Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Czym się różni pana funkcja w Chemiku Police od roli dyrektora sportowego lub kierownika drużyny?
Radosław Anioł, dyrektor zarządzający Chemika Police: Cały czas powtarzałem i powtarzam, że ja nie jestem dyrektorem sportowym. Ostatnio modna zrobiła się dyskusja właśnie o tej funkcji w klubie i eksperci nieraz powtarzali, że musi to być osoba, która bardzo dobrze zna się na siatkówce i dobiera wraz ze sztabem szkoleniowym skład na każdy sezon. A jednocześnie taki dyrektor zatrudnia trenerów i pracowników sztabu, doradza zarządowi w kwestiach sportowych. Ja zarządzam sprawami związanymi z działalnością klubu, funkcjonowaniem drużyny w Orlen Lidze i częściowo zespołami młodzieżowymi. Dyrektor zarządzający zajmuje się wszystkim wokół samej część sportowej, żeby drużyna dobrze funkcjonowała, a klub działał sprawnie i profesjonalnie. Pomagam zespołowi i sztabowi, zarządzam niektórymi rzeczami, ale w sprawy czysto sportowe się nie wtrącam.
W takim razie kto odpowiada u was za skład osobowy drużyny?
W naszym klubie to na sztabie szkoleniowym spoczywała odpowiedzialność za kształt zespołu na kolejny sezon. Nie tylko na głównym trenerze, ale i asystentach,statystykach... Także sztab medyczny, który przed badaniami medycznymi nowych siatkarek w naszym klubie pozyskuje swoimi źródłami informacje o stanie zdrowia tej czy innej dziewczyny. W ten sposób minimalizujemy ryzyko wpadki transferowej, czyli na przykład zakupu zawodniczki kontuzjowanej. Poza tym nie kontraktujemy siatkarek zupełnie nieznanych; mamy pełną bazę zawodniczek dzięki znajomościom i wiedzy naszych trenerów oraz statystyków. Wiadomo, że menadżerowi często podsyłają klubom wideo z najlepszymi zagraniami swojej siatkarki, czyli po prostu laurki, natomiast my staramy się scoutować wszystkie możliwe mecze.
ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok
Tak to będzie wyglądać także w tym roku, trenerzy w porozumieniu z prezesem i całym zarządem, po części też mną, będą się zajmować drużyną. Kuba Głuszak ma doświadczenie pracy z reprezentacją, podobnie jak Przemek Kawka, Jakub Krebok jest statystykiem i asystentem od dziesięciu lat. Oni znają charaktery i możliwości zawodniczek. Pamiętajmy, że wraz z jakością sportową danej zawodniczki idzie też wysokość kontraktu, a wszystko musi być dopasowane do budżetu. Powiedzmy, że obmyślamy skład, przychodzę do trenerów i mówię: ta zawodniczka pasowałaby do nas sportowo i charakterologicznie, ale poczekajcie chwilę, bo wcześniej musimy zobaczyć cały skład i jeszcze raz przemyśleć, czy dopniemy budżet. I tak mniej więcej wygląda zarządzanie w wykonaniu dyrektora zarządzającego, który ma nad sobą określony kwoty nie do przekroczenia. Nie kupimy sobie Kim Yeon-Koung, bo po prostu nie starczy nam pieniędzy na resztę zespołu!
Nie kupicie Kim, ale w ostatnich latach zgarniacie niemal wszystko, co najlepsze na polskim rynku i trudno jest wskazać ewidentną wpadkę transferową Chemika.
