Po słabym występie w sezonie 2013/2014, w którym Lotos Trefl Gdańsk uplasował się na odległym 10. miejscu, mało kto wierzył, że niespełna rok później żółto-czarnym uda się w wielkim stylu wedrzeć do ścisłej czołówki PlusLigi. W przeciągu kilku miesięcy z drużyny rozczarowującej swoich sympatyków, zbudowano team, który w stu procentach wykorzystał drzemiący potencjał i sięgnął po historyczne sukcesy.
[ad=rectangle]
Przed sezonem
Nieudany sezon 2013/2014 nie mógł pozostać bez reakcji włodarzy Lotosu Trefla Gdańsk. Jeszcze przed zakończeniem rywalizacji o 10. miejsce z klubem rozstali się Grzegorz Łomacz i Paweł Mikołajczak. Na następne decyzje personalne nie trzeba było długo czekać: współpracę z ekipą znad morza zakończył Radosław Panas oraz sześciu kolejnych zawodników, z atakującym Jakubem Jaroszem na czele.
Stery po Radosławie Panasie przejął bardzo dobrze znany polskiej publiczności, Andrea Anastasi, stając się pierwszym zagranicznym trenerem w historii klubu. Osoba Anastasiego sprawiła, iż oczy ekspertów oraz kibiców zostały skierowane w stronę Gdańska. Wszyscy zastanawiali się czy utytułowany szkoleniowiec zdoła zbudować nad polskim morzem siatkarską potęgę.
Andrea Anastasi przy podpisywaniu kontraktu z gdańskim Treflem zdawał sobie dokładnie sprawę z ograniczeń budżetowych. Wiedział, że nie będzie mógł dokonać tak spektakularnych transferów jak rywale z Rzeszowa czy Bełchatowa. Szkoleniowiec z Półwyspu Apenińskiego sięgnął po zawodników, których nazwisk ciężko było szukać na pierwszych stronach siatkarskich portali. Jego autorski projekt opierał się w głównej mierze na cechach charakterologicznych. - Specjalnie dokonywaliśmy razem z zarządem klubu takich decyzji personalnych, by sprowadzić do Gdańska graczy potrafiących grać zespołowo, ale jednocześnie umiejących w ważnych momentach spotkania ponieść ciężar gry na swoich barkach. Wspólnie powinno nam się udać zbudować prawdziwą drużynę, która będzie walczyła o każdą piłkę - opisywał swój pomysł na budowę zespołu, były selekcjoner reprezentacji Polski.
Jedną z pierwszych decyzji transferowych nowego opiekuna żółto-czarnych było zakontraktowanie Mateusza Miki, który barwy trójmiejskiego klubu reprezentował po raz pierwszy w sezonie 2012/2013. Kolejne tygodnie maja przynosiły nowe informacje dotyczące projektu budowanego pod okiem utytułowanego Włocha. Grzegorza Łomacza na pozycji rozgrywającego zastąpił Marco Falaschi, który miał być gwarantem kombinacyjnego stylu gry. W miejsce Jakuba Jarosza natomiast zakontraktowano wyróżniającego się w lidze francuskiej Murphy'ego Troya. W trakcie wrześniowych mistrzostw świata klub poinformował o pozyskaniu ostatniego z zagranicznych zawodników: Sebastiana Schwarza.
Włoski szkoleniowiec zdecydował się również sięgnąć po polskich zawodników, których pozycja u poprzednich pracodawców z roku na rok malała. Piotr Gacek i Wojciech Grzyb, zgodnie z wizją Anastasiego, dzięki swojemu ogromnemu doświadczeniu mieli stać się ostoją żółto-czarnych. W składzie Lotosu Trefla Gdańsk nie zabrakło miejsca dla młodych perspektywicznych graczy, mających na swoim koncie sukcesy odnoszone w Młodej Lidze. Jak pokazał przebieg sezonu ich rola ograniczała się wyłącznie do zmian zadaniowych.
