Po przegranym meczu zawodniczki Budowlanych Łódź nie były w dobrych nastrojach. Poza pierwszym setem, toczyły wyrównaną walkę z rywalkami, które potrafiły pokonać w poprzednim sezonie. Zarówno w drugiej, jak i trzeciej partii prowadziły dość wyraźnie. - Cóż, gdyby sety kończyły się na dwudziestu punktach to byłoby 2:1 dla Budowlanych - powiedział po meczu Alojzy Świderek, który ten mecz obserwował z wysokości trybun.
Marta Wójcik po meczu starała się wskazać przyczyny porażki. - Uważam, że się zdekoncentrowałyśmy. Powinnyśmy spokojnie doprowadzić do końca seta, a na pewno nie do przewag. Chwila nieuwagi, roztargnienie - nie wiem, czym to wytłumaczyć, zobaczymy na odprawie pomeczowej - przyznała rozgrywająca.
Sporo kontrowersji przyniosła jedna z ostatnich piłek w meczu. Budowlane prowadziły 24:22, ale nie wykorzystały dwóch piłek setowych, przy pierwszej Helena Horka skutecznie zaatakowała na prawym skrzydle, a przy drugiej zablokowana została Soraia Neudil Dos Santos i z asekuracją nie zdążyła Courtney Thompson. Przy stanie 24:24 piłka łodzianek wpadła w boisko, sędzia pokazała punkt, siatkarki zaczęły się cieszyć. Po chwili, po konsultacji z sędzią bocznym, punkt przyznano jednak przyjezdnym. Drużyna Aluprofu wyglądała na zaskoczoną, kapitan Sylwia Pycia próbowała jeszcze zmienić tą decyzję, ale była nie udało się. - Przyznam szczerze, że nie rozumiem tej decyzji. Z naszego punktu widzenia wyglądało, że piłka jednak była w boisku. Sędzia podjęła decyzję taką, a nie inną. Mogłyśmy jeszcze kolejną piłkę skończyć, bo ta nie była ostatnią - wyjaśniła po meczu Wójcik.
Zawodniczka uważała jednak, że ta sytuacja nie miała większego znaczenia dla dalszego przebiegu seta. - Wcześniej się już zdekoncentrowałyśmy. Prowadziłyśmy sześcioma punktami, a doprowadziłyśmy do przewag - dodała.
Kolejny mecz zawodniczki Budowlanych Łódź zagrają 21 października we Wrocławiu z miejscowym Impelem, a 29 października wrócą do Atlas Areny, gdzie zmierzą się PTPS Piła.