Były głosy, że Chemik ma otwarty budżet niczym Zenit Kazań i może sobie wykupić, co tylko chce. To oczywiście nieprawda, gdyby tak było, nasz skład byłby z pewnością inny i stać by nas było na światowe gwiazdy. Grała u nas Helena Havelkova, bardzo dobra przyjmująca, ale na poziomie nieco niższym niż światowy top na tej pozycji. My jej zaufaliśmy i nie było w tym żadnego przypadku. Podpowiadałem w ostatnich latach prezes Żurowskiej, teraz prezesowi Frankowskiemu, że trzon sztabu szkoleniowego musi być niezmienny. Kuba, Przemek i Kuba są z nami od trzech czy czterech lat, czyli właściwie samego początku budowania Chemika i my im ufamy. Właściwie już od stycznia pracujemy regularnie nad kształtem drużyny na kolejny sezon, urządzamy rozmowy z prezesem i sztabem szkoleniowym na temat dziewczyn, które mamy w klubie obecnie i tych, które chcemy mieć.
I właściwie co tydzień coś się dzieje. Ostatnio zastanawiamy się nad dwiema zawodniczkami na jednej pozycji, właściwie równorzędnymi i pytamy: ta czy ta? Czysto statystycznie wychodzi to samo. Kolejne pytanie do sztabu: jeden z was zna tę siatkarkę, drugi tę - oceńcie, czy będą pasowały do nas charakterem. Czy jest głodna gry, pracowita? Czy będzie dobrze zachowywać się w szatni, czy złapie dobry kontakt z resztą ekipy? A jeżeli trafi się jej kontuzja i spędzi trochę czasu w kwadracie, to załamie się i skończy sezon w swojej głowie czy będzie walczyła o pierwszy skład? Takie dylematy rozstrzygamy dzięki sztabowi szkoleniowemu. Kiedyś komentowano, jaki to on jest rozbudowany, ale przecież naszym śladem idą inne kluby, choćby Impel. Prezesi i trenerzy we Wrocławiu wiedzą, że to tak po prostu musi wyglądać: asystenci przekazują efekty swojej pracy głównemu trenerowi, a potem cały sztab korzysta ze swojej wiedzy w rozmowach z zarządem i ludźmi odpowiedzialnymi za organizację.
Zdarzyło się w historii Chemika, że byliście na ostatniej prostej, by sprowadzić do Polic naprawdę głośne nazwisko, lecz ostatecznie nic z tego nie wyszło?
Pewnie były takie sytuacje, ale o tym należałoby porozmawiać dłużej z trenerem Cuccarinim. Powiem tak: mieliśmy propozycje zawodniczek topowych. Ale na część z nich nie pozwalał budżet, a poza tym trener Cuccarini miał swoją wizję budowania zespołu. Nie było tak, że przychodził do nas i podawał nazwiska sześciu światowych czy europejskich gwiazd do sprowadzenia, bo wiedział dobrze, jakie mamy możliwości. Cóż, jesteśmy w Polsce, a nie w Turcji. Nie przypominam sobie, żeby nasz poprzedni trener kiedykolwiek żądał zawodniczki będącej poza naszym zasięgiem finansowym.
Zaczynał pan od piłki nożnej i podejrzewam, że marzy się panu stworzenie z Chemika Police tak sprawnie działającej maszyny marketingowo-sportowej jak najlepsze kluby piłkarskie w Polsce i na świecie.
Co do tej mojej przygody z piłką, to byłem kierownikiem sekcji piłki nożnej w Kętach. Wiadomo, że w Chemiku mamy swoje profesjonalne standardy, natomiast moją cechą jest to, że oglądam każdą złotówkę z obu stron. Niektórzy mówią, że Chemik ma to czy tamto, bo na to mu pozwalają pieniądze. Ale przecież każdy szuka oszczędności i patrzymy uważnie na to, na co wydajemy nasze środki. To, co mamy, wydajemy z głową: na sprzęty sportowe, odżywki, suplementy... Mamy to wszystko dzięki naszym partnerom technicznym i podpisanym umowom. Pamiętam czasy pracy w Kętach, tego niższego poziomu piłkarskiego, kiedy przewoziłem wodę mineralną dla zespołu własnym samochodem, wcześniej sam ją do niego pakowałem. Doświadczenie pracy na tym szczeblu gdzieś we mnie zostało: nie jest tak, że wydajemy w Chemiku horrendalne sumy na pobyt w hotelach, bo korzystam przede wszystkim ze swoich budowanych przez lata kontaktów i relacji, dzięki temu ceny dla nas pozostają mniej więcej te same.
