To już 10 lat! - Asseco Resovia Rzeszów w PlusLidze

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart
Radość nie była wielka dlatego, że pokonano odwiecznego przeciwnika. Przed rywalizacją wiadomo było, że coś się skończy. W Rzeszowie spekulowało się o odejściu firmy Asseco od sponsoringu, w razie niepowodzenia. Czarny scenariusz się jednak nie spełnił.

W ćwierćfinałach Resovii poszło łatwiej, ale nie można powiedzieć, że z górki. Delecta Bydgoszcz, która po sezonie została "wyczyszczona" z najlepszych zawodników stawiała trudne warunki. Trudy sezonu dały jej się jednak we znaki, bo ławka rezerwowych była krótka. Rywalizację pamiętamy także dzięki awarii prądu, która przerwała pojedynek na kilkanaście minut.

Finałem był play-offowy klasyk. Od awansu rzeszowian do PlusLigi, Resovia i ZAKSA w każdym kolejnym sezonie spotykały się w tej części sezonu. Po czterech spotkaniach było 2:2. Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli kibice Resovii. Zmobilizowali oni resztę fanów, aby pożegnać zespół odjeżdżający na decydujący mecz do "Kentucky" przychodząc na ostatni trening na Podpromiu. Akcja się powiodła, bo trybuny zajęte były w ponad połowie.

Znając stawkę meczu, prezes ZAKSY, Sabina Nowosielska postanowiła, że bilety będą rozprowadzane tylko w hali. Była to swego rodzaju odpowiedź na otwarty trening rzeszowian. Kilka samochodów wyruszyło jednak z Podkarpacia na Opolszczyznę i bez problemu fani zdołali kupić bilety.

Faworytem meczu była ZAKSA, ale nie udźwignęła ciężaru spotkania. Cztery emocjonujące sety zakończyły się tytułem dla drużyny z Podkarpacia. Wymowna była ostatnia akcja. Floata Achrema nie przyjął Felipe Fonteles. Przyjmujący Resovii w geście radości rzucił się na kolana i wykrzyczał: "Mistrz, mistrz, Resovia". Doskonale wiedział, że to ulubiona przyśpiewka kibiców swojego zespołu. Po finałach otrzymał od nich transparent ze swoją podobizną. Do tej pory jest ozdobą jego garażu w swoim domu na osiedlu Słocina.
Transparent, który Achrem otrzymał od kibiców Resovii | fot. nowiny24.pl Transparent, który Achrem otrzymał od kibiców Resovii | fot. nowiny24.pl
No i wreszcie nadszedł sezon, w którym rewolucji nie było. Za Bartmana przyszedł Dawid Konarski, a za Dobrowolskiego zakontraktowano Fabiana Drzyzgę. Wzmocnieniem miał być także Peter Veres oraz Nikołaj Penczew. Rozczarowaniem okazał się Kovacević. Odszedł on do rosyjskiego Ural Ufa.

Pierwszy sukces przyszedł już na początku, bo w październiku. W poznańskiej Arenie, Resovia pokonała ZAKSĘ i mogła się cieszyć ze zdobycia Superpucharu Polski. Pierwszego w historii klubu.

W rundzie zasadniczej PlusLigi poszło zgodnie z planem, Resovia po raz pierwszy od awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej wygrała tę część sezonu. Równie dobrze było w ćwierćfinałach, gdzie trzy szybkie spotkania z kieleckim Effectorem zapewniły ekipie Kowala grę w półfinałach.

W Lidze Mistrzów tak różowo nie było. Dwie porażki z Budvanską Rivijerą Budva  chluby nie przynosiły. Awans do kolejnej fazy stał się faktem dopiero po wygranej w ostatnim meczu z Paris Volley. Po tym spotkaniu hala opustoszała. Podopieczni Doriana Rougeryona nosili swoje bagaże do autokaru. Jeden z zawodników wrócił jednak na stolik przy boisku, na którym leżała kartka ze statystykami. Wziął do rąk, przeczytał. Obejrzał się po całym obiekcie i pokiwał głową. - Fajnie byłoby grać w tej hali na co dzień - mógł pomyśleć. Był to Marko Ivović.

