Po losowaniu rundy challenge Pucharu CEV chodziły powszechne słuchy, że kędzierzynianom zdecydowanie dopisało szczęście. Ekipa z Aragonii wydawała się bowiem najsłabszym rywalem z potencjalnej czwórki, którą obok niej tworzyły belgijskie Precura Antwerpia i Knack Roeselare oraz tureckie Fenerbahce Stambuł. Pierwszy mecz w Kędzierzynie-Koźlu potwierdził, że takie głosy nie były bezpodstawne. Siatkarze mistrza Hiszpanii nie postawili ZAKSIE wielkiego oporu. Całe widowisko zakończyło się wygraną polskiego zespołu 3:0 po zaledwie 73 minutach gry.
[ad=rectangle]
- W tym sezonie już się przekonaliśmy, że nie ma łatwych meczów. Nie wiem, czy mogliśmy trafić gorzej, ponieważ nie gramy z innymi zespołami i teraz możemy tylko gdybać. W każdym spotkaniu trzeba prezentować jakiś poziom, żeby wygrać. Jeżeli zlekceważylibyśmy zespół z Teruelu, to też mogłoby skończyć się różnie. To jednak jeszcze nie koniec rywalizacji, gdyż musimy pojechać do Hiszpanii i wygrać tam przynajmniej dwa sety. Na swoim terenie rywale z pewnością zagrają dużo lepiej. My zdajemy sobie natomiast sprawę, że Puchar CEV to dla nas trochę rozgrywki pocieszenia. Nadal możemy w nim jeszcze coś ugrać i będziemy chcieli zajść jak najdalej. Ligi oczywiście nie odpuścimy, ponieważ 12. pozycja na pewno nas nie zadowala. Będziemy walczyć o 5. lokatę, żeby znaleźć się jak najbliżej czołówki - skomentował Sebastian Świderski.
Przed rozpoczęciem środowego pojedynku, sztab szkoleniowy drużyny z Kędzierzyna-Koźla mógł mieć spore wątpliwości co do tego, kto po stronie Cai Voleibol Teruel rozpocznie je na pozycji atakującego. W rozgrywkach Ligi Mistrzów częściej występował na niej doświadczony Juan Carlos Barcala, lecz tym razem na boisku w wyjściowym ustawieniu zameldował się Jesus Chourio. Wenezuelczyk, podobnie jak pozostali jego koledzy, nie wyrządził jednak Trójkolorowym znaczącej krzywdy.
- Rzeczywiście byliśmy przygotowani na Barcalę, natomiast dla nas to nie był problem. W końcu zagraliśmy tak, jak sobie założyliśmy, patrząc się najpierw na siebie, a dopiero później na rywala. Nie daliśmy przeciwnikom wielkiego pola manewru, jeśli chodzi o grę pod siatką. Mieli problemy z przyjęciem, więc rozgrywali akcje z okolic trzeciego metra i musieli bardzo mocno kombinować. W połowie setów zawsze gubiliśmy na chwilę koncentrację, ale w końcówkach już tak nie było i to pozwoliło nam zwyciężyć - dodał 37-letni szkoleniowiec.
W odniesieniu pewnego triumfu nie przeszkodził jego podopiecznym brak dwóch znaczących ogniw - rozgrywającego Pawła Zagumnego oraz środkowego Jurija Gladyra. Przyczyny ich absencji były zróżnicowane. - Jurek po raz kolejny jest po serii zastrzyków, które cyklicznie musi przyjmować co kilka tygodni. Po nich potrzebuje od dwóch do czterech dni odpoczynku, więc w jego przypadku decydowały względy zdrowotne. Co do Pawła, był to wyłącznie taktyczny wybór całego sztabu. Miał on jakieś drobne problemy z kolanem i doszliśmy do wniosku, że najważniejsze jest, by odpoczął i był gotowy na resztę sezonu. Podjęliśmy też decyzję o daniu szansy na pokazanie się przed własną publicznością Michałowi Superlakowi. Pamiętamy, że to między innymi dzięki niemu jesteśmy w rundzie challenge. To on pokierował naszą grą w Izmirze tak skutecznie, że wygraliśmy "złotego seta". Obecność w składzie była dla niego nagrodą za to, co zrobił w Turcji - podsumował Świderski.