Po szlagierowym pojedynku trzeciej kolejki PlusLigi, zawodnicy Skry Bełchatów zostali samodzielnymi liderami. Przeciwko AZS Olsztyn mieli tylko kilka przestojów. Najpoważniejszy w czwartej partii, kiedy przegrywali sześcioma oczkami (4:10). Jednak olsztynianie nie potrafili odpowiednio się skoncentrować i zaczęli popełniać błędy. Skra wyrównała wynik, a w decydującym momencie seta, i jak się później okazało całego meczu, sprawy w swoje wziął Mariusz Wlazły. Przy stanie 24:24 stanął w polu serwisowym. Posłał dwie piekielnie mocne zagrywki (prędkość piłki zbliżała się do 100 km/h), które pozbawiły akademików myśli o tie-breaku.
- Czapki z głów przed Mariuszem, dwa razy odpalił działo i było po sprawie - krótko skomentował w rozmowie z Super Expressem Paweł Siezieniewski.
Mimo zwycięstwa, smutną minę miał rezerwowy środkowy Skry, Marcin Możdżonek. Kibice z Olsztyna nie mogą wybaczyć najwyższemu graczowi ligi, że przed sezonem opuścił przeżywającą finansowe trudności drużynę AZS i przeszedł do Bełchatowa. Kiedy tylko pojawiał się na parkiecie, witały go głośne gwizdy.