Przysłowie mówiące o tym, że sukces rodzi się w bólach, idealnie obrazowało przebieg decydującego pojedynku pomiędzy zespołem z Trójmiasta a Chemikiem Police. Droga Atomówek do odniesienia zwycięstwa była długa i wyboista. Obie drużyny zaliczyły kilka wzlotów i upadków, o czym najlepiej świadczy fakt, że w żadnej z czterech pierwszych partii przegrane nie zdobyły więcej niż 19 punktów. Wyrównany był dopiero tie-break, zakończony wynikiem 15:12 dla sopocianek.
[ad=rectangle]
- Biorąc pod uwagę sam rezultat, nie było to nasze najlepsze spotkanie, ale finał Pucharu Polski zawsze jest meczem walki. W jednym secie lepsze były policzanki, zaś w kolejnym to my miałyśmy kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, o czym świadczą wyniki poszczególnych odsłon. Jedną z nich wygrałyśmy 25:10, ale w innej uległyśmy 18:25. Jestem szczęśliwa, że wszystko zakończyło się po naszej myśli, ponieważ to Chemik był faworytem tego starcia. Każda z nas wierzyła jednak w sukces, podjęłyśmy walkę i udało się zwyciężyć - powiedziała Charlotte Leys.
Niesamowicie istotnym czynnikiem, który pozwolił ekipie z Sopotu zdetronizować hegemona rundy zasadniczej Orlen Ligi, była między innymi znakomita postawa w obronie. Gdy do tego podopieczne Lorenzo Micellego dokładały owocną grę w ofensywie, długimi fragmenty stanowiły dla zawodniczek z Polic maszynę nie do powstrzymania.
- Nie miałyśmy patrzeć na procentową skuteczność w ataku. Naszym założeniem było popełnianie jak najmniejszej ilości błędów własnych w momentach, kiedy posiadałyśmy inicjatywę. Próbowałyśmy zmusić do ich robienia nasze rywalki, natomiast samemu znajdować właściwe rozwiązania - dodała Belgijka.
W trzecim secie finałowej potyczki nabawiła się ona urazu, który zmusił ją do opuszczenia parkietu. Natychmiast została z boku opatrzona przez fizjoterapeutę Aleksandra Bieleckiego. Na gorąco sprawa nie wyglądała na szczególnie poważną, ponieważ czwartą partię ponownie rozpoczęła w wyjściowym ustawieniu. W czasie jej trwania została jednak po raz kolejny zastąpiona przez Falyn Fonoimoanę, która tym razem pozostała na boisku już do ostatniego gwizdka.
- Otrzymałam bardzo wysoką wystawę, patrzyłam przy wyskoku mocno w górę i podkręciłam kostkę. Nie chciałam się poddawać, pragnęła dać z siebie wszystko dla drużyny. Wiedziałam, że to niezmiernie istotne, nawet gdybym miała skończyć tylko jedną piłkę. Mam nadzieję, że do play-offów przystąpię już w pełni gotowa - podsumowała Leys.