Joanna Seliga: AZS Politechnikę Warszawską okrzyknięto mianem rewelacji ligi. Chyba jednak nie taki diabeł straszny, nawet jeśli trenerem jest sam... "Diabeł"?
Sebastian Świderski: (śmiech) No tak. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że może być bardzo ciężko wygrać w Warszawie. Co prawda w rzeczywistości nie było tak trudno zdobyć w tym meczu komplet punktów, natomiast my i tak musieliśmy zagrać swoje. Byliśmy przede wszystkim cierpliwi. Zawodnicy spełnili też wszystkie założenia, które zostały im przekazane na odprawie i które się ostatecznie sprawdziły. Cieszy mnie to, że właśnie na takich trudniejszych rywali zespół potrafi dodatkowo się skoncentrować, nawet pomimo problemów zdrowotnych.
Po tym jednak poznaje się klasę ekipy, która może sobie pozwolić na ewentualne braki w składzie spowodowane kontuzjami...
- W ten sposób budowaliśmy tę drużynę. Dobieraliśmy poszczególnych zawodników tak, aby było jasne, kto jest podstawowym graczem, a kto rezerwowym. Konstruowanie teamu, w którym nie ma dużych dysproporcji, jest bardzo przydatne, gdy nadchodzi tak ciężki moment jak teraz. Mamy przecież poważne problemy zdrowotne i czterech podstawowych zawodników po prostu nie gra. Zastępują ich inni siatkarze, których wyniki pokazują, że to oni - jako zmiennicy - mogą niejednokrotnie prezentować się na boisku lepiej. Mamy bardzo wyrównany skład, który jest sobie w stanie poradzić na przestrzeni długiej i ciężkiej ligi. Będziemy się starali korzystać z naszej siły w tej kwestii.
Przykładem tak wartościowego zmiennika jest Grzegorz Pilarz, który w Warszawie rozegrał naprawdę udane zawody. Obserwując jego grę, można odnieść wrażenie, że jego miejsce powinno być w każdym pojedynku na parkiecie, a nie w kwadracie dla rezerwowych.
- Grzesiu jest zawodnikiem, który nie od dzisiaj gra w siatkówkę. Zresztą zdążył już zdobyć z Jastrzębskim Węglem mistrzostwo Polski, więc ma duże doświadczenie w walce o najwyższą stawkę. W ZAKSIE zdaje sobie sprawę ze swojego miejsca, wie, że jest zmiennikiem. Kiedy wchodzi na boisko, po prostu wykorzystuje swoją szansę, pokazując, że warto na niego postawić. Jest dla nas na pewno bardzo wartościowym graczem. Poza tym, czego może nie widać, robi fajną atmosferę w szatni. To bardzo ważne w kontekście budowania zespołu. Grzesiek to taki pozytywny duch naszej ekipy.
Po bardzo szczęśliwym dla Inżynierów meczu ze Skrą, podopieczni Jakuba Bednaruka odgrażali się, że teraz wszyscy powinni się ich bać. Wy jednak nie czuliście chyba przed nimi większego respektu?
- Do każdego czujemy respekt i nikogo nie lekceważymy. Zawsze jesteśmy maksymalnie skoncentrowani, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że PlusLiga jest bardzo przewrotna. Potrzeba naprawdę niewiele do tego, by stracić cenne punkty. Jak pokazuje tabela, między 2. a 6. lokatą jest dość duży ścisk. Warszawianie, po przegraniu z nami tego spotkania, spadli nagle o cztery pozycje. Najlepiej pokazuje to, jak ważne jest ciągłe bycie w grze i regularne zdobywanie kolejnych oczek. Podeszliśmy do tego starcia jak do każdego innego. To, że Politechnika zagrała nieco słabiej, nie jest naszym problemem.
Ten spadek AZS-u w tabeli o cztery miejsca, którego sprawcą była właśnie ZAKSA, można określić mianem symbolicznego pokazania warszawskiej ekipie, jakie jest jej miejsce w szeregu?
