LŚ grupa A: Wielka szansa zaprzepaszczona przez Francuzów

Trójkolorowi w piątym secie meczu z Brazylią w Sao Paulo prowadzili już 10:7, by ostatecznie ulec 12:15. Tym samym Canarinhos zachowali status niepokonanych w tegorocznych rozgrywkach.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Pierwsze dwa sety zupełnie nie zapowiadały późniejszego obrotu sprawy. Sam początek spotkania za sprawą znakomitej gry w ofensywie Earvina Ngapetha należał co prawda dla Francuzów (6:8), lecz Brazylijczycy zaraz po pierwszej przerwie technicznej wrócili na właściwe tory. Sygnał do odrabiania strat dał Ricardo Lucarelli, który swoim zagrywkami sprawił rywalom sporo problemów. Po stronie Canarinhos coraz lepiej funkcjonował również blok, a para środkowych Eder Carbonera - Lucas Saatkamp posyłała swoje kolejne ataki we francuskie pole. Dzięki trudnym serwisom Wallace'a  Brazylia odskoczyła na 21:17 i pewnie dowiozła tą przewagę do końca partii.

Grający wszechstronną siatkówkę gospodarze, w drugiej odsłonie tylko na moment stracili kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Stało się to przy wyniku 8:6, kiedy Trójkolorowi za sprawą chwilowej lepszej postawy Mariena Moreau oraz Juliena Lyneela zdobyli 5 "oczek" z rzędu, uzyskując minimalną inicjatywę. Posiadali ją jednak bardzo krótko, a kluczem do ponownego zwycięstwa Brazylii okazało się zupełne wyłączenie z gry Ngapetha. Lider Francuzów kilkakrotnie odbił się od rąk blokujących niczym od ściany. Co więcej, kolejnymi skutecznymi atakami na kontrze popisywali się Lucarelli oraz Dante Amaral (20:15) i miejscowi okazali się nie do powstrzymania.

Do drugiej przerwy technicznej w trzeciej partii (16:14) wydawało się, że Brazylijczycy rozstrzygną cały mecz w trzech setach. Po ich stronie z każdą akcją coraz groźniejszy i skuteczniejszy stawał się Leandro Vissotto, zaś Francuzów utrzymywało w grze dobre przyjęcie, które pozwalało Rafaelowi Redwitzowi na dużą ilość gry środkiem. Nagle, po wspomnianej przerwie, gospodarzy dopadła potężna niemoc w ataku. Kolejne sygnalizowane kiwki Dantego oraz Wallace'a, w połączeniu z paroma błędami własnymi, okazały się wodą na młyn dla Francuzów. Ci nie omieszkali odrzucić wyciągniętej przez miejscowych dłoni i skutecznie wykorzystali swoją szansę na pozostanie w meczu.

Jak się okazało, Trójkolorowi wskoczyli na falę, która okazała się niemalże niemożliwe do zatrzymania. Po poważnym kryzysie w drugim secie, z każdą minutą odradzał się coraz skuteczniejszy Ngapeth. W czwartej partii otrzymał on solidne wsparcie od rezerwowego atakującego Mory'ego Sidibe, dzięki czemu Francuzi kontrolowali losy tej partii niemal do samego początku. Po raz kolejny antybohaterem w brazylijskim zespole został Dante, który w ważnych momentach popełniał błędy we wszystkich możliwych elementach, szczególnie mocno "wyróżniając" się ogromną nieporadnością w ataku.

Przez większość tie-breaka wszystko wskazywało na to, że Francuzi sprawią dużego kalibru niespodziankę. Ich grą znakomicie dyrygował Redwitz, ponadto blok funkcjonował jak należy. Grę Brazylijczyków długimi fragmentami ciągnął jedynie Vissotto, co zmieniło się jednak przy stanie 10:12. Dwoma wspaniałymi obronami popisał się wówczas libero Canarinhos Mario, a w kontrataku ręka nie zadrżała Wallace'owi. W ostatnich akcjach pojedynku goście niemalże sprezentowali podopiecznym Bernardo Rezende końcowe zwycięstwo. Gracze Laurenta Tillie kompletnie pogubili się w ataku, dwukrotnie posyłając piłkę bezpośrednio w aut i raz dając się zablokować, czym w dziecinny sposób zniweczyli swoją ogromną szansę na wywalczenie 2 punktów.

Brazylia - Francja 3:2 (25:21, 25:19, 22:25, 21:25, 15:12)

Brazylia: Bruno (1 pkt), Eder (12), Vissotto (15), Lucarelli (21), Saatkamp (12), Dante (10), Mario jr (libero) oraz Wallace (5), Arjona

Francja: Hardy-Dessources (1), Redwitz (5), Moreau (5), Lyneel (13), Ngapeth (24), Le Roux (9), Grebennikov (libero) oraz Toniutti, Le Goff (6), Tillie, Sidibe (11)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×