W 1/12 bardzo ciężkie warunki postawił Knack Roeselare, ale tę przeszkodę rzeszowianie "przeskoczyli". W kolejnej, trafili na Jastrzębski Węgiel. Zaprzyjaźniony zespół siał postrach, bo w zespół świetnie wkomponował się Michał Masny, a Michał Kubiak grał sezon życia.
Prezes Jastrzębskiego Węgla wśród kibiców Resovii cieszył się z awansu swojego klubu do Final Four Ligi Mistrzów Prezes Jastrzębskiego Węgla wśród kibiców Resovii cieszył się z awansu swojego klubu do Final Four Ligi Mistrzów
Resovia w dwumeczu decydującym o grze w Final Four Champions League poległa. Gracze Lorenzo Bernardiego grali jak nadludzie. Nie było zbyt wielu szans, żeby z nimi powalczyć. Kolejna przygoda w Europie zakończyła się niepowodzeniem. Większym był jednak łomot z tym samym zespołem w półfinale Pucharu Polski. Było to najsłabsze spotkanie Resovii od lat.

Szansą na uratowanie sezonu była liga. Półfinały zaczęły się pechowo. W pierwszym spotkaniu z ZAKSĄ, kontuzji uległ Achrem. Większego pecha być nie mogło. Najlepszy zawodnik. Kapitan, powoli stający się legendą klubu. Niesionego na noszach zawodnika żegnali kibice, skandujący jego nazwisko. Tak było też w każdym kolejnym meczu, kiedy kuśtykający "Alek" zajmował miejsce za boiskiem.

Grać trzeba było jednak dalej. Niepokojące było jedno. W tych samych rozgrywkach w kadrze Resovii, Achrem nie znalazł się tylko raz - w wyjazdowym spotkaniu z AZS Politechniką Warszawską. Rzeszowianie ten mecz przegrali, w fatalnym stylu.

Dwa pierwsze pojedynki padły łupem ZAKSY. W kolejnych siły się wyrównały, bo problemy z barkiem miał Michał Ruciak. W trzecim spotkaniu kędzierzynianie mieli rywali na widelcu, bo prowadzili 2:0. W trzecim secie także, lecz na zagrywce stanął Kosok. Sytuacja bardzo podobna do tej cztery lata wcześniej. Fatum? Jego zagrywki zapoczątkowały odrabianie strat, które zakończyło się wygraną w dwóch meczach w Kędzierzynie-Koźlu. Oprócz niego, postarali się też Penczew i Lotman, którzy godnie zastępowali Achrema.
Olieg Achrem podczas badań we Włoszech znalazł czas, aby spotkać się z byłym kolegą z drużyny | fot. facebook.com Olieg Achrem podczas badań we Włoszech znalazł czas, aby spotkać się z byłym kolegą z drużyny | fot. facebook.com
Piąte spotkanie było toczone pod dyktando Resovii. Choć drugi, wysoko przegrany set wprowadził w poczynania rzeszowian niepokój. Ponownie wielki mecz rozegrał Penczew. Człowiek najbardziej oblegany przez dziennikarzy, bo rzadko znajduje czas dla mediów. - Nie nie, dziękuję - tak brzmi jego najczęstsza odpowiedź na prośbę o rozmowę.

Tymczasem na Podpromiu myślano już o finale z PGE Skrą, ale nie liczono na zbyt wiele. Bełchatowska maszyna była rozpędzona do granic możliwości. Oprócz pierwszego spotkania na Podpromiu, finały nie były zbytnio emocjonujące. Podopieczni Miguela Falaski pewnie kroczyli do detronizacji Resovii i odzyskania po 2 latach tytułu mistrzów Polski. I tak też się stało.

Ostatni akapit należy się temu, którego nazwisko jeszcze tutaj się nie pojawiło, a musi. Łukasz Perłowski trafił do Resovii przed sezonem... 2002/2003 z III ligowego Wisłoka Strzyżów. 12 lat w jednym klubie. Żywa legenda. W tym roku spełniły się jego marzenia - zagrał w reprezentacji Polski w Lidze Światowej przeciwko Brazylii. Zdobył nawet swój jedyny punkt, zagrywką. Wcześniej także dostawał powołania. Dopadały go jednak kontuzje i nie mógł spełnić swoich marzeń. Teraz spełnił. I należało mu się to, jak psu buda.

Mateusz Lampart
 

Czy Asseco Resovia Rzeszów zostanie mistrzem Polski w sezonie 2014/2015?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×