- Nie chcemy nikomu nic pokazywać, nic nie demonstrujemy. Fakt, iż jesteśmy teraz liderem ligi, tak naprawdę o niczym jeszcze nie świadczy. Dopiero play-offy pokażą, kto ma największą siłę i kto będzie walczył o mistrzostwo Polski. Wtedy właśnie wyjaśni się, kto jest prawdziwym liderem.
Wasza przewaga była widoczna w wielu elementach, ale można chyba wyróżnić jeden z nich. Pokonaliście bowiem Politechnikę jej własną bronią - zagrywką.
- Bardzo dużo czasu spędzamy nad tym elementem. Doskonale zdajemy sobie sprawę z braku podstawowego libero (Piotra Gacka - przyp. red.). Również Felipe Fonteles nie może na razie grać. Przez to mamy problemy z przyjęciem... Właściwie może nie tyle problemy same w sobie, ile fakt, iż w przyjęciu grają u nas zawodnicy mniej doświadczeni. W ostatnich spotkaniach uciekało nam przez to dużo punktów, więc mocno trenujemy zarówno odbiór piłek, jak i właśnie zagrywkę. Cieszymy się, że zaczyna nam to dobrze funkcjonować. Na pewno będziemy nadal szkolić się na tej płaszczyźnie, aby iść do przodu. Wiadomo, że w dzisiejszej siatkówce zagrywka może ustawić cały mecz, a z kolei bez przyjęcia gra się ciężko z każdym rywalem.
Kontuzje nie dają wam jednak spokoju. Na powrót do gry podstawowych siatkarzy trzeba będzie jeszcze długo poczekać?
- Musimy uzbroić się w cierpliwość. Niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć. Będziemy więc radzili sobie z tym, co mamy. Korzystamy z zawodników z Młodej Ligi. Dzięki temu, że włączyliśmy do składu czterech młodych siatkarzy, mogą się oni teraz pokazać, trenować z nami i podnosić swoje umiejętności. To też jest inwestowanie w przyszłość.
Szeregi ZAKSY zasili jednak osoba, za sprawą której o przyjęcie nie trzeba się będzie tak bardzo martwić. Mam tu na myśli planowany transfer Rogerio Nogueiry.
- Przyjęcie zostanie wzmocnione, ale i przede wszystkim wzmocniona kolejnym zawodnikiem zostanie cała drużyna. Wiadomo, że ciężko się trenuje, mając do dyspozycji dziesięciu czy jedenastu zdrowych zawodników. Luka na boisku niestety jest. Każda sprawna osoba jest więc bardzo cenna (śmiech). Natomiast rzeczywiście postanowiliśmy ściągnąć jeszcze jednego zawodnika. Do końca grudnia trwa jeszcze okienko transferowe, z którego planujemy skorzystać. Chcemy również wzmocnić siłę ataku, nie tylko przyjęcia. Dzięki temu luka w naszych szeregach będzie mniejsza.
Potyczka z AZS-em przeszła już do historii. Musicie już zacząć myśleć o czwartkowej przeprawie w Lidze Mistrzów, która może być dla was kluczowa w kwestii awansu.
- Czwartkowa potyczka będzie dla nas niesamowicie ważna. Myślimy o wyjściu z grupy z drugiego miejsca, dlatego musimy wygrać ją 3:0. Wtedy ostatnia konfrontacja z Tours VB będzie dla nas decydująca. Zanim jednak to - przed nami mecz w Belgradzie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że ci młodzi zawodnicy grają teoretycznie słabiej niż potrafią, natomiast i tak podejdziemy do tego spotkania jak do każdego innego. Nie będziemy lekceważyć przeciwnika, ponieważ wiemy, o jaką stawkę gramy. W pierwszym meczu wygraliśmy bez straty seta, dlatego i we własnej hali będziemy dążyli do powtórzenia tego wyniku.