Panna Nikt, która stała się Madonną. Lonneke Sloetjes i jej walka

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
26-latka podkreśla w każdej rozmowie, jak wiele zawdzięcza swojej sportowej idolce, czyli Manon Flier-Nummerdor. Podczas pierwszego wspólnego zgrupowania umieszczono obie atakujące w jednym pokoju, a Sloetjes przeżywała to bardziej niż audiencję u króla Wilhelma Aleksandra i ważyła każde słowo w rozmowach z pomnikową gwiazdą holenderskiej siatkówki. Szybko okazało się, że pomnik nie jest taki straszny i odległy, a Flier chętnie dzieli się radami i potrafi doskonale rozładować napięcie podczas treningów jednym celnym spostrzeżeniem. Bez jej wsparcia Sloetjes nigdy nie weszłaby na wyższy poziom gry: Guidetti kazał jej przypatrywać się starszej koleżance i obserwować, jak rozwiązuje problemowe sytuacje na parkiecie.

Uczennica szybko przerosła mistrzynię, w jednym z wywiadów Flier-Nummerdor, wtedy oczekująca pierwszego dziecka, mówiła, że za swoich najlepszych czasów nie potrafiła osiągnąć takich procentów skuteczności jak Sloetjes. Być może to przesada, ale właśnie to ta pokoleniowa zmiana jest najwyraźniejszym symbolem ewolucji kadry Oranje. Nikt nie odmawiał Holenderkom umiejętności, ale brakowało im bodźców do rozwoju, choćby jednego mniejszego sukcesu, by zapomnieć o ciężarze owocnej przeszłości. Od początku kadencji Guidettiego mają ich aż nadto, a dwa pierwsze triumfy w drugiej dywizji World Grand Prix i w czempionacie Europy jeszcze przyspieszyły proces kształtowania się mistrzyń.

USA, Serbia, Chiny, Włochy, Portoryko - trudno wyobrazić sobie trudniejszą grupę turnieju olimpijskiego. Siatkarki z Holandii nie zwolniły tempa w ostatnich miesiącach, w końcu zdobyły brąz World Grand Prix, a w turnieju finałowym w Bangkoku po wielu nieudanych próbach pokonały Rosjanki (co miało szczególnie znaczenie dla ich włoskiego selekcjonera, okazuje się, że to była dla niego dopiero druga wygrana ze Sborną w karierze). Ale igrzyska to inny ładunek emocji, zupełnie inna presja i klimat imprezy; trudno oczekiwać, żeby reprezentacja wracająca na tak ważną imprezę po 20 latach przerwy poradziła sobie ze wszystkimi zagrożeniami czyhającymi na zespoły nieobyte z olimpijską atmosferą. Bohaterka tego tekstu ma wszelkie predyspozycje do tego, by nie dać się stłumić ogromowi całej imprezy. Opanowywania emocji i walki o swoje dobro uczyła się od matki Gerdien.

- U mamy zdiagnozowano dwanaście lat temu stwardnienie rozsiane. Teraz nie może ruszyć się z wózka i ma problem z każda czynnością. Ale stara się robić jak najwięcej rzeczy sama, kiedy rozmawiamy co poniedziałek na Skypie, nie widzę jej ogromnego wysiłku wkładanego choćby w proste poruszenie głowy. To trudne widzieć, jak z każdym rokiem gaśnie i traci możliwość poruszania kolejnymi częściami ciała, ale jej walka i determinacja mnie umacniają. Kiedy miałam kontuzjowany bark, myślałam sobie: przecież mogło być dużo gorzej - opowiadała szczerze Sloetjes w rozmowie z Helden. Gerdien wraz z mężem Bertem regularnie odwiedzali córkę w Turcji i byli na każdym meczu kadry Holandii podczas mistrzostw Europy. Zamierzają polecieć do Rio i tam kibicować Lonneke, ale wszystko zależy od stanu zdrowia matki. Niezależnie od tego podczas zmagań w Brazylii obie panie Sloetjes będą, jak zawsze, walczyły o kolejny dzień nadziei.

Michał Kaczmarczyk 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×