Kristof Hoho: Mój cel to PlusLiga

Kiedy w rewanżowym spotkaniu Polska - Belgia w Kędzierzynie zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego, Kristof Hoho podniósł ręce w geście zwycięstwa, ciesząc się z symbolicznego pokonania biało- czerwonych. Potem bardzo długo, ale z ogromną satysfakcją rozdawał autografy i pozował do zdjęć z kibicami. - To jest moje pięć minut - żartował, przepraszając że tak długo kazał na siebie czekać.

W tym artykule dowiesz się o:

-Przegraliśmy awans do mistrzostw Europy w Antwerpii, tracąc zbyt dużo punktów w meczu - ocenia Kristof Hoho, komentując rywalizację z Polską. - Prawdę mówiąc, nie wiem jak mogliśmy to przegrać. Polacy grali fatalnie, to nie był ten sam zespół, co kiedyś. Gra im się kompletnie nie kleiła, a mimo to zdołali uzyskać bilet do Turcji.

Historia obydwu spotkań barażowych z Belgią była podobna. Rywale biało- czerwonych bardzo dobrze rozpoczynali pojedynki, potem jednak przydarzały im się seryjnie proste błędy. - Oczywiście można to zrzucić na karb młodości, bo nasza kadra składa się z bardzo młodych graczy - przyznaje. Zaraz potem dodaje jednak, że pięć pomyłek pod rząd w meczu z takim rywalem, jak Polska, nawet jeśli jest to tylko drugi garnitur siatkarzy, to za dużo, żeby potem wrócić do dobrej gry. - Jestem zły, bo szansa na pokonanie Polaków była ogromna - mówi nieco rozgoryczony zawodnik.

Szukając przyczyny porażki, belgijski przyjmujący przypomina, że jego reprezentacja miała bardzo długą przerwę w treningach i praktycznie dopiero dwa tygodnie przed pierwszym meczem barażowych rozpoczęła przygotowania. Skład na konfrontację z Polską był z różnych względów znacznie przetasowany, pojawiło się kilku młodych, nie ogranych siatkarzy. - Być może to był błąd, bo nie mieliśmy sposobności, by ogrywać graczy, takich jak Hendrik Tuerlinckx czy Ward Coucke. Obydwaj mają ogromny potencjał, ale brakuje im doświadczenia.

- Cóż - pozostaje nam pogratulować Polakom i czekać na kolejny sezon reprezentacyjny, w którym na pewno zagramy w rozgrywkach Ligi Europejskiej i na Uniwersjadzie - podsumowuje.

Wiadomo już, że przed nowymi wyzwaniami reprezentacyjnymi w ekipie Claudio Gewehra pojawią się kolejni młodzi gniewni, z talentem nie mniejszym, niż Coucke czy nieobecny w Kędzierzynie Van Walle. - To do nich należy przyszłość. Wiem. Nasz szkoleniowiec zamierza stawiać wyłącznie na młodość i budować ekipę z myślą o mistrzostwach świata 2010 – zdradza zawodnik.

Kristof Hoho ma 28 lat. Od co najmniej dwóch sezonów stara się znaleźć dla siebie miejsce w polskiej lidze. Najpierw był o krok od podpisania kontraktu z Resovią Rzeszów, a przed nadchodzącym sezonem prowadził rozmowy z Jastrzębskim Węglem. - Byłem przekonany, że w końcu uda mi się trafić do polskiego klubu. Niestety, włodarze z Jastrzębia w ostatniej chwili wycofali się, nie podając powodu.

Być może działacze ze Śląska przestraszyli się, że po roku spędzonym w Dubaju, gdzie rozgrywki ligowe stoją na mniej, niż przeciętnym poziomie, zawodnik nie prezentuje wysokiej formy. - Mam nadzieję, że w Pucharze CEV mój obecny zespół, Budvanska Rivijera Budva natrafi na Jastrzębie. Wtedy udowodnię im, że tak nie jest.

Hoho jest jednak wytrwały i zapowiedział swojemu menadżerowi, że jeśli tylko znajdzie dla niego miejsce w PlusLidze, to w każdej chwili jest gotów na przeprowadzkę. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by w końcu móc grać dla fantastycznej polskiej publiczności.

Komentarze (0)