Kiedy 6. kwietnia 2009. roku na ruinach klubu AZS AWF Poznań powstawał KS Piecobiogaz Murowana Goślina wydawało się, że niebawem w polskiej siatkówce pojawi się kolejna drużyna mogąca włączyć się do walki o krajowe trofea. Co prawda wówczas drużyna rywalizowała na drugoligowym froncie, ale w składzie z takimi siatkarkami jak Beata Strządała, Paulina Chojna i Irina Archangielska bezsprzecznie zdominowała rozgrywki odnosząc komplet zwycięstw. Rok później w roli beniaminka podopieczne Jacka Skroka zajęły w rozgrywkach drugie miejsce walkę o awans przegrywając z PTPS Piła, a następnie w spotkaniach barażowych z Pronarem AZS Białystok. Historia powtórzyła się rok później, bowiem ekipa Piecobiogazu najpierw musiała uznać wyższość Siódemki Legionowo, w kolejnym podejściu ponownie zespołu AZS Białystok.
Dwa nieudane podejścia do najwyższej klasy rozgrywek najwyraźniej wyczerpały cierpliwość głównego sponsora. Firma Piecobiogaz postanowiła bowiem czasowo zawiesić współpracę, czego efektem była całkowita rozsypka drużyny, która jeszcze niedawno walczyła o awans do najwyższej klasy rozgrywek. Obecnie ekipa z Wielkopolski prowadzona przez byłego opiekuna Jedynki Aleksandrów Łódzki Aleksandra Klimczyka liczy dziewięć zawodnicze. Sam szkoleniowiec nie ukrywa, że w tej sytuacji trudno marzyć o czymś więcej, niż tylko walka o utrzymanie. - Wszyscy się wzmacniali poza nami. Z szóstkowych zawodniczek została Beata Strządała. Pocieszam się jedynie tym, że dziewczyny naprawdę bardzo solidnie pracują na treningach - przyznał opiekun KS Murowana Goślina na łamach Głosu Wielkopolski.
Szkoleniowiec nie ukrywa, że liczy na to, iż uda się uzupełnić braki kadrowe jeszcze przed rozpoczęciem ligowych rozgrywek. Bo choć drużynie nie brakuje ambicji, to weekendowe sparingi obnażyły braki kondycyjne w zespole. - Nie brakuje nam serca do gry. Zadowolony jestem też z debiutu rozgrywającej Natalii Gajewskiej, która ostatni sezon spędziła w Atomie Trefl Sopot, ale w spotkaniu z Zawiszą Sulechów było widać, że zespół nie wytrzymał kondycyjnie graniach trzech spotkań dzień po dniu - przyznał Aleksander Klimczyk na łamach Głosu Wielkopolski.