Zarówno zawodnicy, jak i szkoleniowiec, bardzo ostrożnie wypowiadali się na temat celów drużyny. Pierwszym krokiem jaki chcieli wspólnie wykonać było wywalczenie miejsca w fazie play-off. Tym samym gdańszczanie unikali powtórki sytuacji z lat ubiegłych, kiedy wielkie zapowiedzi kończyły się jeszcze większym rozczarowaniem. - Zdecydowałem, że przed tym sezonem nie będę składał żadnych deklaracji odnośnie celów zespołu. Zarówno dwa lata temu jak i w zeszłym roku były wielkie obietnice, które zostały brutalnie zweryfikowane na boisku. W tym sezonie chcemy przede wszystkim walczyć. Jeśli będziemy waleczną ekipą wówczas dobry wynik sam do nas przyjdzie - mówił przed rozgrywkami, Bartosz Gawryszewski.
Wzloty i upadki
Lotos Trefl Gdańsk rozpoczął plusligowe rozgrywki z wysokiego C. Już w drugiej kolejce żółto-czarni bez żadnych problemów pokonali na swoim terenie ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle, czym wzbudzili niemałe zdziwienie wśród amatorów polskiej siatkówki. We wcześniejszych latach taki wyczyn pozostawał jedynie w sferze marzeń nadmorskiego zespołu, ale teraz wszystko miało się zmienić. Gdańszczanie nie tylko toczyli wyrównane bitwy z zespołami z czołówki ligi, ale również byli w stanie je pokonać. Pierwsza wielka chwila nastąpiła 23. listopada. Tego dnia, w gdyńskiej hali, po pięciosetowym pojedynku Asseco Resovia Rzeszów musiała zejść z boiska pokonana. Czegoś takiego trójmiejska drużyna nigdy wcześniej nie dokonała.
Dla gdańskich siatkarzy minione rozgrywki były niczym maraton. Szkoleniowiec cały sezon rozegrał jedną "szóstką" stosując stosunkowo mało zmian. Chwilową gorszą dyspozycję sportowców bez litości wykorzystywali ich przeciwnicy. Z tego powodu nie obyło się bez kilku wpadek. Pierwszą z nich żółto-czarni zaliczyli w dziewiątej rundzie, kiedy na własnym terenie ulegli beniaminkowi z Lubina, który rozegrał wtedy jedno ze swoich najlepszych spotkań. Kolejnym nieudanym meczem było starcie z AZS-em Częstochowa. Przegrana 0:3 nie była tym, czego spodziewano się po dobrze sobie radzącym kolektywie znad morza. W ciągu rundy zasadniczej Lotos Trefl poniósł 7 porażek przy 19 zwycięstwach i uplasował się na trzecim miejscu w tabeli.
Wartym przypomnienia sukcesem i "wysokim" wzlotem gdańskich siatkarzy był Puchar Polski. W turnieju finałowym rozgrywanym w Ergo Arenie miejscowa drużyna pokonała 3:1 bełchatowian i wskoczyła do finału, gdzie miała się mierzyć z rzeszowianami. Pojedynek o trofeum dostarczył wielu emocji, a żadna ze stron ani myślała się poddać. Niesieni dopingiem kibiców gdańszczanie "pofrunęli" po swoje pierwsze trofeum pokonując, również 3:1, ekipę z Podkarpacia.
