Ola Piskorska: To twój drugi sezon jako trenera, czy to jest łatwiej, czy trudniej już nie być debiutantem?
Jakub Bednaruk: Po takim udanym debiucie na pewno jest trudniej, bo trzeba udowodnić, że to nie był przypadek. Ale z drugiej strony jest też łatwiej, bo mam poczucie, że bardzo dużo się nauczyłem w ciągu zeszłego roku, zarówno w kwestiach stricte siatkarskich, jak i również okołosportowych, psychologicznych bardziej. Teraz mam większą pewność siebie i łatwość rozwiązywania różnych sytuacji. W trenerce takie właśnie doświadczenie wydaje mi się kluczowe, nie jakie treningi robisz w sali czy jakie obciążenia na siłowni, tylko kiedy, co i jak przekazać zawodnikowi. Niestety, jak tylko się nauczę "instrukcji obsługi" jakiegoś zawodnika, to zaraz mamy wymianę połowy składu i już go nie ma. Ale Marcina Nowaka, z którym pracuję czwarty rok, mam już rozpracowanego (śmiech). Ogólnie mówiąc w zeszłym roku wypracowałem sobie pewien schemat zachowań, który teraz, po poprawkach wynikających właśnie z doświadczeń, staram się stosować również z nową drużyną, nie wiem czy to się przełoży na wynik, ale mam poczucie, że wychodzi mi to lepiej niż na początku.
Twoja wiara we własne umiejętności trenerskie, także te stricte sportowe, jest chyba większa po takim udanym debiucie?
- Oczywiście! Rok temu bałem się na przykład, że źle przygotuję zespół fizycznie, coś przeoczę, zwłaszcza, że nie mieliśmy trenera od przygotowania fizycznego. Teraz mam na tyle więcej pewności i siebie, no i mamy trenera od tego, że zaryzykowałem i dość istotnie zmieniłem całą koncepcję przygotowań do sezonu. Sam jestem ciekaw jak to wyjdzie.
A masz poczucie, że zrobiłeś w tamtym sezonie jakiś błąd, którego chciałbyś uniknąć w obecnym?
- Nie, nie widzę żadnych dużych czy istotnych błędów, których bym żałował. Parę drobiazgów może, ale nic ważnego. Może jedna rzecz nie była dobra – mało chwaliłem, a dużo krytykowałem. Nawet po wygranych meczach pokazywałem zawodnikom ich błędy i przypominałem, że jeszcze nic specjalnego nie osiągnęliśmy. Tak się zastanawiam dzisiaj, czy nie za mało było jednak gratulowania i chwalenia, zwłaszcza przy tej świetnej serii zwycięstw na początku sezonu. Ale oczywiście nie uważam, że wszystko zrobiłem idealnie, bo tak się nie da, natomiast w kwestiach strategicznych nic bym nie zmienił.
Po tym poprzednim sezonie połowa zespołu odeszła, jak zwykle, sponsora nadal nie ma. Jak właściwie buduje się drużynę na nowy sezon w takich warunkach, kiedy pensja nie jest żadnym atutem w rozmowach? Gdzie szukasz nowych zawodników i jak ich namawiasz, żeby przyszli grać w Warszawie?
- Zacznijmy od tego, że cieszę się, że w minionym sezonie udało nam się wypromować kilku chłopaków, którzy potem grali w kadrze czy dostali dobre finansowo propozycje z lepszych klubów. Taki nasz los i jestem na to przygotowany, że w naszej sytuacji będziemy tracić zawodników po sezonie, zwłaszcza, że chyba tylko ja mam kontrakt dłuższy niż roczny. A na szukanie nowych siatkarzy do Politechniki trzeba spojrzeć jak na łowienie ryb bardzo małym kutrem rybackim z bardzo małą siecią. Najpierw przez akwen przepływają wielkie kutry, trawlery nawet, z wielkimi sieciami, jak Rzeszów czy Kędzierzyn. Potem te średnie jak Gdańsk czy Olsztyn. A na sam koniec my naszą malutką łódeczką sobie płyniemy i szukamy rybek, które zostały, nawet nie z sieciami tylko z wędką raczej. Może akurat się schowały pod jakimś kamykiem albo ranne były? I z tych rybek, co zostały, wybieramy najlepsze. Ale za to na naszej malutkiej łódce jest fajnie, dobra atmosfera (śmiech).
