- Muszę przyznać, że grało mi się bardzo dobrze. Powrót po 7. miesiącach, kiedy nie wszyscy byli przekonani czy w ogóle wrócę, to naprawdę dla mnie coś wielkiego i teraz muszę tylko doskonalić swoje umiejętności - powiedział po porażce z AZS-em Częstochowa Bartosz Krzysiek. Siatkarz kielczan zwłaszcza w pierwszych dwóch partiach wyglądał bardzo obiecująco. - Z biegiem meczu gasłem i to jest właśnie konsekwencją tego, że jeszcze moja wytrzymałość nie jest zbudowana wystarczająco. Mam jednak nadzieję, że z każdym meczem będę coraz lepiej przygotowany.
[ad=rectangle]
24-latek mimo starań nie mógł cieszyć się ze zwycięstwa swojej drużyny. - Goście byli bardziej konsekwentni i mieli przewagę na środku, było to chyba widoczne gołym okiem. Do tego nałożyło się to, że nie byliśmy w stanie wyeliminować ich dobrej gry, bo nasz serwis nie do końca funkcjonował tak jak trzeba - komentował.
Krzysiek zwrócił uwagę, że choć obie drużyny pokazały dobrą grę w obronie, to jednak podopieczni Marka Kardosa okazali się lepsi w tym elemencie. - Stali tam gdzie powinni. Mimo, że jesteśmy zespołem, który dobrze broni, oni pokazali, że są w tym trochę lepsi. Piłka lepiej się od nich odbijała. Piąta porażka co prawda boli siatkarzy ze świętokrzyskiego, ale nie odbiera im nadziei na lepszą przyszłość. - Mimo wszystko widzę pozytywy w grze, wyglądało to lepiej, był w nas ogień, a wcześniej tego nie widziałem - przekonywał były zawodnik Indykpolu AZS Olsztyn.
Kibice zasiadający w środę na trybunach hali "Pod Basztami" byli świadkami długiej i pełnej zwrotów akcji drugiej partii. To co jednak było emocjonujące dla obserwatorów, dla zawodników okazało się męczarnią. - Taki set podcina skrzydła. Trzeba umiejętnie dysponować siłami, bo uciekają one cały czas, nie tylko w akcjach, ale też podczas ciągłego "nakręcania się" do walki - zakończył.