Nalbert dla WP SportoweFakty: Rezende doprowadzał rzeczy do perfekcji

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Bernardo Rezende
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Bernardo Rezende

Jak mistrz olimpijski z Aten i wybitny reprezentant Brazylii ocenia Bernardo Rezende, byłego już selekcjonera siatkarskiej kadry tego kraju? Nalbert w rozmowie z naszym portalem szczegółowo opisywał swoją relację z wybitnym trenerem.

17 stycznia 2017 roku to data graniczna dla całej brazylijskiej siatkówki, a zapewne także tej światowej. Ze stanowiska głównego szkoleniowca reprezentacji Brazylii mężczyzn ustąpił po 16 latach nieprzerwanej pracy Bernardo Rezende. - Bernardo nauczył nas przede wszystkim mentalności zwycięzców i był w stanie utrzymać w nas ten stan ducha i gotowość do wygrywania przez 16 lat, co jest bez wątpienia wielkim wyczynem. Dzięki niemu wspominam swoje lata spędzone w kadrze narodowej z wielkim uczuciem, bo to był najlepszy okres mojej kariery. Rezende wielokrotnie inspirował mnie jako przywódca i dzięki niemu stałem się lepszym kapitanem zespołu. Współpraca z tym człowiekiem była wielkim przywilejem - tak Nalbert Bitencourt odpowiedział na pytanie, jaką spuściznę zostawił po sobie jeden z największych trenerów siatkówki.

Nalbert, obecnie dziennikarz stacji SporTV, to jeden z fundamentów siatkarskiej reprezentacji Kraju Kawy w pierwszych latach kadencji Rezendego. W jednym cyklu olimpijskim Kanarkowi zdołali sięgnąć po trzy złote medale Ligi Światowej, mistrzostwo świata i wreszcie złoto igrzysk w Atenach. -  Na treningach pracowaliśmy tak, jakby to były nasze ostatnie dni życia, nie było ani chwili odpuszczania. To nam dawało poczucie olbrzymiej pewności siebie i wartości tego, co sobą prezentujemy. Nie powiedziałbym, że Bernardinho był kimś w rodzaju rewolucjonisty, to nie w jego stylu. On raczej doprowadzał sprawdzone strategie do absolutnej perfekcji. To prawda, że Bernardo specjalizował się w wyciąganiu zawodników ze strefy komfortu i przyznaję szczerze, że byłem nieraz wściekły na poranne wstawanie, męczące ćwiczenia i nieustanną presję. Ale z drugiej strony kiedy przychodził czas próby i graliśmy z najlepszymi na świecie, wszyscy w drużynie wiedzieli, że te wszystkie wyczerpujące dni przygotowań były konieczne - wspominał czas kariery zawodniczej 42-latek.

Rezende zostanie zapamiętany jako pasjonat głodny zwycięstw, który nie krył się z emocjami i potrafił wyrzucać je z siebie niczym wulkan lawę. Z upływem lat stał się nieco spokojniejszy, swoje zrobiła też choroba (nowotwór nerki), z którą zmagał się tuż po zakończeniu mundialu z 2014 roku. - Wierzę, że intensywność i pasja, jaką kierował się w swojej pracy, były jego znakami rozpoznawczymi. On przez te wszystkie lata myślał wyłącznie o nieustannym dążeniu do doskonałości. Czy miał słabsze dni? Jak każdy człowiek, ale wiedzieliśmy, że w takich chwilach musimy stawać na wysokości zadania, fizycznie i mentalnie. On także stosował tę zasadę - mówił były reprezentant kraju.

Nikt nie odbierze byłemu trenerowi Brazylijczyków zdobytych medali, pucharów i nagród ani sławy, jaką zyskał na świecie. Nie zmienia to faktu, że nie jest to postać kryształowo czysta. - Zostanie zapamiętany jako osoba, która pomogła odbudować naszą siatkarską federację po serii skandali korupcyjnych zapoczątkowanych przez Arego Gracę. Z drugiej strony, wielu ludzi będzie mu wypominać przez długie lata mecz z Bułgarią podczas mistrzostw świata z 2006 roku. To może zostawić rysę na jego wizerunku i Bernardo zapewne zdaje sobie z tego sprawę. Co nie zmienia faktu, że jego legenda będzie składać się z trzech elementów: ciężkiej pracy, doskonałości i przywództwa - podkreślił były zawodnik.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji

W rozmowie z naszym portalem Nalbert wspominał zdarzenie związane z osobą Rezendego, które szczególnie utkwiło mu w pamięci. - W 2002 przygotowywaliśmy się do mistrzostw świata i nie byłem wtedy w najlepszej formie fizycznej. Bernardo wiedział o tym i powtarzał bez końca, że chce mieć mnie gotowego w stu procentach na najważniejszy turniej w roku. Trenowałem indywidualnie pod jego okiem cały dzień, a w piątek po zajęciach powiedział mi, żebym stawił się na trening także w sobotę po południu. Byłem na niego zły, myślałem: to ma być jakaś kara?! - opowiadał.

- Ale następnego dnia przyszedłem na halę i on tam był, gotowy w stu procentach do zajęć. Uświadomiłem sobie, że on też poświęcił swój czas, który mógł wykorzystać zupełnie inaczej. To był sygnał dla całego zespołu: skoro trener i kapitan pracują powyżej stu procent, to wy też możecie! Mówię o tym, bo mundial w 2002 roku był moim najlepszym turniejem w karierze, a poza złotym medalem zostałem wybrany najlepszym sportowcem w Brazylii, zaś Bernardo - najlepszym trenerem. Takie momenty się zapamiętuje - podsumował przyjmujący złotej drużyny Brazylijczyków.

Komentarze (0)