Felipe Airton Bandero był jednym z najlepszych zawodników AZS-u Częstochowa w poprzednim sezonie PlusLigi. Brazylijczyk w trakcie rozgrywek doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry na 13 spotkań. Po sezonie 2015/2016 obie strony zakończyły współpracę.
28-latek twierdzi, iż klub zalega mu pieniądze. - Pierwsze problemy z AZS-em Częstochowa pojawiły się, kiedy klub przestał mi płacić wynagrodzenie. Nikt z klubu nie dał mi żadnych informacji i prognoz na ten temat - mówi zawodnik, który twierdzi, iż poniósł przy tym koszty. - Kiedy zostałem kontuzjowany nie otrzymałem takiego wsparcia, jakie powinien dać profesjonalny klub. Musiałem zapłacić za całe swoje leczenie sam. Za lekarzy, fizjoterapeutów i wszystkie badania przez trzy miesiące - komentuje atakujący.
Według zawodnika, współpraca nie układała się także na innych płaszczyznach. - W mojej umowie z klubem mam klauzulę, że klub powinien pokryć koszty rachunków za wodę, gaz i czynsz w moim mieszkaniu w kwocie do 500 złotych miesięcznie. Na początku grudnia powiedzieli mi, że muszę zapłacić różnicę. Więcej niż jeden raz poprosiłem klub o to, aby przekazał mi faktury. Nigdy mi tego nie dali, ani nie pokazali - twierdzi Bandero.
Problemem okazał się także samochód służbowy. Jak się okazuje, pojazdem do wypadku doprowadziła żona zawodnika. - W moim kontrakcie jest zapis, że klub powinien przekazać mi samochód z ubezpieczeniem. Kiedy odniosłem kontuzję i nie mogłem prowadzić, zapytałem w klubie, czy jest szansa, aby umieścić moją żonę w ubezpieczeniu. Chciałem wysłać do klubu wszystkie kopie swoich dokumentów, ponieważ mnie o to prosili. Odpowiedzieli, że zrobią to tak szybko, jak to możliwe. W tym czasie żona prowadziła samochód i miała kolizję na parkingu pod halą. Powiedziałem w klubie, że chcę za to zapłacić. Odpowiedzieli mi, żebym poczekał, bo muszą się dowiedzieć, ile to będzie kosztowało. Po miesiącu klub dał mi rachunek, który nie był zgodny z moją umową ubezpieczenia. Poprosiłem więc o fakturę, ale dostałem jakąś sprzed wypadku i nie wiem, czy w ogóle była prawdziwa. Starałem się rozmawiać o tym z klubem więcej niż pięć razy. Po każdej próbie rozmowy o tym działacze przechodzili na język polski i mówili tylko, że możemy ten problem rozwiązać później - tłumaczy Brazylijczyk.
ZOBACZ WIDEO Robert Korzeniowski: Supermanem już byłem (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Czy konflikt udało się załagodzić? - Po wszystkim mój menadżer wybrał się spotkanie z prezesem Romanem Lisowskim i Konradem Pakoszem, aby rozwiązać wszystkie sprawy. Obiecali wiele rzeczy, które nigdy nie zostały spełnione. To spotkanie to była tylko strata czasu. Przed opuszczeniem klubu osobiście spotkałem się z Lisowskim. Powiedział mi, że klub zapłaci mi wszystko do czerwca. Co ważne, klub obiecał, że jeśli tego nie zrobi, to nie będę musiał już płacić za kolizję mojej żony, co obiecałem zrobić - wyjaśnia gracz, który aktualnie występuje we włoskiej Castellanie (Serie A2).
Bandero twierdzi, iż klub nie dopełnił formalności w wielu kwestiach. - Gdy wyjeżdżałem z Polski do Brazylii, zostałem zatrzymany przez policję we Frankfurcie. Nie chcieli mnie przepuścić, bo nie miałem wizy pracowniczej, choć klub powinien mi ją zapewnić. Miałem upokarzające sytuacje na lotnisku przez nieodpowiedzialność AZS-u Częstochowa. Wraz z żoną mieliśmy przeszukiwane wszystkie bagaże, musieliśmy się zatrzymać w pokoju i odpowiadać na wiele pytań. Mało brakowało, a spóźnilibyśmy się na nasz lot do Sao Paulo. W końcu pozwolili nam odejść, bo wiedzieli, że nie mieliśmy żadnych złych intencji i w Polsce byłem w pracy. Nie miałem pojęcia, że klub zamiast wizy pracowniczej, dał mi pozwolenie na pracę w Polsce. Nie wiedziałem o tym, bo dokument był w języku polskim. Klub miał obowiązek wyrobić dla mnie wizę pracowniczą, ale tego też nie zrobił - mówi były zawodnik klubu spod Jasnej Góry.
W lipcu częstochowski klub w sprawie zawodnika wydał oświadczenie. Czytamy w nim, że "zawodnik Felipe Bandero otrzymał wszystkie środki finansowe, które Klub miał mu wypłacić z tytułu kontraktu w sezonie 2015/2016". Z tym stwierdzeniem nie zgadza się sam zainteresowany. - To nieprawda. Wiele razy dzwoniłem do klubu i napisałem mnóstwo maili. Klub kłamie na mój temat w internecie. Nie rozumiem, dlaczego robią w ten sposób. Chcę rozwiązać ten problem - deklaruje Bandero.
Po rozmowie z Felipe Bandero skontaktowaliśmy się z AZS-em Częstochowa. Prezes klubu, Roman Lisowski przekazał nam swoje oświadczenie w sprawie zarzutów zawodnika:
"Klub Sportowy "AZS Częstochowa" Sportowa Spółka Akcyjna wypłacił zawodnikowi wynagrodzenie zgodnie z kontraktem. Obiecałem, że klub wypłaci całość kontraktu, jak otrzyma środki z tytułu umowy sponsorskiej na przełomie sierpnia i września 2016. Zawodnik otrzymał całość środków w lipcu 2016. Zawodnik przez półtora miesiąca korzystał z leczenia finansowanego przez klub. Zawodnik nie zgadzał się z diagnozą, która zalecała dodatkową przerwę. Diagnoza została wydana przez wybitnego specjalistę pana profesora Krzysztofa Ficka. Postanowił leczyć się na własną rękę w Szwajcarii. W tym momencie klub miał możliwość jednostronnego odstąpienia od umowy, czego nie zrobił. Z perspektywy czasu można uznać, że był to błąd. W listopadzie 2015 roku zawodnik, pomimo przedstawienia rachunków za media, nie zapłacił różnicy przekraczającej 500 złotych, co wynika z kontraktu. Klub sukcesywnie regulował te rachunki do końca obowiązywania umowy, a następnie potrącił tą różnicę z kontraktu, o czym informował zawodnika w trakcie obowiązywania umowy. Klub przekazał zawodnikowi samochód zgodnie z kontraktem. Klub zawarł umowę z zawodnikiem. W związku z powyższym ubezpieczenie dotyczyło tylko zawodnika, a nie jego partnerki. Ubezpieczyciel zawarł umowę z klubem, a nie z zawodnikiem. Faktura musiała być wystawiona na klub. Klub za tą fakturę zapłacił. Zawodnik grał na podstawie pozwolenia na pracę wydanego przez organ właściwy do wydania takiego dokumentu. Zawodnik ma możliwość dochodzenia swoich racji na drodze sądowej zgodnie z kontraktem."