Co cztery lata zespoły z całego świata spotykają się w Japonii. Powstaje pytanie: po co? Czym ta impreza różni się od - również rozgrywanych co cztery lata - mistrzostw świata? W jakim celu organizuje się turniej, klon mundialu, z o wiele niższym prestiżem? Odpowiedź jest prosta: skoro znalazł się sponsor, są pieniądze, trzeba to wykorzystać. A o prestiż zadbano urzędowo. Międzynarodowa Federacja Siatkówki, 24 lata temu, postanowiła, że PŚ będzie pierwszym turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich. Sprytne. Dzięki temu zawody zawsze są świetnie obsadzone. Mimo że każdy narzeka i psioczy pod nosem.
Kilka dni temu rozmawiałem z Edwardem Skorkiem, który brał udział w pierwszym PŚ, w 1965 roku. Wtedy zajęcie czołowej lokaty nie dawało jeszcze awansu na igrzyska olimpijskie. - To był taki trochę turniej towarzyski, bez większego ciśnienia - powiedział.
Dzisiaj jest zupełnie inaczej. W Japonii zagrają: aktualni mistrzowie świata (Polacy), mistrzowie Europy (Rosjanie), medaliści tegorocznej Ligi Światowej (Amerykanie). Do tego grona dodajmy Włochów, Irańczyków. Creme de la creme. Z pierwszej piątki światowego rankingu mamy aż czterech przedstawicieli. Brakuje tylko - i jednocześnie aż - Brazylijczyków. Ale oni przecież organizują przyszłoroczne igrzyska olimpijskie i mają zapewnione miejsce w Rio.
Tak naprawdę klucz naszego sukcesu (czytaj: awansu na IO) jest ukryty w trzech "elementach": zagrywce, kondycji i... Bartoszu Kurku. Wielokrotnie słyszałem, że siatkarz Resovii nie ma instynktu kilera, że pali się w najważniejszych momentach meczów, że nie dorasta do pięt Mariuszowi Wlazłemu. Podczas takich rozmów zawsze wspominam finał Ligi Światowej 2012, w Sofii. Kurek był nie do zatrzymania. Nie dali mu rady ani Brazylijczycy, ani Amerykanie, ani Kubańczycy. Grał na poziomie nieosiągalnym dla innych. Dlaczego więc nie miałby powtórzyć tego w Japonii, trzy lata później? Nie widzę przeciwwskazań.
Puchar Świata to ważny turniej nie tylko dla siatkarzy. Również, a może przede wszystkim, dla wciąż młodego trenera, Stephane'a Antigi. Stoi przed doskonałą okazją do udowodnienia niedowiarkom - a tacy jeszcze są - że zeszłoroczne mistrzostwo świata nie było przypadkowe. Że zna się na robocie jak mało kto, ma świetnych doradców i doskonałą intuicję. Jeżeli tego dowiedzie, to będę spokojny o przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Mimo że przejechali się na nich zarówno Raul Lozano, jak i Andrea Anastasi.
Zanim igrzyska, przed nami dwa tygodnie morderczej walki o awans. Paradoksalnie, to właśnie w dalekiej Japonii być może najłatwiej będzie wywalczyć bilet do Rio de Janeiro. Kwalifikacje europejskie będą o wiele trudniejsze. Nie chciałbym, aby polscy siatkarze przekonali się o tym na własnej skórze. Może boleć.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)