Pewna grupa niszczy polskich trenerów - rozmowa z Piotrem Makowskim, byłym trenerem kadry Polski

Damian Gapiński
Damian Gapiński
Skoro jest tak dobrze, to skąd wzięła się krytyka ze strony Anny Werblińskiej?

- Od dłuższego czasu piszę systematyczne raporty dla PZPSu. Podkreślałem, że problemem jest struktura ligi i brak napływu młodych zawodniczek. Wprowadzenie Młodej Ligi to również był mój pomysł. Pojawiło się kilka młodych zawodniczek, ale póki co grają one o dalsze miejsca w lidze. Natomiast co do struktury ligi mogę powiedzieć tylko tyle, że trener Anastasi uruchamia w Gdańsku 2-3 młodych zawodników, a w żeńskich?. Kto perspektywiczny uchował się w Policach? Była Grejman, ale gdzie dzisiaj jest? Była czołową zawodniczką dwa lata temu na uniwersjadzie. Nie chcę nikogo krytykować, ale takie są fakty. W tej chwili w czołowych klubach gra Agnieszka Kąkolewska. To problem dotyczący klubów z czołówki. Czeka nas długa i mozolna praca. Droga do igrzysk jest jednak otwarta jeżeli spełnią się słowa Anny Werblińskiej, która zapowiedziała, że przyjadą najsilniejsze zawodniczki. Czas zatem, żeby w końcu przyjechały i zagrały, a jeżeli trener Makowski jest przeszkodą, to właśnie się jej pozbyły.

To zawodniczki ustalają, kto przyjeżdża na zgrupowanie kadry?

- Nie chcę tak głęboko wchodzić w problemy kadry. Od tego są komentatorzy. Byłem wielokrotnie oskarżany o to, że jestem człowiekiem PZPSu, Polsatu, czy grupy menedżerskiej. Nigdy jednak z żadnym menedżerem nie miałem podpisanej umowy i przy ustalaniu powołań nie brałem pod uwagę tego, z której dana zawodniczka jest "stajni". Na każdym etapie pojawiały się zarzuty o wpływy menedżerów. Nie mam z tym jednak nic wspólnego. Jedyna sytuacja w historii jaka miała miejsce, to państwo Werblińscy poprosili mnie o pomoc w prywatnej sprawie i pomogłem. Nic więcej.

Odczuwał pan nacisk ze strony menedżerów?

- Zawsze miałem z nimi dobre kontakty. Pytania dlaczego gra ta, a nie inna zawodniczka, zawsze się pojawiały.

Gdzie zatem popełnił pan błąd?

- Myślę, że popełniłem jeden błąd. Powinienem przed objęciem stanowiska porozmawiać z zawodniczkami. Okazało się, że z pierwszej szóstki, która grała w kwalifikacjach do IO z trenerem Świderkiem, pięć zawodniczek zrezygnowało. Gdybym wcześniej to wiedział, to bym się zastanowił. Problem kadrowy jest jednak szerszy. Na palcach jednej ręki policzylibyśmy zawodniczki, które wyszły w ostatnich latach ze szkolenia. O tym już jednak mówiłem. To w tej chwili kwestia kontynuacji rozmów z osobami, które zapraszałem do współpracy przy tworzeniu systemu szkolenia. To jest też kwestia odbioru moich działań. Swego czasu napisano na mnie paszkwil. Sprawdziliśmy dwie cyfry w nim podane i nic się nie zgadzało. Ludzie mówią i piszą różne rzeczy. Nie wszystko niestety jest prawdą. Powtarzam - fakt jest jeden - jesteśmy na szóstym miejscu w rankingu CEV, który stanowi podstawę do kwalifikacji olimpijskich. Jesteśmy nisko w rankingu światowym, ale o tym wiedzieliśmy już rok temu.

To skąd te obecne ataki?

- Na pewno drużyna, która grała zimą była bardzo ciekawie. Mogliśmy wiele osiągnąć. Biorę odpowiedzialność za to co się stało, ale chciałbym też, żeby zawodniczki potrafiły wziąć coś na siebie, bo one też w tym uczestniczyły. Jednego jestem pewien. Potrzebujemy kilku lat, żeby polska siatkówka żeńska się odbudowała. Potrzeba pracy i chęci gry w siatkówkę. Życzę dobrze tej kadrze i mam nadzieję, że jej problemy zostaną rozwiązane.

Mówi pan o potrzebie dawania szansy młodym zawodniczkom. Ale panu również zarzucano, że na początku szansę dostawały, a jak przyszło do grania o cele, to powołanie otrzymały doświadczone zawodniczki. To był błąd?

- Być może. Głównie chodziło o to, że mieliśmy sześć dni na przygotowanie do kwalifikacji MŚ. Wydawało się, że cztery zawodniczki z Polic będą dawały takie zgranie. To raz. Druga sprawa, że sezon 2013 nie był jakoś specjalnie udany, więc trzeba było szukać optymalnego rozwiązania. Po trzecie, powinienem rozmawiać jeszcze z dwoma - trzema zawodniczkami. Do tych pomyłek się przyznaję i nie mam z tym żadnego problemu. Nie wszystko mogę też upublicznić. Często bowiem charaktery zawodniczek decydują o tym, czy grają w kadrze, czy nie. Nawet jak mieliśmy najmocniejszy personalnie skład, to pewne konflikty personalne się pojawiały.

Czego potrzebuje żeńska siatkówka?

- Szerokiej debaty wszystkich stron. Przepychanki nie mają sensu - zwłaszcza publiczne. Potrzebujemy mądrych decyzji i mądrych ludzi. Ale przede wszystkim cierpliwości. Musimy spowodować, że pojawi się podaż w żeńskiej siatkówce.

Polska kadra potrzebuje trenera polskiego, czy zagranicznego?

- Nie zamierzam w tym zakresie się wypowiadać. Od tego są inne osoby. Wiem, że jest nagonka na polskich trenerów, o czym wcześniej mówiłem. Mamy również problemy, które muszą zostać rozwiązane. Nie może być tak, że w zespole żeńskim zawodniczki zarabiają przy obecnych wynikach sportowych więcej, niż siatkarze w lidze mistrzów świata. Musimy się jako polscy trenerzy zjednoczyć i walczyć o swoje.

Zawodniczki podkreślały niejednokrotnie, że jako kadra są traktowane gorzej, niż reprezentacja męska. Podziela pan tę opinię?

- Absolutnie nie. Być może wcześniej tak było. W czasie mojej kadencji mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy. Jedynym problemem było to, że pokrywały się terminy kadry i ligi, ale na to nie mieliśmy wpływu. Wszystkie rzeczy typu sprzęt, ubezpieczenia czy stypendia były zapewnione. Oczywiście premie za wygrane nie były na takim poziomie, jak u mężczyzn, ale biorąc pod uwagę wyniki sportowe, było to uzasadnione.

Czy biorąc pod uwagę zasady na jakich działają SOSy i SMS w Szczyrku jest pan spokojny o dopływ świeżej krwi do kadry?

- Teraz tak. Dwa lata temu jak lądowaliśmy po turnieju w Brazylii mówiłem, że przegraliśmy z krajami, w którymi funkcjonuje system szkolenia, a u nas go nie ma. Obrażono się wówczas na mnie. Obecnie wprowadzamy swój system. Trenerzy w SOSach tworzą bazę materiałów, z których wszyscy mogą korzystać. Pojawiły się świetne nabory. Musimy jednak chwilę poczekać na ich efekty.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×