WP SportoweFakty: W sobotnim starciu z Lotosem Treflem Gdańsk, poza drugim setem, zdawaliście się w pełni kontrolować wydarzenia na parkiecie. Skąd wziął się ten chwilowy zanik mocy?
Karol Kłos: Druga partia faktycznie nie należała do udanych w naszym wykonaniu, zwłaszcza że na samym początku wygrywaliśmy ją wysoko. Trudno powiedzieć, co się później stało. Pogubiliśmy się trochę, wkradł się niepotrzebnych chaos i Lotos Trefl nas doszedł. Naprawdę rzadko odwraca się w męskiej siatkówce takie sytuacje, gdy przegrywa się 20:24. Przy dobrej zagrywce Nico Uriarte udało nam się jednak najpierw doprowadzić do remisu, a potem wygrać tego seta.
Paradoksalnie ten set, choć długo wam nie wychodził, pokazał chyba jak mocnym psychicznie zespołem jesteście.
- Zgadza się. Na pewno takie powroty nam pomogą, bo ten mecz mógłby trwać znacznie dłużej, a wygraliśmy go 3:0, zgarnęliśmy komplet punktów i bardzo się z tego cieszymy. Wydaje mi się, że tej pewności w poprzednich dwóch sezonach gdzieś tam brakowało, a teraz jest zupełnie inaczej. Mam nadzieję, że to będzie nas budowało i jeśli przyjdzie nam grać kolejne wyrównane końcówki, to będziemy w stanie rozgrywać je spokojnie. Na razie, jak widać, te kluczowe momenty wytrzymujemy, bo to nie pierwszy nasz tego typu zacięty finisz seta w tym sezonie, a dotychczas, grając na równi, wytrzymywaliśmy i wygrywaliśmy.
Te pierwsze mecze mogą przypominać premierowy rok pracy w Bełchatowie trenera Miguela Falaski. Wtedy też Skra w końcówkach zwykle zachowywała więcej zimnej krwi niż rywale, co ostatecznie zaowocowało mistrzostwem Polski. Teraz może być podobnie?
- Oby tak ta nasza gra w końcówkach wyglądała do samego końca. Tyle mogę w tej chwili powiedzieć (śmiech).
Czy takie zwycięstwo, jak to z Lotosem Treflem, w którym była zarówno dominacja, jak i szalone, ale skuteczne odrabianie strat, sprawia, że zespół nabiera wiary we własne możliwości?
- Czujemy się dobrze. Zespół z Gdańska jest trudnym przeciwnikiem. Tych potyczek z nimi mieliśmy sporo, często nam ta gra przeciwko nim nie wychodziła, bywało mocno pod górkę. W sobotę w drugim secie faktycznie było źle, ale w pozostałych dwóch mieliśmy pełną kontrolę i to na pewno cieszy.
Czy trudno było wam przed kolejnymi meczami ligowymi wyciszyć te złe emocje, spowodowane porażką z Asseco Resovią i walkowerem z Espadonem?
- Ja śmieję się, że dobrze, że te punkty zabrano nam teraz, a nie obudził się ktoś na koniec rundy zasadniczej, nagle weryfikując mecz jako walkower. Wiemy przynajmniej na czym stoimy, zdajemy sobie sprawę, że musimy gonić czołówkę - może to i lepiej. Nie mamy już teraz prawa tracić głupio punktów i oddawać ich innym drużynom. Musimy walczyć o swoje, ale meczów jest jeszcze dużo. Cała sytuacja z tym walkowerem była na pewno dziwna i trochę nas zdenerwowała, ale wina leży gdzieś po środku. Na tym się już jednak nie skupiamy, całe to zamieszanie przeszło już do historii.
Jak ocenia pan swoją aktualną dyspozycję? Środek jest mocnym punktem PGE Skry w tym sezonie, ale trochę roboty odbiera chyba panu Srecko Lisinac?
- Nie chcę go urazić, ale - tak żartobliwie mówiąc - według mnie on jest niesamowitym koniem i byłoby grzechem nie wystawiać mu piłek. Srecko dysponuje taką fizycznością, że próżno chyba szukać w lidze takich gości. Jest ich maksymalnie może ze dwóch, z czego jednego mamy my, więc jest naprawdę nieźle. Ja robię swoje. Wiem, że nie będę dostawał tylu piłek, co Sreckoc, ale życie na pewno coś mi odda i przyjdzie taki mecz, że będę czuł się bardzo dobrze i tak też zagram. Na razie jest ok, ale oczywiście zawsze może być lepiej.
