Nasze ambicje zostały zniszczone - rozmowa z Wojciechem Ferensem, przyjmującym BBTS-u Bielsko-Biała

W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Wojciech Ferens, przyjmujący BBTS-u Bielsko-Biała opowiedział między innymi o ostatnim sezonie, współpracy z Piotrem Gruszką i swojej przyszłości.

Natalia Bugiel: Jest wam czego gratulować?

Wojciech Ferens: Złotego seta. Wydaje mi się, że w ostatnim pojedynku postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Rozmawialiśmy z trenerem Gruszką, on zdecydował, że zagram na pozycji atakującego i musieliśmy mu tylko zaufać. Powiedzieliśmy sobie, że po raz ostatni w tym sezonie musimy dać od siebie maksimum. Nie tylko dla nas samych, sztabu szkoleniowego, ale również dla kibiców. Nie było innego wyjścia. Musieliśmy wyjść z twarzą i cieszę się, że przystąpiliśmy do tej ostatniej partii z takim impetem, jajem, determinacją. To chyba jedyny pozytyw.
[ad=rectangle]
Trzynaste miejsce było w tym sezonie szczytem waszych możliwości?

- Biorąc pod uwagę nasz potencjał oraz przekrój gry do meczu z Będzinem, możemy traktować to miejsce w kategoriach porażki. Zresztą bardzo bolesnej. Tegoroczny system mógł wynieść nas na wyżyny, ale sprowadził dość brutalnie do parteru. Poszliśmy w zupełnie przeciwnym kierunku, niż zakładaliśmy przed startem sezonu. Trzynasta lokata na pewno nie jest zaszczytem, ale wywalczenie jej było dla nas sprawą honorową.

Urażona duma?

- Nie oszukujmy się, ale nasze ambicje zostały zniszczone. Wiedzieliśmy jednak, że aby zachować twarz po pojedynkach z AZS-em Częstochowa, musimy zmobilizować się na 110 proc. Nie było trudno się zmotywować, chociaż obraz naszej gry pokazywał, że jesteśmy zagubieni.

Wspomniałeś o tegorocznym systemie PlusLigi. Jesteście trochę źli, że dwie porażki od razu zepchnęły was do rywalizacji w samym dole tabeli?

- Myślę, że nie możemy winić wyłącznie systemu. Jeśli chodzi takie zespoły jak Cerrad Czarni Radom, czy ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, to na pewno system nie był dla nich sprawiedliwy i mogą wieszać na nim psy. Nie chciałbym także niczego ujmować chłopakom z Będzina, bo wiem, że oni także wkładają wiele serca w swoją pracę i grają coraz lepiej. Jednak gdyby spojrzeć na cały sezon, zdobycze punktowe, zwycięstwa oraz postawę na boisku, niektóre drużyny mogłyby poczuć się skrzywdzone. Podejrzewam, że będą w tym systemie zmiany.

Kolejne powiększenie PlusLigi nie sprawiło, że pomiędzy pierwszym a ostatnim zespołem w tabeli zrobiła się ogromna przepaść?

- Na to akurat chyba nie możemy narzekać. System zrobił z PlusLigi rozgrywki, w których każdy mógł wygrać z każdym. Pokazywaliśmy to my, będzinianie, czy Cuprum Lubin. Wydaje mi się, że powiększenie ligi było dobrym pomysłem, ale powinien zmienić się sam system i jego terminarz. Granie środa - sobota całej pierwszej rundy, wiążącej się często z bardzo długimi wyjazdami, wcale nie było takie dobre. W dwa miesiące mieliśmy w nogach naprawdę sporo. Pamiętam, że kilka lat temu też liga musiała przyspieszyć, ale wtedy nie było to tak brutalne. Natomiast w tym sezonie widać było po niektórych drużynach zmęczenie i trzeba było szybko weryfikować cele. Moim zdaniem same powiększenie PlusLigi oraz ilość grania zaliczyłbym na plus, natomiast pozostaje jeszcze wiele do dopracowania.

Sezon w waszym wykonaniu dobiegł końca, ale pomimo trzynastego miejsca, w fazie zasadniczej postraszyliście kilka czołowych ekip, pokonaliście Lotos Trefl Gdańsk.

