Kiedy Światowa Federacja Siatkówki ogłosiła, że gospodarzem siatkarskich mistrzostw świata w 2014 roku będzie Polska, chyba nikt nie spodziewał się tego, jak spektakularnym sukcesem zakończy się impreza organizowana w kraju nad Wisłą. O ile wysoka frekwencja na trybunach i poziom organizacji uznawane były za pewnik, to wynik sportowy do końca pozostawał zagadką. Kilka miesięcy przed największym turniejem, stanowisko selekcjonera powierzono bowiem absolutnemu debiutantowi na trenerskiej ławce. Stephane'a Antiga kredyt zaufania spłacił w najlepszy możliwy sposób, prowadząc swoich podopiecznych do historycznego triumfu. 21 września 2014 roku, sen milionów polskich fanów siatkówki się spełnił. Biało-Czerwoni stanęli na najwyższym stopniu podium.
I runda - Rozgrzewka przed grą na poważnie
W pierwszej rundzie zmagań Biało-Czerwoni trafili do grupy z: Serbią, Argentyną, Australią, Wenezuelą i Kamerunem. Rywale nie wydawali się być specjalnie wymagający. Wyjątek stanowili Serbowie, którzy wielokrotnie udowadniali, że potrafią rywalizować z najlepszymi jak równy z równym. To właśnie Plavi dostąpili zaszczytu wzięcia udziału w meczu otwarcia na Stadionie Narodowym w Warszawie. Świadkami tego wydarzenia było 63 tysiące ludzi. Podopieczni Stephane Antigi, choć zmuszeni byli grać w zupełnie nowych dla siebie warunkach, nie mieli większych problemów z odnalezieniem swojego rytmu i gładko pokonali Serbów. - Trzeba przyznać, że nie było łatwo grać, chociażby ze względu na ogromną presję, nowe miejsce i towarzyszące temu okoliczności. Atmosfera na Stadionie Narodowym była wspaniała. Zdarzało mi się grać w różnych halach, ale było to niesamowite przeżycie. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej - powiedział po tym spotkaniu selekcjoner reprezentacji Polski.
Kolejne spotkania były w wykonaniu Biało-Czerwonych pokazem siły. Australia, Wenezuela i Argentyna, nie były w stanie urwać gospodarzom nawet seta. Dość niespodziewanie, sztuki tej dokonali Kameruńczycy uznawani za najsłabszą ekipę w grupie. Nieposkromione Lwy, pojedynek z gospodarzami rozpoczęli od triumfu w pierwszej partii 27:25. - Po pierwszym secie podeszliśmy do tego spotkania w pełni skoncentrowani, wtedy trzeba było spiąć się i zagrać dobry mecz, żeby pokonać dobrze grających Kameruńczyków. Powiedzmy sobie szczerze, w pierwszym secie popełnili naprawdę bardzo mało błędów własnych, co było dla nas bardzo dużym zaskoczeniem, bo oglądając nagrania wideo z ich pojedynków, widzieliśmy że robią oni całą masę błędów. Spodziewaliśmy się, że pójdzie gładko, a tymczasem zrobili nam nie lada psikusa - wyjaśnił Krzysztof Ignaczak.
Komplet zwycięstw, zaledwie jeden stracony set i pozycja lidera grupy przed rozpoczęciem drugiej rundy, to bilans Biało-Czerwonych po pięciu pierwszych meczach. Nic wiec dziwnego, że w polskim obozie panowało zadowolenie z dotychczasowych osiągnięć. - Cel, który sobie założyliśmy, został osiągnięty i z kompletem punktów przechodzimy do następnej rundy. Wykonaliśmy plan minimum, który założyliśmy sobie przed mistrzostwami. Teraz mamy kilka dni na odpoczynek i regenerację. Skupiamy się na kolejnych rywalach. Na pewno Wrocław jest dla nas szczęśliwy, wygraliśmy tu bowiem wszystkie spotkania. Mimo małej sali, atmosfera stworzona przez kibiców była wspaniała. Mogłoby być troszeczkę zimniej, bo momentami ciężko się oddychało. Każdy następny mecz to walka o życie - powiedział po ostatnim meczu I rundy kapitan zespołu Michał Winiarski.
II runda - Poprzeczka idzie w górę, zaczynają się schody
Kolejna faza rywalizacji, miała być dla reprezentacji Polski znacznie większym wyzwaniem. Rywalami były bowiem ekipy należące do światowej czołówki: Iran, Francja, Włochy oraz USA.