ZOBACZ WIDEO Paweł Wojtala: Oczekujemy od prezesa kontynuacji i... (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Ze zgraniem pod siatką problemów mieć nie powinniście, ale w defensywie nastąpiły latem w PGE Skrze poważne zmiany. Po straconym przez problemy zdrowotne sezonie do gry wrócił Michał Winiarski, a reszta przyjmujących została wymieniona. Jaki ma to wpływ na wasz zespół?
- Michał wraca po długiej kontuzji, a w meczu z Lotosem zagrał bardzo dobrze i zgarnął tytuł MVP spotkania, co też na pewno bardzo cieszy. Z nim, dzięki jego doświadczeniu, na boisku jest spokój. Michał zawsze stara się nadrobić i nadgonić, nawet gdy piłka gdzieś nam ucieknie, dlatego jego obecność na parkiecie jest dla nas bardzo ważna.
Zmieniła się też zapewne sposób pracy na treningach, bo macie za sobą okres przygotowawczy w pełni zaplanowany przez Philippe'a Blaina. Jak z nowej perspektywy [b]ocenia pan tego trenera, który z PGE Skrą kończył już poprzedni sezon, ale chyba bardziej znany był wam w ostatnich latach jako najbliższy pomocnik Stephane'a Antigi w reprezentacji?[/b]
- Myślę, że trenera będą bronić wyniki, a oprócz tego walkowera i przegranego meczu z Resovią, który też mógł się inaczej potoczyć, są one naprawdę dobre. Z ekipą z Rzeszowa przegraliśmy trochę na własne życzenie, mimo że mecz rozpoczęliśmy bardzo dobrze. Z takim przeciwnikiem nie można sobie jednak pozwolić na przestoje. To już też historia. Ogólnie gramy dobrze, wygraliśmy z mistrzem Polski, pokonaliśmy Lotos, który na pewno też jest mocny. Gramy dalej i mam nadzieję, że będziemy regularnie zbierać punkty.
Według wielu obserwatorów przewaga rzeszowian w meczu z wami brała się z dobrych zagrywek, a wy z kolei z Lotosem pokazaliście, że serwis może być też waszą bronią. Czy od starcia z Resovią przykładaliście na treningach większą wagę do zagrywki?
- Naprawdę dobrze zaczęliśmy grać, a zagrywka jest takim elementem, który można ćwiczyć i nie zawsze będzie działać. Trochę już w tym temacie widziałem. Bywa tak, że na rozruchu porannym wszyscy strzelają asa za asem, a potem w meczu nie wychodzi nic. Z zagrywką trzeba być cierpliwym i spokojnym, ona na pewno przyjdzie, zwłaszcza że w zespole mamy zawodników, z których każdy jeden może robić asy i zagrywać bardzo mocno, maksymalnie utrudniając odbiór. Jeżeli w każdym meczu pół drużyny będzie zagrywać dobrze, to będzie to powód do zadowolenia.
Liga powoli się rozkręca, ale w mediach wciąż żywe są tematy związane z reprezentacją. Czy pan zastanawia się nad tym, kto zostanie albo powinien zostać nowym selekcjonerem męskiej kadry?
- Nie. Sezon jest bardzo długi, a dziennikarze lubią wybiegać w przyszłość i jak trwa liga to pytają o kadrę, a jak znowu jesteśmy w reprezentacji to ciekawi ich przyszłość klubów. Teraz chcę grać jak najlepiej dla mojej drużyny i sięgnąć z nią po możliwie najwięcej zwycięstw.
Pytam, ponieważ mecz PGE Skry z Lotosem Trefem był okazją do ciekawej rywalizacji pomiędzy trenerami, których nazwiska pojawiają się wśród kandydatów do prowadzenia reprezentacji, a którzy z Biało-Czerwonymi już pracowali. Rozumiem, że pan nie ma swojego kandydata na selekcjonera?
- Nie. W ogóle się na tym nie skupiam.
Rozmawiał Marcin Olczyk