Wychowanek bełchatowskiej Skry, podobnie jak kilku innych młodych graczy, którzy przed sezonem trafili do częstochowskiego klubu, z marszu został rzucony na głęboką wodę. Zderzenie z realiami PlusLigi dla młodego zespołu Marka Kardosa okazało się niezwykle brutalne. Częstochowianie dopiero na koniec sezonu pokazali swoje oblicze i możliwości, a po pokonaniu Indykpolu AZS Olsztyn w końcowym rozrachunku zakotwiczyli na dziewiątej pozycji. - Patrząc na sukcesy, jakie osiągał częstochowski klub, to nie możemy uznać tego sezonu za udany, ale dla nas to dziewiąte miejsce jest sukcesem. Wszyscy od początku skazywali nas na pożarcie i porażkę. Nie grało nam się łatwo i dziewiąte miejsce cieszy nas. Walczyliśmy do samego końca nie patrząc o jakie miejsce gramy. Dla wielu z nas był to pierwszy sezon w PlusLidze. Myślę, że to była dla nas dobra lekcja i każdy z niej skorzystał, czerpiąc doświadczenie na przyszłość. Być może porażki nawet więcej nas nauczyły - podkreśla libero częstochowskiej ekipy.
Dla wielu zawodników zespołu spod Jasnej Góry sama możliwość występów w najwyższej klasie rozgrywkowej była ogromnym wyróżnieniem. Niektórzy, jak Piechocki, dopiero zaczynają bowiem swoją przygodę z profesjonalną siatkówką. Syn prezesa PGE Skry Bełchatów, Konrada Piechockiego liczy, że nie zawiódł oczekiwań i zagrzeje miejsce w PlusLidze na dłużej. - Spodziewaliśmy się, że nie będzie łatwo i będziemy przegrywać. Każdy set był dla nas bardzo ważny i uważam, że taki sezon przyda się nam. Dostaliśmy od klubu z Częstochowy ogromną szansę. Nie wiem, czy każdy ją wykorzystał. To już ocenią trenerzy i prezesi po sezonie. Fajnie, że trafiliśmy do PlusLigi. Chciałbym utrzymać się w niej jak najdłużej - mówi Piechocki.
Akademicy w tym sezonie powodów do radości mieli niczym na lekarstwo. Gorycz niepowodzeń po części osłodziły im jednak sensacyjne zwycięstwa w Rzeszowie i Bełchatowie w rundzie zasadniczej. Tym bardziej, że rzeszowianie zameldowali się już w finale rozgrywek, a do tej pory w tegorocznych rozgrywkach na własnym parkiecie tylko raz musieli uznać wyższość rywala, którym byli właśnie częstochowianie. Akademicy rozkręcili się na dobre w końcówce rozgrywek, a w walce o dziewiątą lokatę nie pozostawili już złudzeń olsztynianom.
- W pierwszej rundzie chyba źle trafiliśmy, bo z teoretycznie słabszymi zespołami mierzyliśmy się już na początku sezonu. Przed każdym meczem bardzo się denerwowaliśmy, bo to były nasze początki. Może lepiej byłoby gdybyśmy najpierw zagrali z tymi potentatami. W momencie, gdy rozegralibyśmy trochę więcej spotkań, to może wyglądałoby to lepiej. Na pewno cieszy zwycięstwo w Rzeszowie, bo jako jedynym udało nam się tam wygrać w tym sezonie. Satysfakcja po meczu w Bełchatowie była jeszcze większa z wiadomych powodów. Wiemy, ilu zawodników rodem z Bełchatowa było w naszym zespole. Każdy chciał się pokazać. W każdym meczu walczyliśmy o zwycięstwo. Może nie zawsze nam to wychodziło, ale z każdym spotkaniem graliśmy coraz lepiej i dlatego też wygraliśmy rywalizację o dziewiąte miejsce. Nie zwracaliśmy uwagę na to, o które miejsce gramy. Cieszyliśmy się po prostu, że możemy dalej grać - dodaje młody wychowanek klubu z Bełchatowa.
18-latek jak na razie nie może być pewny swojej przyszłości. O wszystkim mają zadecydować działacze z Częstochowy i Bełchatowa. - Po zakończeniu sezonu odbędą się rozmowy między działaczami obu klubów. Oni zadecydują o naszej przyszłości. Kontrakt był podpisany na zasadzie 1+1. O wszystkim zadecydują rozmowy działaczy, ale chciałbym nadal grać w Częstochowie, bo panuje tutaj fajny klimat. Kibice są świetni i dlatego nadal chciałbym występować w tym klubie - nie ukrywa Piechocki.
Libero po zakończeniu sezonu nie narzeka na brak zajęć. Od poniedziałku Piechocki przebywa na zgrupowaniu kadry kadetów, która szlifuję formę na mistrzostwa Europy. Zawodnik Akademików liczy, że znajdzie uznanie w oczach trenera i wystąpi z orzełkiem na piersi w turnieju w Bośni i Hercegowinie. - W poniedziałek rozpoczęliśmy zgrupowanie w Spale. Jesteśmy tutaj do środy, a potem wylatujemy już do Bułgarii na mecze kontrolne. Wracamy w sobotę i wtedy trener zadecyduje już, kto poleci na mistrzostwa Europy, bo już 2 kwietnia rozpoczynamy zgrupowanie ściśle pod kątem tej imprezy. 7 kwietnia lecimy już natomiast do Bośni i Hercegowiny na mistrzostwa - kończy Kacper Piechocki.
Pozdrawiam!