Asseco Resovii Rzeszów mocno skomplikowała sobie sytuację w tabeli porażką we własnej hali z PGE Skrą Bełchatów. - Nie składamy broni. Pokazaliśmy charakter, skoro podnieśliśmy się ze stanu 0:2 i to ze Skrą. Bełchatów ma trzy punkty przewagi, ale do końca fazy zasadniczej jeszcze daleko. Oczywiście, będziemy musieli liczyć na potknięcia przeciwników, ale na tym to polega. Decydowało szczęście. Nie załamujemy rąk, bo walka była godna takiego meczu - mówi Aleksander Śliwka.
Rzeszowianie mogą mieć pretensje tylko do siebie, bo w drugim secie nie wykorzystali kilku piłek setowych. - Wykończyły nas błędy na zagrywce przy piłkach setowych w drugim secie. To są ogromne emocje, a do tego chłopaki z Bełchatowa grali świetnie serwisem, bo Marechal dał nam się we znaki. Wiedzieliśmy, że on ma bogaty repertuar zagrywek, ale i tak nam uprzykrzył życie. Conte i Wlazły także zagrali bardzo dobrze. Nie będę jednak chwalił przeciwników, bo sami zagraliśmy niezłe spotkanie. Zabrakło ostatniego bloku, który wpadłby w boisko, a nie w aut i w tie-breaku byłoby 14:14 - przyznaje wychowanek Spartakusa Jawor.
Pasy mają przed sobą kilka ważnych spotkań na wyjazdach. To jednak nie martwi podopiecznych Andrzeja Kowala. - Na wyjeździe nie prezentujemy się gorzej. Wręcz przeciwnie - to jest ta różnica do poprzednich sezonów, że na Podpromiu była twierdza, a w tym roku u siebie idzie nam trochę gorzej, ale na wyjazdach gramy nieźle. To nie będzie czynnikiem, który wpłynie na naszą formę - kończy Śliwka.
Kolejne spotkanie Asseco Resovia Rzeszów rozegra w sobotę w Jastrzębiu-Zdroju z Jastrzębskim Węglem.