Równamy do najlepszych klubów, zarówno w polskiej siatkówce męskiej, jak i tych piłkarskich. W końcu każdy chciałby być marketingowo i organizacyjnie Legią Warszawa i jestem przekonany, że wszyscy do tego dążą. Jeżeli chodzi o siatkówkę, to nasze kluby są liczącą się siłą na kontynencie, a nieraz wyprzedzają one rywali z zagranicy pod względem organizacji. W końcu jeździmy po Europie i widzimy tamten poziom, tak samo goście z innych krajów widzą naszą pracę. Menadżerowie zgłaszają swoje zawodniczki do gry w Chemiku, bo widzą, jak dobrze funkcjonujemy. Choćby ostatnio nasz partner Damons "ubrał" całą męską i żeńską reprezentację Azerbejdżanu, bo ludzie z Telekomu Baku zobaczyli nasze stroje i sami chcieli takie mieć. Nie ukrywam, dość budujące i miłe doświadczenie.
Tęskni pan za czasami Muszynianki pełnej europejskich gwiazd, sięgającej po Puchar CEV? Do dziś wspomina się, jakie to pieniądze wydawano ponoć u was na czartery do Baku na mecze Ligi Mistrzyń.
Wiadomo, że bez klubu z Muszyny nie byłoby mnie w Chemiku. Wszystko, czego nauczyłem się o pracy i funkcjonowaniu zawodowego klubu w siatkówce, nauczyłem się właśnie w Muszynie. I my robiliśmy to na bardzo wysokim poziomie, bo po prostu pozwalało na to finansowanie Banku BPS. A co do tych biletów, to zajmowałem się tym osobiście i to jest przykład choćby tego, co spotyka teraz Chemika. Ludzie mówią: czarter jest bardzo drogi, po co wydawać tyle pieniędzy. Prawda jest taka, że nieraz cena lotu samolotem zwykłych, rejsowych linii lotniczych była podobna lub nawet większa niż koszty wyczarterowania lotu i tak było w przypadku Azerbejdżanu.
Do tego nasze loty do Baku w tamtym czasie zbiegły się z tym, że PZPS przy okazji promocji mistrzostw Europy w Łodzi podpisał umowę z Eurolotem, świadczącym czartery między innymi do Azerbejdżanu. I jeszcze mieliśmy z tego zwroty! Poza tym z Muszyny trzeba było wszędzie dojeżdżać i gdyby podsumować koszty jazdy autobusem do Warszawy, Koszyc, czy Pragi, skąd najczęściej wylatywaliśmy w świat i wszystkich biletów na loty przesiadkowe, to czarter z lotniska w Popradzie, do którego mieliśmy godzinę jazdy, nie był wcale horrendalnie drogi.
Budowaliście markę Chemika Police właściwie od zera, zaczynając od poziomu pierwszej ligi. Jak cięzka to była praca?
Trzeba było dużo czasu, ale to nie znaczy, że już skończyliśmy swój rozwój i możemy osiąść na laurach, bo już teraz zbudowaliśmy coś wartościowego. Każdy ma jakiś pułap, do którego dąży i co prawda może osiągnęliśmy sporo, jeżeli chodzi o ligę siatkarek, ale chcemy być jak najlepsze kluby męskie, czyli Skra, ZAKSA czy Resovia. W momencie naszego przyjścia do Chemika - naszego, czyli statystyków, trenerów, ludzi od marketingu czy mediów - Chemik był na dobrą sprawę amatorski. Kluby w pierwszej lidze to zwykle stowarzyszenia, a trzeba było utworzyć spółkę akcyjną i dostosować wszystko do rozgrywek Orlen Ligi.
