Sporą niespodziankę sprawili w poniedziałkowym spotkaniu siatkarze Espadonu. Szczecinianie powracając po dłuższej przerwie do własnej hali pokonali w czterech setach Lotos Trefl. Zdecydowanym liderem w zespole gospodarzy był Bartłomiej Kluth. Zawodnik zdobył w całej potyczce aż czterdzieści punktów.
- Ciężko jest powiedzieć cokolwiek po takim meczu. Nie spodziewaliśmy się takiej gry z naszej strony. Mimo, że wszystko teoretycznie wyglądało w miarę w porządku, to dzisiaj nie potrafiliśmy kompletnie poradzić sobie z Bartkiem Kluthem. Cały czas nas obijał, nie mogliśmy podbić jego ataków. Wszyscy wiedzieli gdzie w pewnych momentach pójdzie piłka, my też to wiedzieliśmy, ale niestety nie udało się nam go powstrzymywać - komentował po spotkaniu Mateusz Mika.
Podopieczni Andrei Anastasiego byli bliscy zwycięstwa w trzeciej partii, jednak trener Michał Gogol poprosił o wideoweryfikację. Po dłuższej przerwie arbitrzy przyznali punkt gospodarzom. - To jest challenge typu "szukajcie a znajdziecie". Cała sytuacja trwała chyba piętnaście minut, w tym samym secie była podobna akcja kiedy można było zadecydować w obie strony, kiedy sprawdzaliśmy czy piłka dotknęła bloku po ataku. Sędziowie stwierdzili, że tam była taśma. Z tego co widziałem z daleka, bo te sytuacje były pokazywane na telebimie, to nie byłbym taki przekonany czy sędziowie mieli rację - zakończył siatkarz Lotosu Trefl.
W następnej kolejce gdańszczan czeka nie lada wyzwanie, bowiem w sobotnie popołudnie spotkają się przed własną publicznością z PGE Skrą Bełchatów.
ZOBACZ WIDEO De Giorgi o decyzji PZPS: Poczułem radość i dumę