Przegrane, jakie ponosili żółto-czarni dodawały im tylko motywacji do dalszej ciężkiej pracy. Po każdej z nich podnosili się silniejsi, gotowi na kolejne mecze. Nie wątpili w to, że są w stanie wiele osiągnąć, ale do samego końca nie spodziewali się, że uda im się zakończyć sezon z tak znakomitymi wynikami. - Pomysł, jaki miałem na początku sezonu, nie zakładał awansu do finału PlusLigi, zwłaszcza po ostatnim występie, kiedy Lotos zajął dziesiąte miejsce. Staraliśmy się być drużyną, która oscylowałaby w okolicach piątego miejsca - już po zakończeniu rozgrywek wyjawił Andrea Anastasi. Włoch dopasował do siebie graczy, którzy potrafili unieść na swoich barkach rodzącą się presję wyniku, przez co całe rozgrywki w ich wykonaniu można zaliczyć, jako jeden wielki wzlot.[nextpage]Analiza
Oprócz dobrego dopasowania charakterologicznego, drużyna Anastasiego bardzo szybko znalazła wspólny język na boisku. Zawodnicy sezon przygotowawczy rozpoczęli wraz z początkiem sierpnia. W związku z mistrzostwami świata rozgrywanymi w Polsce, główni przyjmujący: Mateusz Mika oraz Sebastian Schwarz, dołączyli do składu dopiero pod koniec września, a już piątego października rozegrali w pełnym wymiarze czasowym pierwszy, wygrany mecz z Indykpolem AZS Olsztyn.
- Patrząc na nazwiska - stworzyliśmy zespół składający się z dobrych zawodników. Jeśli zawsze będziemy pracować tak dobrze jak w ostatnim okresie, a gra na boisku będzie ciągle ulepszana to możemy być spokojni. Dla mnie celem są play-offy. Jest to minimum, które chcemy osiągnąć. Jeśli to się uda, będziemy walczyć dalej - pełen optymizmu przed sezonem mówił Marco Falaschi. To właśnie Włoch przez praktycznie cały rok kreował grę żółto-czarnych. Pomimo, iż w czasie trwania rozgrywek, znalazło się kilku malkontentów krytykujących sposób wystaw zawodnika, to Falaschi na tle reszty rozgrywających PlusLigi zaimponował bezkompromisową grą i pełnym zaangażowaniem. Z pewnością siatkarz odświeżył schemat gry Lotosu Trefla Gdańsk i dał pole do popisu zarówno skrzydłowym jak i środkowym bloku.
Na dużą pochwałę zasługuje także Mateusz Mika. 24-letni mistrz świata, tuż po zakończonej międzynarodowej imprezie, stawił się na Memoriale im. Arkadiusza Gołasia i tam rozegrał pierwszy mecz z gdańską ekipą. Na boisku pozostał już do końca sezonu, gdzie był kluczową postacią drużyny. Siatkarz, okrzyknięty najlepszym transferem PlusLigi, średnio w meczu atakował z 47 procentową skutecznością, a jego perfekcyjne przyjęcie kształtowało się na poziomie 26 procent. Nie dziwi fakt, że dla włodarzy Lotosu Trefla Gdańsk postać Miki, była kluczowa przy budowaniu składu na kolejny sezon. Na przyjęciu 24-latkowi wtórował Niemiec - Sebastian Schwarz. Ostatni zakontraktowany zawodnik, w pełnej krasie pokazał się dopiero podczas play-offów, gdzie zwiększona ważność meczów wyzwoliła w nim pozytywną energię i chęć rywalizacji.
Na wyniki końcowe drużyny z Trójmiasta, przełożyła się bardzo dobra gra praktycznie każdego zawodnika. Oprócz wspomnianych Falaschiego, Miki i Schwarza nie można zapomnieć o najbardziej doświadczonych graczach: Wojciechu Grzybie oraz Piotrze Gacku. Koncertowe bloki i efektowna zagrywka Grzyba, a także skuteczne przyjęcie i ofiarność w obronie Gacka, znalazły uznanie w oczach Stephane'a Antigi, który ponownie powołał ich do reprezentacji Polski.
Tak naprawdę nie do końca wiadomo na co stać rezerwowych Lotosu Trefla Gdańsk. Trener Anastasi, znany z zamiłowania do tworzenia żelaznej szóstki i w tej drużynie nie dał wielu możliwości gry swoim drugoplanowym zawodnikom. Na parkiecie mogliśmy widywać głównie Mateusza Czunkiewicza, zastępującego w polu serwisowym kapitana zespołu. Przy krótkich podwójnych zmianach na placu gry meldowali się również Stępień oraz Schulz.