Już pierwsze starcie z Amerykanami pokazało, że Biało-Czerwoni muszą jak najszybciej zapomnieć o tym co było i skupić się na kolejnych pojedynkach. Mający na swoim koncie zaledwie cztery oczka gracze zza oceanu, sięgnęli po komplet punktów w starciu z niepokonanymi podopiecznymi Stephane'a Antigi. Polacy, najwyraźniej ulegli presji, popełniając w całym spotkaniu bardzo wiele błędów. - To był dobry mecz dla kibiców siatkówki, ale może niekoniecznie dla polskich fanów. To nie jest dla nas zimny prysznic - walczyliśmy i wygrał lepszy. To jest sport, turniej jest długi, a porażki zawsze się zdarzają. Rzadko bywa tak, że zespół wygrywa wszystkie mecze - uspokajał po porażce Michał Winiarski.
Spokój w polskiej ekipie widoczny był w kolejnych potyczkach, zakończonych kompletem zwycięstw. Niewiele brakowało, aby stracone punkty drogo kosztowały Biało-Czerwonych, którzy do ostatniego meczu musieli drżeć o awans. Na szczęście z pomocą przyszli gospodarzom Argentyńczycy. Albicelestes pokonując USA sprawili, że gospodarze przed ostatnim pojedynkiem z Francją, mogli być spokojni o pozostanie w grze. Mimo to, podopieczni Stephane'a Antigi postawili kropkę nad "i" triumfując w starciu z Trójkolorowymi po pięciosetowym horrorze. - Mimo że awans mieliśmy zapewniony przed meczem, chcieliśmy wygrać, żeby sobie udowodnić, że nie zawdzięczamy tego awansu komuś. Cieszymy się ze zwycięstwa, choć liczyliśmy na wygraną za trzy punkty. Czekamy na rozwój wydarzeń, czyli losowanie. Zapominamy o tym co było, to już historia. Teraz czekają nas dwa najważniejsze mecze tego lata - powiedział po ostatnim spotkaniu II rundy mundialu Michał Kubiak, zastępujący w roli kapitana kontuzjowanego Michała Winiarskiego.
III runda - Grupa śmierci? To my ją tworzymy!
Do decydującej fazy turnieju, Polacy przystąpili w bardzo bojowych nastrojach. Jeszcze przed losowaniem Biało-Czerwoni nie ukrywali, że są pewni swojej wartości i liczą na końcowy triumf. W przeciwieństwie do sytuacji z lat poprzednich, tym razem nikt nie myślał o uniknięciu któregokolwiek z przeciwników. Jak się okazało, los nie był zbyt łaskawy dla gospodarzy, którzy trafili do grupy z wielkimi faworytami całej imprezy, Rosjanami i Brazylijczykami. - Brazylijczycy i Rosjanie są uznawani za faworytów. Grając w silnej grupie tracisz więcej energii, ale wszystkie drużyny w grupach mają za sobą trudne mecze. My również przywykliśmy do ciężkich spotkań, w których podejmowaliśmy walkę, walkę o każdą piłkę i to zgromadzone doświadczenie będzie naszą przewagą - mówił Stephane Antiga przed najważniejszymi pojedynkami.
Walka o awans do strefy medalowej miała być trudna i wyniszczająca. Tak też się stało. Pierwsze starcie z Brazylią kosztowało naszych graczy dużo sił, a kibiców sporo nerwów. Zakończyło się bowiem po ponad dwugodzinnej bitwie. Ostatecznie górą z niej wyszli Polacy, którzy pokonali Canarinhos na mundialu po raz pierwszy od 44 lat. To był wyraźny sygnał, że wypowiedzi o aspiracjach medalowych nie były bezpodstawne. Mecz ten był prawdziwym popisem w wykonaniu Mariusza Wlazłego, który na swoim koncie zapisał 25 punktów przy 56-procentowej skuteczności. Polski atakujący, który po kilku latach przerwy powrócił do kadry po raz kolejny udowodnił, jak wielką wartość stanowi dla zespołu.
Po tym meczu entuzjazm w kraju wzrósł jeszcze bardziej. Skrzydłowy piłkarskiej reprezentacji Polski Kamil Grosicki, na swoim profilu w jednym z serwisów społecznościowych nazwał Biało-Czerwonych Turbokozakami, natomiast środkowy zespołu Andrzej Wrona zapewniał, że drużyna nie "pęka" przed nikim. - Najważniejsze jest to, że wygrywamy pięciosetowe pojedynki na tym turnieju i nie pękamy ani fizycznie, ani psychicznie. Wtedy, kiedy jest największa presja, my prezentujemy się najlepiej. Tak grają wielkie drużyny i mam nadzieję, że my tak będziemy grać do końca - zapewniał Andrzej Wrona.