- W meczu z PGE Skrą Bełchatów zaprezentowaliśmy się dobrze, podobnie było na początku drugiej rundy z Jastrzębskim Węglem. Oczywiście udało nam się pokonać gdańszczan, a przecież to drużyna, która w tym roku awansowała do półfinału PlusLigi. Jako ostatni w fazie zasadniczej graliśmy pojedynek z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, ale uważam, że wtedy byliśmy myślami już przy fazie play-off i rywalizacji z ekipą z Będzina.
W pojedynkach z będzinianami straciliście głowę, za bardzo uwierzyliście w swoje możliwości?

- Być może w decydującej części sezonu zabrakło nam właśnie zimnej głowy. Byliśmy aż przemotywowani. Mam takie odczucia, że jeżeli wygralibyśmy wtedy w Będzinie, spotkanie w naszej hali zakończyłoby się zupełnie inaczej. Przeciwnicy zwietrzyli swoją szansę, poczuli krew i im się opłaciło. W rewanżu rzucili się na nas, chociaż naprawdę byliśmy zmotywowani. Myślę, że w pewnym momencie pękliśmy. Z kolei w pojedynkach z Akademikami pokazaliśmy nasze kolejne oblicza. W Częstochowie zagraliśmy naprawdę dobre spotkanie, a u siebie? Trudno jakkolwiek je opisać. Chyba będę traktował ten mecz wyłącznie z perspektywy złotego seta, gdzie zdecydowanie pokazaliśmy charakter. Trzy poprzednie odsłony były bardzo słabe.

Zabrakło lidera, który w końcówce wziąłby odpowiedzialność na swoje barki?

- Przez cały sezon szukaliśmy kogoś takiego, ale trudno było go wykreować. W każdym meczu nasza gra falowała, nie potrafiliśmy wykorzystać tego, że każdy z nas jest w optymalnej formie. Raz jeden z chłopaków potrafił punktować z najtrudniejszych piłek, a w kolejnym spotkaniu był to znów ktoś inny. W złotym secie pojedynku z częstochowianami musieliśmy postawić wszystko na jedną kartę, zagrać va banque. Cieszę się, że po części mogłem to być ja, a z drugiej strony udźwignęliśmy presję jako kolektyw. Nie załamaliśmy się paroma błędami, które też się oczywiście zdarzyły, a w większości meczów potrafiły nas bardzo zdołować. Serie straconych punktów nas dołowały, a najbardziej bolała krytyka o brak zaangażowania. Wywalczyliśmy honor, bo chyba o taką stawkę był ostatni pojedynek w sezonie.

[b]

Jak pracowało ci się z Piotrem Gruszką w jego debiutanckim sezonie na ławce trenerskiej?[/b]

- Trener wprowadził taki luz psychiczny. Dla młodych chłopaków jest to rewelacyjne, bowiem nie czuliśmy presji, która może w niektórych meczach była potrzebna, ale nas pogrążała. Moim zdaniem fajne było to, że szkoleniowiec budował w nas pewność siebie przez to, że mieliśmy wolną głowę. Mogliśmy na boisku prezentować swoje indywidualne zagrania, które nie zawsze sprawdzałyby się w taktyce innego trenera. Nie oszukujmy się, ale dla niego też to był ciężki rok. Wielka odpowiedzialność, głęboka woda, chociaż miał pod swoimi skrzydłami grupę chłopaków, patrzących w niego jak w obrazek. Jednak uważam, że taka trudna droga przydała się zarówno nam, jak i trenerowi, bo można wynieść z niego wiele wniosków. Trzeba dać czas nam wszystkim, bo w siatkówce nic nie dzieje się na już.

Jeszcze kilka sezonów temu występowaliście razem na boisku.

- Piotrka bardzo miło wspominam, również jako zawodnika. Widzę, że bardzo dużo wnosił do zespołu tego, co sam prezentował na boisku. Bardzo fajnie pracowaliśmy w kwestii naszej mentalności. To miało nam pomóc w udowodnieniu sobie swoich możliwości.

Do BBTS-u Bielsko-Biała byłeś wypożyczony tylko na ten sezon, bowiem nadal jesteś zawodnikiem ZAKSY. Czy to oznacza, że wracasz do Kędzierzyna-Koźla?

- Zgadza się, że nadal jestem zawodnikiem ZAKSY. Ale tak naprawdę nie wiem, co będzie z moją przyszłością. Nie chciałbym jeszcze na ten temat spekulować, bo inne drużyny nadal rozgrywają decydujące pojedynki w sezonie. Myślę, że wkrótce wszystko się wyjaśni.

Komentarze (0)