Sobotnie spotkanie z PGE Skrą Bełchatów było niezwykle istotne dla siatkarzy Lotosu Trefla Gdańsk. Podopieczni Andrei Anastasiego mieli przed meczem pięć punktów straty do bełchatowian i ewentualna porażka praktycznie zamykała im drogę do wielkiego finału.
Gdańszczanie wytrzymali presję i zagrali znakomite zawody. Odprawili Skrę w trzech setach, odpowiednio do 17, 20 i 16.
- Za nami bardzo ważny mecz, jeżeli chodzi o układ tabeli PlusLigi. Jeżeli byśmy przegrali, wtedy trzeba by zapomnieć o finale. Nie da się ukryć, że nasza strata do drugiej Skry byłaby zbyt duża, aby ją odrobić - uważa włoski szkoleniowiec Lotosu Trefla Gdańsk.
- Teraz wszystko jest jeszcze możliwe, a jak wygramy zaległe spotkanie, to my będziemy wiceliderami. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że do finału jeszcze daleka droga, a liga jest bardzo trudna, ale najważniejsze, że wciąż możemy walczyć o złoto - dodaje Anastasi, który nie ukrywa swojej radości z pewnej wygranej nad PGE Skrą. Gdańszczanie zrewanżowali się bełchatowianom za porażkę z pierwszej rundy. Wówczas gracze Miguela Falasci wygrali 3:0.
- Po meczu ze Skrą cieszy mnie o wiele więcej rzeczy, niż po ostatnim, wygranym spotkaniu z AZS Częstochowa. Wtedy zagraliśmy źle i tego nie ukrywałem. Teraz nasza postawa wyglądała znacznie lepiej - podkreśla Anastasi.
MVP meczu został wybrany Wojciech Grzyb, ale włoski szkoleniowiec zwraca uwagę na dyspozycje swoich dwóch podstawowych przyjmujących.
- W końcu w wysokiej formie są Mateusz Mika i Sebastian Schwarz. Czekaliśmy na to od turnieju eliminacyjnego do igrzysk olimpijskich, który odbył się w styczniu w Berlinie. Nareszcie grają na swoim wysokim poziomie, co było widać w meczu ze Skrą - komentuje Włoch.
Zaksa niestety na razie jest poza zasięg Czytaj całość