Warto nadmienić, że Lotos Trefl Gdańsk w sezonie 2014/2015 brał udział tylko w rozgrywkach krajowych. Dopiero kolejny sezon w pełni zweryfikuje potencjał drużyny, również na arenie międzynarodowej. Występ w Lidze Mistrzów z pewnością zwiększy intensywność rozgrywanych spotkań, a także zmusi Andreę Anastasiego do rotacji w składzie. Z tego powodu, rozpoczynający się pod koniec października sezon, z pewnością będzie o wiele trudniejszy. Żółto-czarni zaskakująco szybko wspięli się po plusligowej drabince, jednak utrzymanie tak wysokiego poziomu może okazać się niezwykle wymagające.
Ważne słowa
Objęcie posady przez Andreę Anastasiego odbiło się szerokim echem w środowisku siatkarskim nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Włoch tuż po podpisaniu kontraktu z Lotosem Treflem Gdańsk przyznał, że stawia przed sobą trzy wyzwania: - Mam trzy takie rzeczy do jakich będę dążył. Pierwszą z nich jest stworzenie zgranego teamu, gotowego do poświęceń. W poprzednich sezonach z tego, co wiem, bywało różnie z gdańską drużyną w rozgrywkach Plus Ligi, ale wydaje mi się, że uda nam się to zmienić na lepsze. Kolejnym celem jest zachęcenie ludzi, nie tylko z Gdańska, ale również z innych miast, do tego, żeby zainteresowali się siatkówką i oczywiście, żeby pokochali zespół, który mam przyjemność prowadzić. Ostatnią rzeczą, jaką chcę tu osiągnąć, jest dojście z Lotosem Treflem do play-offów. Dzięki temu kibice mieliby okazję do częstszego pojawiania się na hali i dopingowania drużyny. Po zakończeniu rozgrywek można śmiało powiedzieć, że wszystkie założone cele udało się Anastasiemu osiągnąć.
Każde kolejne zwycięstwo żółto-czarnych sprawiało, że trybuny Ergo Areny zaczęły się stopniowo zapełniać. Najwyższą frekwencję odnotowano podczas lutowego meczu z PGE Skrą Bełchatów (10 635 widzów). - Nasz mecz ze Skrą Bełchatów oglądało na żywo ponad 10000 widzów, pojedynek z jastrzębianami przyciągnął do Ergo Areny blisko 7000 kibiców... To jest coś fantastycznego! Chciałbym w imieniu naszej całej drużyny podziękować wszystkim fanom. Frekwencja na naszych meczach pokazuje, iż kibice obdarzają nas zaufaniem, a dla każdego sportowca gra przy wypełnionych trybunach jest czymś niezwykłym - mówił o wsparciu kibiców, Piotr Gacek.
Lotos Trefl Gdańsk sięgnął po Puchar Polski oraz wicemistrzostwo kraju. Pomimo finałowej porażki z Asseco Resovią Rzeszów nikt w Gdańsku nie krył wielkiej radości z tegorocznych osiągnięć. - Na pewno nikt z nas nie stawiał na to, że zagramy w dwóch finałach! Wygraliśmy Puchar Polski i srebrny medal! Jest to na pewno sporo nie tylko dla nas, ale i dla ekspertów, dziennikarzy i kibiców. To tylko potwierdza, że ciężką pracą na treningach i walką na boisku jest się w stanie wiele osiągnąć. Oczywiście wolałbym zagrać jeszcze dwa mecze i wygrać finał, ale wybrzydzać nie będę... (śmiech) - powiedział po rywalizacji finałowej, Wojciech Grzyb.
