Łódzka Atlas Arena nie jest chyba zbyt szczęśliwym obiektem dla PGE Skry Bełchatów. W minionym sezonie w tej właśnie hali podopieczni Jacka Nawrockiego w kontrowersyjnych okolicznościach przegrali wielki finał Ligi Mistrzów. W minioną środę zaś wicemistrz Polski został wyeliminowany z tych elitarnych rozgrywek, ulegając nieoczekiwanie niżej notowanemu Arkasowi Izmir. Olbrzymi udział miał w tym kolumbijski atakujący Liberman Agamez, który w złotym secie rozstrzelał bełchatowian swoją zagrywką. - Cały zespół spisał się perfekcyjnie. Stworzyliśmy wspaniałego ducha drużyny i zagraliśmy sprytnie, tak jak chciał Glenn Hoag. PGE Skra również grała dobrze i szukała swoich szans, ale to my popełniliśmy mniej błędów. To był mecz, który wygrać mogły oba zespoły. Bardzo się cieszę, że udało nam się awansować do kolejnej rundy - przyznaje bohater meczu.
Agamez w spotkaniu przeciwko Skrze zdobył 29 punktów w 55 próbach. W złotym secie swój dorobek powiększył jeszcze o sześć oczek. Dwa z nich ustrzelił bezpośrednio z pola zagrywki, wprawiając w rozpacz nie tylko rywali, ale i niespełna 12 tysięcy kibiców zgromadzonych w hali.