Słowa te potwierdziły się kilka dni później, kiedy o awans przyszło nam walczyć ze Sborną. Dla mistrzów olimpijskich, podobnie jak dla naszej ekipy, był to mecz z gatunku "być albo nie być". Statystyki, podobnie jak w rywalizacji z Brazylijczykami, były przeciwko Polakom. Biorąc pod uwagę rywalizację Biało-Czerwonych z reprezentacjami Związku Radzieckiego i Rosji, łączny bilans starć wynosił 14:48 na korzyść naszych wschodnich sąsiadów! Po raz kolejny jednak, niesieni fantastycznym dopingiem publiczności siatkarze Stephane'a Antigi dokonali czegoś, co wydawało się być niemożliwe. Zwyciężyli 3:2, awansując w ten sposób do półfinału mistrzostw świata. - Przed meczem cały czas chodziliśmy nabuzowani, tak również wyszliśmy na to spotkanie. Wiedzieliśmy, że stoimy przed czymś bardzo ważnym i wszystko jest w naszych rękach. Po raz kolejny, mimo wielkiej presji i ciśnienia, nie tylko ze strony kibiców, otoczenia, ale i nas samych - wygraliśmy. Naszym marzeniem było pojechać do Katowic, a teraz naszym marzeniem jest zagrać w finale - zapewniał po spotkaniu z Rosją Michał Winiarski.
Runda medalowa - Biało-Czerwona autostrada do nieba
Zgodnie z powiedzeniem "co nas nie zabije to wzmocni, polscy siatkarze przystąpili do rywalizacji o medale z jeszcze większą pewnością siebie. Po wyeliminowaniu USA i Rosji oraz pokonaniu kilka dni wcześniej Brazylii, trudno było obawiać się kogokolwiek. Tym bardziej Niemców, którzy stanęli gospodarzom na drodze do finału. Podopieczni Vitala Heynena choć bardzo nieobliczalni, nie byli w stanie zatrzymać rozpędzonej Biało-Czerwonej lokomotywy. Jedna wygrana partia, to wszystko na co pozwolili przeciwnikom Polacy marzący o wywalczeniu historycznego złota. - Nie dociera do nas to, czego dokonaliśmy. Zrobiliśmy już wiele, ale walczymy o więcej - mówił po awansie do wielkiego finału wzruszony Paweł Zatorski.
Jeden z najważniejszych meczów w historii polskiego sportu, zgromadził przed telewizorami aż 17 milionów Polaków! Miejscem decydującej batalii była siatkarska mekka czyli Spodek w Katowicach. Obiekt, który uważany jest od lat za miejsce magiczne i szczęśliwe dla Biało-Czerwonych, także i tym razem stał się świadkiem historycznego triumfu. Żądni rewanżu za porażkę w III rundzie Brazylijczycy, podobnie jak wcześniej Niemcy, nie zdołali skutecznie przeciwstawić się gospodarzom. Niesieni dopingiem fantastycznych kibiców Biało-Czerwoni wygrali 3:1, zapisując się złotymi zgłoskami w historii polskiej siatkówki! - Długo nie będę mógł w to uwierzyć. Nie mieliśmy kilku lat na przygotowania. To były cztery miesiące dla drużyny złożonej praktycznie z debiutantów, przy całkowicie nowym sztabie szkoleniowym - powiedział po ceremonii dekoracji Andrzej Wrona.
Wyniki reprezentacji Polski na turnieju Mistrzostw Świata 2015:
I runda:
Polska - Serbia 3:0 (25:19, 25:18, 25:18)
Australia - Polska 0:3 (17:25, 19:25, 22:25)
Polska - Wenezuela 3:0 (25:20, 25:13, 25:14)
Kamerun - Polska 1:3 (27:25, 23:25, 16:25, 22:25)
Polska - Argentyna 3:0 (25:20, 25:20, 25:23)
II runda:
Polska - USA 1:3 (27:29, 22:25, 27:25, 23:25)
Polska - Włochy 3:1 (19:25, 25:18, 25:20, 26:24)
Polska - Iran 3:2 (25:17, 25:16, 24:26, 19:25, 16:14)
Polska - Francja 3:2 (25:18, 21:25, 25:23, 22:25, 15:12)
III runda:
Polska - Brazylia 3:2 (25:22, 22:25, 14:25, 25:18, 17:15)
Rosja - Polska 2:3 (22:25, 22:25, 25:21, 25:22, 11:15)
Półfinał:
Polska - Niemcy 3:1 (26:24, 28:26, 23:25, 25:21)
Finał:
Polska - Brazylia 3:1 (18:25, 25:22, 25:23, 25:22)
Bilans reprezentacji Polski:
Zwycięstwa: 12
Porażki: 1
Sety: 37:15
Nagrody indywidualne:
MVP: Mariusz Wlazły
Najlepiej atakujący: Mariusz wlazły
Najlepiej blokujący: Karol Kłos
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)