W kolejnych rozgrywkach żółto-czarni nie będą już traktowani jako niespodzianka. Wszyscy oczekiwać będą od nich powtórki tegorocznych sukcesów. - Od tej pory każda nasza porażka będzie odbierana jako sensacja, a dwie przegrane z rzędu będą uznawane za wielki kryzys. Niezwykle ciężko będzie obronić tegoroczne wyniki, bo są w Polsce kluby dysponujące zdecydowanie wyższymi budżetami, chcące powrócić na ligowy szczyt. Jednak już raz udowodniliśmy, że pieniądze nie grają i nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczynić to po raz kolejny - skomentował rozgrywający Lotosu Trefla.
Co dalej?
Tuż po rozegraniu ostatniego meczu rundy zasadniczej klub poinformował o przedłużeniu kontraktu z twórcą historycznych sukcesów. - Mam bardzo jasną wizję swojej pracy i tego co chcę osiągnąć. Idea ta pokrywa się z tym w jakim kierunku chce podążać gdański klub. Nie chciałem czekać do końca sezonu przed podjęciem decyzji odnośnie mojej przyszłości, bo jeśli przyjdzie nam grac do połowy maja, to będzie zdecydowanie za późno, żeby dopiero wtedy zacząć - tłumaczył szybkie tempo podjęcia decyzji o podpisaniu nowej umowy, blisko 55-letni Włoch. Anastasi będzie kontynuował przygodę z żółto-czarnymi przez kolejne dwa sezony.
Włodarze oraz szkoleniowiec Lotosu Trefla Gdańsk po zanotowaniu znakomitego sezonu nie ukrywali, iż ich priorytetem jest utrzymanie trzonu drużyny, która sięgnęła po Puchar Polski oraz wywalczyła srebrne medale PlusLigi. W związku z tym nie należy się spodziewać ze strony wicemistrzów kraju wielu roszad w trwającym okienku transferowym. Oficjalnie wiadomo już, że na przedłużenie kontraktów zdecydowali się: Mateusz Mika, Murphy Troy, Marco Falaschi, Wojciech Grzyb i Piotr Gacek. Ważne umowy posiadają również Czunkiewicz, Przemysław Stępień oraz Damian Schulz. W kolejnych dniach klub powinien ogłaszać kolejne nazwiska, które w dalszym ciągu będą stanowić o sile zespołu z Trójmiasta. Największe znaki zapytania dotyczące przyszłości pojawiają się przy osobie Sebastiana Schwarza.
Jak dotąd z drużyną wicemistrzów Polski rozstał się wyłącznie Krzysztof Wierzbowski, którego nowa przynależność klubowa wciąż nie jest znana. Blisko 27-letni zawodnik w sezonie 2014/2015 zanotował zaledwie kilka krótkich występów, przegrywając wyraźnie rywalizacje o wyjściową "szóstkę" z Miką oraz Schwarzem. Miejsce "Wierzby" wśród przyjmujących ma zająć Miłosz Hebda. 24-latek w minionym sezonie bronił barw MKS-u Banimex Będzin, z którym uplasował się na 11. miejscu ekstraklasy. Bardzo prawdopodobne, że z Lotosem Treflem Gdańsk pożegnają się również Sławomir Stolc i Moustapha M’Baye.
Trochę statystyk
Najmłodszy i najstarszy zawodnik: Mateusz Czunkiewicz (18 lat) i Piotr Gacek (36 lat)
Najwięcej rozegranych setów: Piotr Gacek (146)
Najwięcej zdobytych punktów: Murphy Troy (586)
Najwięcej asów serwisowych: Murphy Troy (52)
Najwięcej punktów zdobytych blokiem: Bartosz Gawryszewski (82)
Najlepsze przyjęcie: Piotr Gacek (29,38 proc. przyjęcia perfekcyjnego)
Średnia frekwencja na trybunach: 5390 widzów
Opracowały: Karolina Biesik, Anna Fijołek, Marta Kośmicka