Aleksander Śliwka: W Resovii czuję się jak w rodzinie

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart

Teraz w Spartakusie trenuje twój 11-letni brat. Ma zadatki na dobrego siatkarza?

- Jak najbardziej. W tym wieku może za wcześnie, aby go oceniać, ale już drugi rok trenuje w młodzikach. Pracuje bardzo ciężko. Ma umiejętności, żeby grać, ale trzeba poczekać z rokowaniami. Niech się rozwija i chodzi do szkoły. Nie ma co wokół niego pompować balonika. Będę mu bardzo kibicował i robił wszystko, żeby mu pomóc.

Zanim odbijałeś, grałeś w piłkę nożną. Trenowałeś dla przyjemności czy miałeś wobec niej poważniejsze plany?

- To była podstawówka. Większość chłopaków w tym wieku gra w piłkę nożną i ja robiłem to samo. Przy szkole był klub piłkarski, do którego uczęszczałem. Wtedy mnie to bawiło. Nie widziałem nic innego poza sportem, aby się ruszać i być aktywnym. Gdy pojawiła się możliwość grania w siatkówkę, od początku postanowiłem spróbować i udało się.

Twój przeskok z Młodej Ligi do poważnej siatkówki przebiegł bardzo płynnie. Podobnie było z Krzysztofem Bieńkowskim i Rafałem Szymurą, którzy również są już w PlusLidze. Mistrzowska drużyna Młodej Ligi z sezonu 2012/2013, w której wasza trójka występowała, była najmocniejszą w historii tych rozgrywek?

- Trudno powiedzieć. Grałem tylko w dwóch sezonach tych rozgrywek. Wcześniej występowali tam też zawodnicy, którzy dzielili mecze PlusLigi i Młodej Ligi. Na pewno w tym sezonie, w którym wygraliśmy, czuliśmy się najmocniejsi. Jeśli chodzi o całą historię Młodej Ligi, to nie jestem już taki pewien. Tam się cały czas rotuje, co roku są inne składy. Tak samo jest, jeśli chcemy porównać drużynę, która zdobyła pierwsze mistrzostwo Resovii po powrocie tego klubu do PlusLigi, z zespołem, który wygrał ją w poprzednim sezonie.

Zanim trafiłeś do Politechniki miałeś już kilka zapytań z zagranicy. Dlaczego od razu ucinałeś temat? - Teoretycznie były takie opcje. Wiedziałem o takim zainteresowaniu, ale ja od początku chciałem zostać w Polsce. Fajnie, że w Warszawie dano mi szansę gry. Za to jestem wdzięczny Politechnice i wszystkim ludziom tam pracującym. Tam dali mi wypłynąć na szeroką wodę PlusLigową. Co do propozycji z zagranicy - bałem się. To był mój pierwszy rok gry z seniorami. Byłem jeszcze za młody. Ofert dokładnie nie przeglądałem, ale chciałem zostać w kraju.

Jaki element najbardziej poprawiłeś przez rok spędzony w stolicy?

- Dobre pytanie. Trudno mi taki wskazać. Nie wiem też, czy to pytanie do mnie. Na pewno teraz bardzo dużo pracuję nad zagrywką. Moim zdaniem ona była moim najmniej pewnym elementem.

W Rzeszowie zostajesz po treningach i ćwiczysz serwis. Są już efekty?

- Codziennie bardzo dużo pracy wkładam w trening zagrywki. Widać postępy. Na Memoriale Ambroziaka szło mi już dobrze. Zdarza mi się jeszcze psuć trochę zagrywek, ale wiem, że się rozwijam. Moja pewność siebie w tym elemencie wzrasta.

Niedawno dołączyłeś do Asseco Resovii. Z kim w szatni złapałeś najlepszy kontakt, zanim kadrowicze stawili się w Rzeszowie?

- Bardzo podobało mi się to, w jaki sposób przyjęła mnie drużyna. W Resovii od razu poczułem się jak w rodzinie. Wcześniej znałem się z Damianem Wojtaszkiem i Dawidem Dryją, więc z nimi trzymałem się trochę bardziej. Oceniam na duży plus to, jak Resovia przyjęła mnie jako zawodnika, który przecież będzie w tym zespole najmłodszy.

Podobno w Resovii najlepszym łącznikiem między młodzieżą a zawodnikami doświadczonymi jest Dawid Dryja.

- Coś w tym jest. Z Dawidem było nam łatwiej nawiązać kontakt, bo już się poznaliśmy. Po dwóch lub trzech dniach z każdym zdążyłem już pogadać. Teraz czuję się znakomicie w Rzeszowie. Przede wszystkim jest mi swobodnie.

Jakub Bednaruk wrzucał do sieci wasze zdjęcia z siłowni. We wrześniu 2014 roku wycisnąłeś na ławce 90 kilogramów, a w marcu tego roku już 112,5 kg. Jaki jest stan aktualny?

- Teraz pracujemy trochę inaczej. Póki co, w Rzeszowie nie wyciskamy jak największych ciężarów. Idziemy w kierunku wytrzymałości i stabilizacji. Tego rekordu nie udało mi się jeszcze pobić. Jak będzie okazja, to postaram się o lepszy wynik.

To była taka rywalizacja między kolegami, jak to często bywa w siłowniach?

- Raczej nie. Oczywiście - żebym nie został źle zrozumiany - w Warszawie nie trenowaliśmy tylko tak, żeby tylko jak najwięcej przypakować i wycisnąć na klatę. To były tylko testy wysiłkowe, aby ustalić obciążenia na kolejne treningi. Jeśli taka okazja w Rzeszowie się trafi, to będę atakował maksymalne ilości (śmiech). Z drugiej strony, wyciskanie sztangi leżąc nie jest ćwiczeniem, które wpływa na dyspozycję siatkarską.

W czasie nieobecności Piotra Nowakowskiego, w siłowni podobno najlepiej poczyna sobie Dmytro Paszycki.

- Jeszcze nie znam aż na tyle możliwości chłopaków, ale Dima na pewno jest niesamowicie silny. Ma naturalną siłę, długie ręce i nogi. To, jakie on ma warunki fizyczne robi duże wrażenie. Ma dużą przewagę nad innymi zawodnikami.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×