeszcze bez tego zgrania i potrafiliśmy wyrwać pojedyncze sety, to dlaczego nie mielibyśmy zwyciężyć w całym meczu.

W drużynie BKS-u pojawiło się przed sezonem wiele młodych zawodniczek, a odeszło kilka ikon bialskiego klubu. Młode siatkarki są w stanie udźwignąć grę zespołu?

- Jest siedem młodych zawodniczek, dużo nowych. Mamy drugą drużynę w lidze pod względem młodości. To, że dziewczyny są w kadrze to fajnie, ale to jeszcze młode siatkarki. Taka Joanna Wołosz czy Gabrysia Wojtowicz, ale także Klaudia Kaczorowska i Koleta Łyszkiewicz - one mają po 22-23 lata. Łyszkiewicz jeszcze z nami nie trenuje w pełnym wymiarze bo uczy się i ma maturę. Mamy oczywiście kilka dziewczyn doświadczonych, jak Natalia Bamber-Laskowska, która wróciła do grania. Też widać, że nam pomaga. Jest przecież Karolina Ciaszkiewicz. One już od dawna są w tym klubie i wiedzą, jak tu się gra o wysokie wyniki.

Przed nami 90-lecie klubu BKS. W Bielsku-Białej zawsze były duże oczekiwania, tym bardziej przy okazji tak ważnej rocznicy. Podołacie im?

- Presja na wynik w tym klubie jest, zresztą zawsze była. Na początku nikt nie patrzył, że jest zespół młody, nowy, tylko mówiono: macie wygrywać! Ja powtarzałem, że będziemy wygrywać, ale potrzebny jest czas, praca, cierpliwość. Odbudowaliśmy się, zespół jest pewny i nadal będziemy pracować, bo jest jeszcze nad czym. Zawsze można coś dopracować.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×