Tak właśnie mówisz chłopakom, jak jedziesz ich namawiać? Że może płacimy mało albo w ogóle, ale za to u nas jest fajnie?
- Nawet nie muszę tego mówić, bo to już poszło w Polskę, że w Politechnice jest dobra atmosfera i się dobrze pracuje. Poza tym na miarę naszych skromnych możliwości staramy się, żeby ten klub funkcjonował w miarę profesjonalnie, zawodnicy u nas grający nie mają poczucia, że są poza cywilizacją siatkarską. Krok po kroku się rozwijamy, powoli, ale do przodu, naszym celem jest dorównać tym najlepszym polskim klubom, one też się cały czas rozwijają, a my zębami trzymamy ich za zderzak (śmiech).
Ale wracając do wyszukiwania nowych rybek, to skąd wziąłeś Artura Szalpuka, który nikomu wcześniej nieznany nagle został MVP Memoriału Ambroziaka? Jak to się stało, że on nie wpadł w sieci dużych kutrów?
- Z zachwytami nad Arturem poczekajmy, aż się zacznie stres meczowy, wtedy dopiero można w pełni ocenić zawodnika. W jego przypadku ogromną rolę odegrali rodzice, którzy chcieli, żeby Artur normalnie skończył szkołę w Warszawie, a nie SMS w Spale i nie wchodzili w żadne układy z większymi klubami wcześniej. Trzeba też pamiętać, ze ja tego chłopaka znam od małego, biegał po sali na treningach Legii, gdzie ja grałem wspólnie z Jarkiem, tatą Artura. W maju Jarek mnie poprosił, żebym spojrzał na syna i od razu byłem pewien, że chcę go mieć w swoim zespole i dzień w dzień maltretowałem szefową, żeby to dopiąć, co było też o tyle łatwe, że on jest w klasie maturalnej i jest mu wygodniej zostać w Warszawie. Ale przyznam szczerze, nie spodziewałem się, że zrobi aż taki postęp w ciągu dwóch miesięcy. On sam pewnie też się nie spodziewał. Ale bardzo ciężko pracuje, bierze sobie do serca uwagi, nie trzeba mu powtarzać dwa razy i, co istotne, nie ma jeszcze żadnych złych nawyków do wykorzenienia.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Niespodziewane dołączenie do zespołu Pawła Woickiego bardzo wam pomogło? To trochę jak prezent od opatrzności przy braku Juraja Zatko.
- Gdyby nie Paweł, to ja sobie w ogóle nie wyobrażam jak byśmy trenowali w okresie przygotowawczym. Z jednym rozgrywającym, i to tak młodym, to prawie niemożliwe. Więc zdecydowanie był to prezent, który bardzo nam pomógł. Mieliśmy czas wypracować pewne schematy i gra z nim dobrze wygląda, a przy układzie meczów pierwsze kolejki są dla nas niezwykle ważne, więc bardzo się cieszę, że Paweł na razie z nami zostanie. Da to też czas Jurajowi, żeby się spokojnie i bez presji zgrał z resztą drużyny. Maciek Stępień to chłopak z ogromnym potencjałem i bardzo chcemy, żeby nadal czuł się częścią drużyny i został z nami, ale jednak jest trochę za młody na plusligowe granie. Rozgrywający to specyficzna pozycja, gdzie doświadczenie odgrywa większą rolę.
A który będzie pierwszym rozgrywającym - Paweł Woicki czy Juraj Zatko?
- Mam dwóch bardzo dobrych rozgrywających o innych parametrach, muszę to wykorzystać jak najlepiej dla drużyny. Na pewno bardziej zgrany z chłopakami w tej chwili jest Paweł, ale Jurek bardzo szybko się uczy i jak wyszedł na finał Ambroziaka to zagrał świetne zawody. Nikt nie ma obiecanego grania w szóstce, więc będzie grał w danym momencie lepszy albo bardziej pasujący do mojej strategii.
[nextpage]
A propos Memoriału Ambroziaka, jak ostatnio Politechnika go wygrała, to zajęła potem piąte miejsce w lidze, teraz będzie tak samo?
