Adrian Heluszka: Jak pan analizuje i wspomina wszystkie mecze w tym sezonie, to ma pan wrażenie, że dziewiąta pozycja, to maksimum i szczyt waszych możliwości? Nie da się ukryć, że w takich meczach, jak u siebie z Effectorem Kielce, Indykpolem AZS Olsztyn, czy szczególnie w Gdańsku z Lotosem Trefl nie byliście zespołem gorszym, a jednak przegrywaliście za trzy punkty. Gdyby te spotkania były wygrane, to kto wie, czy nie osiągnęlibyście wyższej pozycji na koniec rozgrywek…
Dawid Murek: Szczerze mówiąc pokusiłbym się o takie stwierdzenie, że forma, która na przekroju całego sezonu szwankowała, w meczach z Indykpolem AZS Olsztyn była już taka, jakiej oczekiwaliśmy od początku. Jeśli byłaby taka od pierwszych spotkań, to może pokusilibyśmy się, by do tej ósemki awansować. Teraz to jest tylko zwykłe gdybanie. Nie wiadomo, jakby to wszystko wyglądało wcześniej. Na koniec forma dopisała i można jedynie żałować, że tak późno.
Meczami w rundzie play-out udowodniliście, że stać was na wiele. Był pan zaskoczony, że zakończyliśmy rywalizację z olsztynianami już w trzech meczach?
- Na pewno spodziewaliśmy się dużo trudniejszej przeprawy. Nie przewidywaliśmy, że zakończy się to w trzech meczach. Nastawiliśmy się na walkę do końca. Wygrywając dwa pierwsze spotkania byliśmy już bardzo blisko i jechaliśmy z takim przeświadczeniem do Olsztyna, że musimy to rozstrzygnąć. Jeszcze bardziej nas to podbudowało.
Niestety, w tym sezonie dokuczały panu kontuzje. To odbiło się na pewno na grze częstochowskiej drużyny, bo jak sam trener Marek Kardos podkreślał - z Dawidem Murkiem ten zespół spisuje się na boisku zdecydowanie lepiej. W tej chwili z pana zdrowiem już wszystko w porządku?
- Na chwilę obecną cieszę się, że zdrowie jest poukładane. Przez ten sezon znowu miałem problem z kolanem. Udało się jednak zrobić z nim porządek. Cieszę się, że jeszcze w tym sezonie wróciłem do gry i dołożyłem cegiełkę do tego zwycięstwa nad Olsztynem. Myślę, że można patrzeć spokojnie w przyszłość. Nie poddaję się jeszcze. Oczywiście, jestem już wiekowym zawodnikiem, ale póki zdrowie pozwoli, to będę jeszcze walczył. Dopóki zdrowie dopisuje, to będę grał.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Wraz z końcem rozgrywek wygasa pana kontrakt z Wkręt-metem AZS Częstochowa. Jakie zatem plany na najbliższy okres? Chciałby pan nadal występować w barwach częstochowskiego klubu?
- Na razie musimy czekać na to, co się wydarzy w klubie. Nie ukrywałem już wcześniej, ze chciałbym skończyć karierę tutaj, w Częstochowie. Tutaj gram już dziewiąty sezon, oczywiście z przerwami. To dużo czasu. Nie chciałbym się nigdzie przenosić na stare lata. Oczywiście, jeśli życie by mnie do tego nie zmusiło. Mam nadzieję, że jeszcze jakaś propozycja padnie ze strony częstochowskich działaczy i uda nam się przedłużyć współpracę.
Mówi pan o swoim wieku, ale patrząc na Andrzeja Stelmacha, który w ostatnich meczach błysnął formą, to możecie jeszcze wiele dać temu zespołowi w perspektywie kolejnego sezonu, a może i kolejnych…
- Andrzej pokazuje, że mimo 40 lat można dawać sobie radę i to na wysokim poziomie. Nic tylko się cieszyć, że tacy zawodnicy przychodzą do klubu i robią wszystko, żeby wygrywać. Ja również będę do tego dążył. Cieszę się bardzo, bo zdrowie dopisuje.
Nie da się ukryć, że zespół z Częstochowy czeka prawdopodobnie kolejna przebudowa, bo wielu zawodników nie sprostało oczekiwaniom. Widzi pan lepsze perspektywy dla tej drużyny na przyszłość?
- Myślę, że tak. Już wcześniej mówiłem, że ten zespół ma odpowiednie warunki i utalentowanych zawodników. Trzeba to wszystko po prostu dobrze poukładać. Przydałby się jeszcze dodatkowy zastrzyk gotówki i dodatkowy sponsor. Myślę, że należałoby wzmocnić ten zespół kilkoma doświadczonymi graczami i wtedy będzie to fajna mieszanka rutyny z młodością. Wtedy będzie można grać i wygrywać.
Rozmawiamy przed kolejnymi meczami półfinałowymi w PlusLidze. Jakie rozstrzygnięcia pan przewiduje? Kto w tym roku - pana zdaniem - sięgnie po złoty medal?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Wygląda na to, że kędzierzynianie dysponują taką ekipą, która pozwoli na wygranie naszej ligi. Dla mnie pierwszy mecz półfinałowy w Jastrzębiu był jednak niespodzianką. Potem ZAKSA pojechała na upragniony Final Four Ligi Mistrzów - nie udało im się nic wygrać i skończyli go na czwartym miejscu. Teraz jest wielka niewiadoma przed następnym meczem. Nie pokuszę się o wytypowanie mistrza Polski, ale na pewno najbliżej i najbardziej prawdopodobne jest to, że to właśnie drużyna z Kędzierzyna osiągnie ten cel.