Aleksander Śliwka: W Resovii czuję się jak w rodzinie
Prowadzisz restrykcyjny tryb życia?
- Staram się. Chcę się w to coraz bardziej zagłębiać, bo to jest bardzo ważne. Trzeba pilnować diety i utrzymywać zdrowy tryb życia. Interesuję się tym. W szatni dużą wiedzę na ten temat ma Krzysztof Ignaczak. Stara się nią dzielić i odpowiada na każde zadane pytanie. Świadomość w tym zakresie jest niezwykle istotna, aby nie jeść tego, czego nie można. Tak samo jest z regeneracją. W ten sposób zapobiega się kontuzjom.
Panuje opinia, iż leworęczni zawodnicy na przyjęciu mają trudniej, aby wskoczyć na najwyższy poziom. Zgadzasz się z nią?
- Leworęczni zawodnicy na przyjęciu to są wyjątki. Są tacy gracze jak Uros Kovacević czy Julien Lyneel, który będzie w naszej drużynie. Jest też Jeroen Trommel, znany z gry w Cuprum Lubin. Te nazwiska obalają tezę, którą przytoczyłeś w pytaniu. Oczywiście jest to trochę bardziej nienaturalne, ale tak samo można powiedzieć o praworęcznych atakujących na prawym skrzydle. Jeśli zawodnik jest odpowiednio wyszkolony technicznie i nadrabia innymi elementami, to może być to nawet atut. Choć wiadomo - leworęczni mają inne tempo ataku i atakują piłkę nieco szerzej. To jest także utrudnienie dla blokujących.
Kovaceviciowi brakuje trochę do ścisłego topu.
- Zgadzam się, ale to wysoki poziom.
Przy szybkim rozegraniu mógłbyś sobie poradzić.
- Tak, ale na razie nie zakładam zmiany pozycji. Zdarzało mi się to, kiedy musiałem lub na polecenie trenera. Na mistrzostwach świata juniorów to wychodziło bardzo dobrze, ale na dłuższą metę nie wiem, czy byłby to dobry pomysł. Jeśli trener będzie chciał, abym grał po przekątnej, to nie ma żadnego problemu. Choć z drugiej strony, jak popatrzymy na atak w Resovii - jest on chyba najmocniejszy jaki widziałem kiedykolwiek w siatkówce klubowej.
Przez ostatnie miesiące byłeś niezwykle zapracowany. Znajdujesz czas na hobby?
- W Rzeszowie nie zdążyłem jeszcze niczego "dotknąć". Lubię grać na konsoli w FIFĘ lub NBA - to jest moje hobby. Czekam na rozpoczęcie sezonu w NBA, bo tym się bardzo interesuję. Nie oglądam spotkań po nocach, ale oglądam rano skróty z każdego meczu i czytam statystyki. Siedzę w tym bardzo mocno.
Kiedyś zdradziłeś, że po karierze chciałbyś zostać komentatorem sportowym, a twoim wzorem jest Dariusz Szpakowski. Podtrzymujesz to?
- Z Dariuszem Szpakowskim mam bardzo miłe wspomnienia. Lubiłem wsłuchiwać się w jego komentarz, mimo tego, że wszyscy się z niego śmieją. Ja darzę go szacunkiem... (śmiech).
Przyznaj się, że też masz z niego ubaw.
- No było kilka śmiesznych sytuacji, ale jednak w tej telewizji trzyma się bardzo długo. Darzę go sympatią i lubię jego styl komentowania. Jak mam do wyboru dwa te same mecze, a jeden z nich komentuje Szpakowski, to zawsze wybieram ten z nim. Zdarzają się śmieszne wpadki, przekręcanie nazwisk również, ale to jest wtedy jeszcze bardziej sympatyczne.
A po pomyłce Messiego z Maradoną szukałeś podświadomie tego drugiego na boisku?
- Nie, bo wiedziałem, że jest tam Messi, ale od razu to wychwyciłem. Nie da się ukryć - wszyscy czekają na te wpadki. To jest trochę znak rozpoznawczy Szpakowskiego. Ale podkreślę raz jeszcze, darzę ogromnym szacunkiem tego pana.
Rozmawiał Mateusz Lampart