Podopieczni Lorenzo Bernardiego wyszli na parkiet w ostatnim meczu 18. kolejki PlusLigi w najsilniejszym składzie. Był to znak, iż zagrają o całą pulę. Tak też się stało. Jastrzębianie zdecydowanie dominowali na boisku i pewnie zwyciężyli Wkręt-met AZS Częstochowa 3:0, meldując się na koniec sezonu zasadniczego na drugim miejscu w plusligowej tabeli.
- Pracowaliśmy ciężko na treningach przez kilka ładnych miesięcy, by na koniec rundy zasadniczej zająć jak najwyższe miejsce. Nadarzyła się okazja na zajęcie drugiej lokaty i nawet nie przyszło nam do głowy, by z tego rezygnować. Pewnym zwycięstwem nad częstochowianami przypieczętowaliśmy pozycję, z czego się bardzo cieszymy. Wszystko rozstrzygnie jednak play-off. Jest znacznie krótszy od fazy zasadniczej i trzeba być maksymalnie skoncentrowanym. Mam nadzieję, że sytuacja rozwinie się po naszej myśli. Wszystko jest w naszych rękach i głowach - dzieli się spostrzeżeniami Krzysztof Gierczyński, przyjmujący Jastrzębskiego Węgla.
Gierek mecz przeciwko Wkręt-metowi może uznać za bardzo udany. Zdobył w nim 14 punktów, czyli tyle co Michał Łasko grający na pozycji atakującego, zaś jego techniczne ataki wzbudzały aplauz publiczności. Przyjmujący jastrzębian zanotował również 5 punktowych bloków i w tym elemencie nie miał już sobie równych w tym spotkaniu. Jego bardzo dobra gra nie umknęła uwadze komisarza zawodów Jackowi Kilarowi i Gierczyński odebrał po ostatnim gwizdku sędziego statuetkę MVP meczu.
- Oczywiście bardzo miło zdobyć tę nagrodę w potyczce z klubem, który w przeszłości reprezentowałem. Więcej satysfakcji z pewnością dałoby mi jednak takie wyróżnienie, gdybym je otrzymał po meczu z jakimś topowym zespołem. Zespół z Częstochowy niestety takim w tej chwili nie jest - szczerze przyznaję jastrzębianin.
Podczas spotkania doszło do niecodziennej sytuacji. Dwa ataki Krzysztofa Gierczyńskiego wylądowały na głowie Dawida Murka. Sytuacja może nieco dziwić, bo obaj siatkarze znają się jak łyse konie. - Sam byłem zaskoczony, bo Dawid dokładnie wie, gdzie ja atakuję. Akurat w tych dwóch przypadkach zaatakowałem w swoim ulubionym kierunku, a mimo to, głowa Dawida znalazła się właśnie w tym miejscu. Na szczęście nie były to mocne strzały i nic złego się nie stało - mówi z uśmiechem na twarzy Krzysztof Gierczyński.