Daniel Pliński: Brak Polaków na igrzyskach olimpijskich byłby ogromnym ciosem dla siatkówki

Agata Kołacz
Agata Kołacz
Czeka nas teraz dłuższa przerwa w lidze, spowodowana przez turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Czy myśli pan, że w styczniu możemy się spodziewać jeszcze większych niespodzianek? Niektórzy zawodnicy naprawdę będą mieli prawo odczuwać zmęczenie.

-  Przede wszystkim mam nadzieję, że nasza kadra wróci z Berlina zbudowana sukcesem. Uważam, że w tym ścisłym składzie powinni się znaleźć Wojtek Żaliński i Artur Szalpuk. Nie daj Boże, gdyby nam się nie udało podczas tego turnieju znaleźć w "trójce", to siłą rzeczy niepowodzenie wpłynie na dyspozycję psychiczną. Mam jednak nadzieję, że wszystko zakończy się pozytywnie, chociaż zadanie naprawdę nie należy do najłatwiejszych.

Jak pana zdaniem będzie wyglądać pierwsza "trójka" tego turnieju?

- Mogę powiedzieć, jaka będzie czwórka. Francja, Rosja... Jeśli chodzi o naszą grupę, wbrew pozorom jest bardzo wyrównana.

Zespoły z drugiej grupy mówią dokładnie to samo o swojej.

- Też racja. Serbowie, Niemcy i my mamy bardzo dobrych atakujących. Atanasijevic, Grozer i Kurek to klasa światowa. Jeśli patrzymy na Niemców i Serbów, to na pewno naszą przewagą jest przyjęcie. Spisujemy się w tym elemencie lepiej. No dobrze, wracając to typów to powiem: Polska i Niemcy. Chociaż z drugiej strony Serbowie to duży znak zapytania i jeśli odpalą, mogą być groźni. Ale jednak stawiam na Lukasa Kampę i jego kolegów.

Czy zgadza się pan z tym, Europa nie jest traktowana sprawiedliwie przez FIVB? Wystarczy popatrzeć na drużyny z pozostałych kontynentów, które uzyskały lub uzyskają w najbliższym czasie kwalifikacje... 

- Owszem, ale reguły kwalifikacji były znane wcześniej i każdy musiał być na to przygotowany. Nie licząc Amerykanów i Brazylijczyków, to Europa rządzi w siatkówce, u nas jest bardzo dużo wyrównanych drużyn. Ale jakbyśmy mieli wymienić 4 najlepsze na świecie zespoły, to na pewno Amerykanie i Brazylijczycy w tym zestawieniu by się znaleźli. Dlatego myślę, że nie skłamię, gdy powiem, że europejskie kwalifikacje do igrzysk są trudniejszym turniejem niż Puchar Świata. Ale co mamy zrobić, narzekać? Nie, trzeba pojechać i wywalczyć ten awans. Nie wiem, czyja to jest wina, czy FIVB, czy CEV. Miejmy nadzieję, że taka forma kwalifikacji odbędzie się w tym roku po raz ostatni. Dobrze, że się zaczęło o tym głośno mówić, bo Europa naprawdę ma mocne drużyny. W naszej grupie: Polska, Niemcy, Serbia i zawsze niebezpieczna Belgia. W drugiej grupie: Rosja, Francja, Bułgaria i Finlandia. Belgia czy Finlandia to są zespoły, z którymi powinniśmy wygrywać, ale zawsze może się przytrafić słabszy mecz.

Wyobraża sobie pan najczarniejszy scenariusz - sytuację, że Polski zabraknie na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro?

- To byłby nieprawdopodobny cios dla polskiej siatkówki. Tak jak już powiedziałem wcześniej, ten turniej jest ogromnym wysiłkiem, grają najlepsze europejskie zespoły. Pierwszy mecz będzie niezwykle ważny, chociaż na mistrzostwach świata również zaczęliśmy od Serbii i z nimi wygraliśmy, a później zdobyliśmy złoty medal, więc wierzę, że historia lubi się powtarzać. Ale trzeba sobie zdawać sprawę, że nie będzie łatwo wyjść z grupy. Jak ktoś grał w siatkówkę i wie, kto jest w drużynie przeciwnej, powinien sobie zdawać sprawę z tego, że może być różnie. Gdyby tak się skończyło ostatecznie... Życie jest bardzo przewrotne. Byliśmy o jednego seta od igrzysk podczas Pucharu Świata w Japonii, a może się okazać, że będzie tragedia. Jednak wierzę głęboko, że ten scenariusz się nie sprawdzi. Paradoksem jest jeszcze to, że z Pucharu Świata na igrzyska awansowały zespoły, które tak naprawdę miały 6 czy 7 zawodników. U nas grała cała "czternastka", a to nie wystarczyło.

Na chwilę obecną nie znamy jeszcze "czternastki" na Berlin.

- Powiem tak. Po nazwiskach szerokiej kadry widać, że trener Stephane Antiga przywiązuje się do niektórych zawodników.

Dostrzega pan pewne powiązanie z osobą Raula Lozano? To właśnie on pierwszy raz powołał pana do kadry, dość późno, bo w wieku 27 lat. Chyba możemy zaryzykować stwierdzenie, że również Argentyńczyk sprawił, że drugą młodość przeżywa Wojciech Żaliński. Praca Raula Lozano z Żalińskim spowoduje, że otrzyma on szansę gry w pierwszej reprezentacji?

-  Oczywiście, że to widać. Mało tego, pierwszym trenerem, który dostrzegł w Wojtku potencjał, był właśnie Raul Lozano. To on powołał Wojtka do szerokiej kadry w wieku 18 czy 19 lat. Już w tamtym sezonie Wojtek pokazał, że potrafi grać i zasługuje na szansę, ale to, co robi w tym sezonie, to coś niesamowitego. Jest zdecydowanym liderem naszej drużyny, prowadzi w klasyfikacji na najlepszego zawodnika na pozycji przyjmującego. Myślę, że rozgrywa sezon życia! Naprawdę czapki z głów.

Rozmawiała Agata Kołacz

Które miejsce zajmie Polska podczas turnieju w Berlinie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×