- Perugia jeszcze nie jest nawet w komplecie, bo liga włoska rusza za dwa tygodnie. ZAKSA spotkała się w pełnym składzie tydzień temu. To nie są zespoły, które przygotowują szczyt formy na początek sezonu, więc pokonanie ich teraz o niczym nie świadczy. Zresztą w zeszłym roku przegraliśmy wszystkie sparingi, a potem na sześć kolejek wygraliśmy pięć meczów. Nie widzę żadnej zależności między sparingami a wynikami w lidze. Mnie wcale nie zwycięstwo ucieszyło najbardziej tylko fakt, iż przeciwko Perugii wyszliśmy bez Pawła Woickiego, Maćka Pawlińskiego i Adriana Gontariu..
Trzech zawodników kluczowych w meczu półfinałowym przeciwko ZAKSIE.
- Właśnie! A na finał wchodzi Paweł Adamajtis, Iwan Kolew i Jurek Zatko i grają nie gorzej niż tamci, wszyscy trzej świetne spotkanie. Czyli mam naprawdę wyrównany skład i problem, którzy z nich mają wyjść na mecz z Effectorem Kielce.
Właśnie o to chciałam się zapytać, bo trzy wygrane mecze na Memoriale zagraliście trzema różnymi składami, to jaka jest właściwie aktualna pierwsza szóstka Politechniki?
- Nie wiem. Zawsze mi się wydawało, że czwórka, piątka zawodników powinna czuć się w miarę pewna swojej pozycji w wyjściowym składzie, a ta reszta ewentualnie do zmiany z meczu na mecz, ale teraz tak się po prostu nie da. Jak zawodnicy teoretycznie rezerwowi udowadniają mi, że mogą zagrać równie dobrze, to nie da się mieć ustalonej szóstki. Ja się cieszę, że mam taki wybór.
To jeżeli nie piąte miejsce, to na co was stać w tym sezonie?
- O play-off musimy powalczyć na pewno. Jeżeli nie wejdziemy do ósemki, to będziemy traktować ten sezon jako nieudany. A będzie trzeba się naprawdę mocno bić o play-off w tym roku, bo właściwie wszystkie zespoły mają potencjał na wejście do ósemki, a cztery muszą odpaść. Mam wrażenie, że będzie się liczyć każdy pojedynczy punkcik i rezultaty będą się ważyły do ostatniej kolejki. Dlatego w tym sezonie będę wyjątkowo uczulał chłopaków na unikanie głupiego tracenia punktów.
Zawsze Politechnika zaczynała ligę od meczów z zespołami z najwyższej półki, a teraz macie najpierw bezpośrednich konkurentów do play-off na rozkładzie. Może łatwiej byłoby grać na początku przeciwko zespołom pełnym kadrowiczów, jak ZAKSA teraz?
- Nie mam pojęcia. Po tych kilku pierwszych meczach ci odpowiem na to pytanie, w zależności od wyniku (śmiech). Z jednej strony lepiej grać najpierw z zespołami z czołówki, bo faktycznie oni są dalecy od szczytu formy, ale z drugiej łatwiej jednak zapunktować ze słabszymi.
Czy Politechnikę stać na granie w Pucharze Challenge? Wszyscy pamiętają kamizelki SOS sprzed dwóch lat, a sytuacja klubu chyba nie jest istotnie lepsza?
- Klub się zgłosił do pucharów, czyli pieniądze na to są, jak rozumiem. Ja nie patrzę na stan konta, tylko przygotowuję zespół, czy to na mecze ligowe, czy na pucharowe. Poza tym dwa lata temu to właśnie gra w Challenge była lekiem na nasze problemy finansowe, bo mecze pucharowe nas mobilizowały, dzięki tej walce do samego finału wszystkim chciało się pracować. Trenowaliśmy mniej, lataliśmy więcej, ale byliśmy nakręceni i to się przenosiło na ligę. Prosto z wyjazdu pucharowego, bez treningu od dwóch dni, wpadaliśmy na sobotni mecz ligowy i go wygrywaliśmy.
Perspektywa spotkania w pierwszym meczu z Fenerbahce Stambuł ci się podoba?
- Jestem przeszczęśliwy! Europejskiego zespołu tej klasy jeszcze w Warszawie nie było, jestem pewien, że zapełnimy Torwar i sprawimy dużo radości kibicom siatkarskim. Ale tak naprawdę o Stambule pomyślę za jakiś czas, bo na razie myślę już wyłącznie o Effectorze Kielce.
Rozmawiała Ola Piskorska
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!