Matthew Anderson: Bartosz Kurek to tylko jeden gracz. Zenit jest jak tsunami

WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa / Na zdjęciu: Matthew Anderson
WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa / Na zdjęciu: Matthew Anderson

Zenit Kazań w nadchodzącym półfinale Ligi Mistrzów zmierzy się z Asseco Resovią Rzeszów. Zdaniem Andersona więcej argumentów jest po stronie ekipy Władimira Alekny, natomiast w zespole mistrza Polski wiodącą postacią jest tylko Bartosz Kurek.

- On jest tylko jednym graczem. Doskonałym, nie będę zaprzeczać, ale on jest sam. W naszym zespole jest wielu znakomitych siatkarzy. Wilfredo Leon, Maksim Michajłow i inni, którzy mogą wygrać mecz dla Zenitu. Gdy wszyscy jesteśmy w formie, gdy idzie nam gra, to oglądanie Zenitu jest przyjemnością. Wszystko dzieje się samoistnie. To tak jakby próbować powstrzymać tsunami: idzie na ciebie jedna fala po drugiej - ocenił 28-letni siatkarz.

Final Four siatkarskiej Ligi Mistrzów odbędzie w krakowskiej arenie. Według amerykańskiego przyjmującego granie przed polskimi kibicami jest dodatkową motywacją.

- Energiczna hala oczywiście jest niesamowita. Na meczach pojawia się 13-14 tysięcy kibiców, których doping cię unosi, bez względu jaką drużynę wspierają. Nawet jeśli jesteś zmęczony, chcesz znaleźć wewnętrzną siłę i grać jeszcze lepiej - ocenił.

Gdy z zespołem ze stolicy Tatarstanu umowę podpisał Aleksander Butko wyraźnie zmieniła się koncepcja kazańskiej drużyny. Dotychczas najbardziej obciążonym zawodnikiem był Wilfredo Leon, który w praktycznie każdym spotkaniu zdobywał najwięcej punktów dla swojego zespołu. Wraz ze zmianą pierwszego rozgrywającego, skorygowana została taktyka.

- Trudno jest nie korzystać z Leona, który jest obecnie jednym z najlepszych skrzydłowych na świecie. On dla Zenitu wygrał wiele meczów, taka taktyka była skuteczna. Zdobywał dla nas 80 procent punktów, ale z czasem przeciwnicy zaczęli się przyzwyczajać do faktu, że większość piłek jest kierowane do Leona. Po co się martwić ustawianiem bloku na Michajłowa czy Andersona, skoro wiadomo, że piłka pójdzie do Leona. Tak zaczęły się nasze problemy. Wygrywaliśmy, ale nie byliśmy zbyt pewni siebie. Nie pokazywaliśmy gry, którą chcieliśmy prezentować. Przyszedł Butko i trener wyjaśnił mu, że zrównoważony atak jest o wiele bardziej niebezpieczny niż sam Leon. Teraz nasz przeciwnik musi zgadywać do kogo pójdzie piłka - do mnie, Leona, Michajłowa czy Aszczewa, mimo że większość będzie kierowane do Leona, to i tak sprawia, że nasza gra stała się bardziej nieprzewidywalna - zakończył amerykański przyjmujący.

Źródło artykułu: