Jeszcze będziemy mieć z nich pociechę!

Już tylko jeden etap dzieli trzy nasze drużyny od Final Four LM. Choć trzeba przyznać, że zaszły one i tak bardzo daleko, zaś radości, jaką dały sobie i swoim kibicom nikt nikomu nie zabierze. Parafrazując pewne znane słowa z czasów saskich w XVIII w., wreszcie możemy otwarcie powiedzieć, że Polska siatkówką stoi. Wprawdzie już w ubiegłym sezonie Skra stanęła na podium Ligi Mistrzów, ale tak obfitych plonów jak obecnie nie uzbieraliśmy dawno.

W tym artykule dowiesz się o:

Co nas jednak powinno cieszyć najbardziej? Oczywiście poza samymi aspektami czysto sportowymi oraz uznaniem w oczach siatkarskiego światka. Otóż radość powinien sprawić nam ogromny kapitał i potencjał, drzemiący w polskich siatkarzach.

Tak, tak - słowo "polskich" nie zostało tu przypadkowo użyte. Ów zabieg językowy miał na celu podkreślenie tego, że na nasz zachwyt w dużej mierze zapracowali zawodnicy polskiej narodowości. Oczywiście nikt nie umniejsza tutaj w żaden sposób zasług graczy zagranicznych, którzy stanowili niezwykle ważne ogniwo we wszystkich trzech ekipach, które zakwalifikowały się do przedostatniej rundy. Sęk jednak w tym, że w sumie można ich policzyć na palcach jednej ręki, co jest o tyle optymistyczne, że zupełnie psuje wszelkie statystyki, które co chwila budują kolejne stereotypy. Warto przecież zaznaczyć, iż w przypadku wszystkich trzech ekip pierwsze skrzypce w ostatnich dwumeczach grała tylko trójka obcokrajowców. Ważną postacią w Muszyniance była Ivana Plchotova, w Częstochowie na barkach Smilena Mljakova spoczywał atak, zaś Skra mogłaby nie podołać Dynamo Moskwa, gdyby w jej szeregach nie znajdował się Stephane Antiga. Co prawda można by tu także wspomnieć o Miguelu Angelu Falasce, jednak jest to wyjątkowy przypadek, gdyż w drugim pojedynku z powodzeniem zastąpił go Maciej Dobrowolski, w wielkim stylu prowadząc mistrzów Polski do zwycięstwa.

Stereotyp nr 1: Brak siatkarskiego zaplecza

Pierwszy frazes, utarty na przestrzeni ostatnich miesięcy, mówi o tym, iż w naszych narodowych reprezentacjach, zarówno w męskiej, jak i kobiecej musi nastąpić rewolucja, na którą w żaden sposób nie jesteśmy przygotowani. Oczywisty jest przecież fakt, iż zmiany we wszystkich kadrach w poszczególnych krajach po roku olimpijskim są nieuniknione, lecz u nas brak jest godnych zastępców siatkarzy, którzy dotychczas stanowili trzon biało-czerwonego teamu. Otóż osoby, które zgadzają się z powyższym twierdzeniem, są według mnie w dużym błędzie.

Domex Tytan AZS Częstochowa:

Jak już ktoś kiedyś trafnie zauważył, częstochowski klub jest prawdziwą kuźnią talentów. Do drużyny z Częstochowy już dawno przylgnął tytuł ekipy, w której rodzą się późniejsi reprezentanci Polski. Niejednokrotnie z Częstochowy wyjeżdżali dobrze ukształtowani siatkarze, którzy potem robili zawrotną karierę. W tym roku także nie jest inaczej. Skazywani na pożarcie częstochowianie stawili czoła Włochom z Piacenzy. Szczególną uwagę należy tutaj zwrócić na Zbigniewa Bartmana, duet na środku siatki - Piotra Nowakowskiego i przebojem wdzierającego się do drużyny Łukasza Wiśniewskiego oraz jak zawsze stabilnego i grającego jak rutyniarz Pawła Zatorskiego. Czy to mało, jak na jeden team?

PGE Skra Bełchatów:

Drużyna mistrza kraju również może się pochwalić kilkoma dobrze zapowiadającymi się graczami. Może nie są to już nastolatkowie, lecz wciąż można ich śmiało zaliczyć do grona siatkarzy o "świeżej krwi", którzy wczoraj byli jeszcze za młodzi na kadrę, lecz już jutro rano mogą być jej istotnym ogniwem. Mam tu na myśli przede wszystkim Bartosza Kurka oraz Jakuba Jarosza. Wprawdzie nie wybiegali oni na mecze Ligi Mistrzów w podstawowych składach, lecz nawet na krótkich zmianach, na jakie wchodzili, można było dostrzec ich rezerwy oraz potencjał.

A co z Michałem Bąkiewiczem? Na pewno nie można go postawić w jednym rzędzie z wymienionymi siatkarzami. Po pierwsze dlatego, że jest od nich kilka lat starszy i bardziej doświadczony, a po drugie - ma na swoim koncie srebrny medal mistrzostw świata. Wydaje mi się jednak, że nie jest to już ten sam zawodnik co ten sprzed kilkunastu miesięcy. Teraz już nie powinien pełnić w kadrze tylko i wyłącznie roli zmiennika, poprawiającego przyjęcie i wchodzącego do obrony. Michał osiągnął już taki poziom umiejętności, że poradzi sobie w każdych warunkach, a przecież wciąż się rozwija.

Muszynianka Muszyna:

Także i w Muszynie można znaleźć kilka potencjalnych kadrowiczek, które już teraz odniosły spory sukces na klubowej arenie, a z pewnością mają apetyt na co najmniej podobnej rangi zwycięstwa w kadrze. Na uwagę zasługuje m.in. Joanna Kaczor, która stanowi duże wsparcie dla podstawowej atakującej mistrzyń Polski - Kamili Frątczak. Kto wie - może jej pomoc w kolejnej rundzie okaże się niezbędna?

Stereotyp nr 2: Trzon reprezentacji wypalony

Inny stereotyp obraca się w podobne tematyce. Otóż wiele osób uważa, że pokolenie, które do tej pory stanowiło o sile naszej narodowej drużyny, już się wypaliło i powinno "zejść za sceny". Mówi się, że kluczowi jak dotąd zawodnicy muszą odpocząć nieco od siatkówki i ustąpić miejsca młodym i świeżym (których przecież podobno nie ma obecnie na horyzoncie, jak głoszą inni znawcy, a nawet jeśli są - to nie wykazują się ponadprzeciętnymi umiejętnościami, mającymi zagwarantować nam sukcesy na arenie międzynarodowej). Szkoda jednak, że oni sami w głównej mierze nie zamierzają spoczywać na laurach. Swoimi wyśmienitymi występami, jak choćby tymi w elitarnych rozgrywkach Champions League, wciąż udowadniają swoją wartość i przydatność, a do tego sygnalizują swą gotowość do reprezentowania naszych barw narodowych i grania z powodzeniem z orzełkiem na piersi.

PGE Skra Bełchatów:

Klasowych zawodników, którzy mają już na swoim koncie reprezentacyjne sukcesy, mamy w Bełchatowie na pęczki. Daniel Pliński, Piotr Gacek, Mariusz Wlazły - tych panów nikomu przedstawiać nie trzeba. Co jest zresztą chyba najważniejsze - wszyscy trzej, o ile oczywiście dopisze im zdrowie, nie mają najmniejszego zamiaru rezygnować ze słuchania "Mazurka Dąbrowskiego" przed każdym kolejnym pojedynkiem. Bynajmniej też nie chcą tego robić z wygodnej pozycji w fotelu lub na trybunach, lecz na parkiecie w narodowych koszulkach. Widać, że nie powiedzieli oni jeszcze ostatniego słowa, choć byli mocno eksploatowani, a niektórzy, jak choćby Pliński, przekroczyli już magiczną granicę trzydziestu lat.

Muszynianka Muszyna:

Nie inaczej jest też z zawodniczkami Muszyny, wśród których znajdują się nieco zapomniane, aczkolwiek wciąż fantastyczne siatkarki. Najlepszym przykładem jest tu Joanna Mirek - przyjmująca, której Marco Bonitta nie chciał zaufać. Po jej występach w Lidze Mistrzyń możemy jednak stwierdzić, że jest ona jedną z tych zawodniczek, które mogą zrobić jeszcze wiele dobrego dla polskiej siatkówki. Gra przecież świetnie zarówno w ataku, jak i na przyjęciu. Jest też prawdziwą liderką ekipy. Czego chcieć więcej?

W Muszynie grają również inne klasowe siatkarki. Aleksandra Jagieło (panieńskie nazwisko - Przybysz), Izabela Bełcik, Sylwia Pycia - te dziewczyny jakiś czas temu z powodzeniem grały w biało-czerwoym zespole i wciąż mogą jeszcze wiele dla niego zdziałać, bo znajdują się w wyśmienitej dyspozycji.

* Inni:

Kontynuując wątek Polaków, którzy już od dłuższego czasu grają z orzełkiem na piersi i jednocześnie z powodzeniem reprezentują swoje kluby w obecnej edycji Ligi Mistrzów, nie można zapomnieć o Sebastianie Świderskim, a także Piotrze Gruszce. Te gwiazdy polskiej siatkówki również nie mają jeszcze ochoty schodzić ze sceny, a przecież dobrze im się powodzi w klubach, w których grają na co dzień.

Stereotyp nr 3: Mocna liga nie może współistnieć z silną kadrą

Schematycznie rzecz ujmując, można uznać, że tak dobre wyniki osiągane przez naszych ulubieńców wcale nie powinny być symptomem uważanym za pozytywny. Wręcz przeciwnie - skoro nasza liga rośnie w siłę i można ją już z ręką na sercu uznać za trzecią ligę świata (mam tu na myśli męską PlusLigę), o czym świadczy fakt, że w gronie ośmiu najlepszych drużyn Europy mamy aż dwójkę naszych przedstawicieli (a więc 25 proc. wszystkich ekip stanowią nasze rodzime zespoły), to powinniśmy się zacząć martwić! Przecież wystarczy spojrzeć na Serie A, która od wielu lat uważana jest za najpotężniejszą ligę na globie. Podczas gdy do słonecznej Italii zjeżdżają się coraz to lepsi zagraniczni zawodnicy, zaczyna w niej brakować miejsca na kształtowanie siatkarskiego zaplecza Włoch. Poza tym rozgrywki te są coraz bardziej wyczerpujące, co jest przyczyną słabszej postawy włoskiej kadry. Czy aby nie właśnie tego typu opinie często słyszymy na siatkarskich salonach? Niby wszyscy cieszą się, że Polska staje się powoli coraz atrakcyjniejszym przystankiem na mapie Starego Kontynentu i świata, lecz mnóstwo ludzi dookoła martwi się i złorzeczy, że źle się to odbije na postawie naszej reprezentacji.

Skąd więc miejsce w naszej lidze dla młodych wilczków spod Jasnej Góry, które tak bardzo zadziwiły świat piłki siatkowej? Dlaczego wciąż rzucają się nam w oczy młodzi zawodnicy, którzy mają szansę na osiągnięcie znaczących sukcesów w stosunkowo niedługim czasie? Pod lupę weźmy chociaż Dawida Konarskiego z Bydgoszczy, Rafała Buszka i Karola Kłosa z Warszawy oraz Wojciecha Żalińskiego i Adriana Stańczaka z Radomia. Po drodze z pewnością znaleźlibyśmy jeszcze kilku perspektywicznych siatkarzy, którym nie straszna jest rywalizacja o miejsce w klubie z obcokrajowcami. Dzięki takim wiktoriom, jak te odniesione w ostatnią środę i czwartek, PlusLiga rośnie w siłę, lecz to w żadnym wypadku nie przekreśla szans utalentowanych siatkarsko "szczypiorków", którzy mają ogromną chęć przebicia się do podstawowych składów swoich ekip.

Polskie sukcesy w LM = sukcesy reprezentacyjne?

Mimo wszelkich schematów, nie powinniśmy ani popadać w hurraoptymizm, ani w czarną rozpacz. Na razie cieszmy się z tego, co mamy, bo to dobrze rokuje na przyszłość. Co prawda Polacy podobno z natury są malkontentami ze skłonnościami do wyolbrzymiania problemów, lecz potraktujmy owe stereotypy z przymrużeniem oka. Na dzień dzisiejszy mamy jeszcze sezon ligowy i nic nie stoi na przeszkodzie, aby nasze kluby wciąż dawały nam wiele radości. A czy wyniknie z tego coś więcej? O tym przekonamy się za kilka miesięcy. Teraz powinniśmy się cieszyć polskimi sukcesami i zrobić wszystko, by zaprocentowały one w przyszłości.

Komentarze (0)