Do tego z naszym awansem do ekstraklasy zbiegło się otwarcie nowej hali w Policach, a już rok później zapadła decyzja o graniu w Azoty Arenie w Szczecinie i trzeba było dostosowywać kolejny obiekt do wymagań ligi. Teraz Espadon Szczecin może korzystać z naszej wiedzy i doświadczenia operatora Azoty Areny w organizacji meczu siatkarskiego, my musieliśmy to budować od podstaw. Nie mówiąc o przygotowaniu miejsca na siłownię, biura klubu, magazyny, dostosowaniu warunków do uprawiania siatkówki, zakupieniu wszystkich specjalistycznych urządzeń treningowych czy sprzętów potrzebnych do organizacji meczu.
W drugiej części rozmowy Radosław Anioł ostatecznie wyjaśnia, czy Chemik Police może nie wystąpić w Lidze Mistrzyń i jakie ma obecnie relacje z Bogdanem Serwińskim.
[nextpage]Na jakich fundamentach opieracie rozwijanie klubu i jego bieżącą pracę?
Najważniejsze dla budowania marki Chemika w ostatnich latach były bez wątpienia sukcesy sportowe, gdyby ich zabrakło, to marketing naszego klubu, choć działający skutecznie od lat, miałby dużo trudniejsze zadanie. Drugi czynnik, który przychodzi mi do głowy, to szczerość i spokój w organizacji. Zajęło nam to trochę czasu, ale teraz zawodniczki przychodzą do nas i nie muszą przejmować się niczym, pozostaje im granie. To wynika z naszych finansów, ale też zainteresowania władz klubu i mojego, rozmów z dziewczynami. Jestem blisko zespołu i chcę wiedzieć, jakie są jego problemy i bolączki, a potem jak najszybciej je rozwiązywać przez osoby decyzyjne.
Krótka piłka: potrzebujemy tego i tego, organizujemy to i to, podpisujemy umowę sponsorską lub barterową. Choćby nasz partner medyczny, z którym współpracujemy do trzech lat, otworzył swoją placówkę w Azoty Arenie i to jest ogromne ułatwienie. Chcemy, by nasze siatkarki miały wszystkie udogodnienia pod ręką i mogły spokojnie zajmować się siatkówką, bez oglądania się na inne kwestie: mieszkania, samochodu, pomocy prawnej czy choćby księgowej. Dziewczyny znają się ze wszystkimi w klubie, od sekretarki po prezesa. I wiedzą, że jeśli poproszą o pomoc, to ją otrzymają.
To nasze podejście już jest znane w Europie. Jeszcze kilka lat temu Azerbejdżan poczynał sobie bardzo dobrze w europejskiej siatkówce kobiet, a ostatnio oprowadzałem prezesa i wiceprezesa Telekomu Baku po hali, by pokazać im naszą organizację. Tak samo jest z supervisorami, oni wiele razy słyszeli, że u nas standardy są na najwyższym poziomie. Choćby nasza znajoma supervisor, która pracuje także w zaprzyjaźnionym Schweriner SC, oglądała naszą pracę w przeddzień oraz dniu meczu i dziwiła się, że do południa nie zaglądam na halę. Mówię do niej: spokojnie, Ellen, mamy tam wszystko pod kontrolą, będzie jak należy! Nasi pracownicy techniczni znają wytyczne CEV na Ligę Mistrzyń lepiej od niejednego człowieka z europejskiej konfederacji.
W Muszynie i Policach nie brakowało siatkarskich gwiazd, a bycie gwiazdą sportu łączy się nieraz z dużym ego i sporymi wymaganiami.
Duże problemy z zawodniczkami na tym poziomie? Nie zdarzyło mi się spotkać. Nasze siatkarki, czy to w Muszynie, czy w Policach, były i są profesjonalistkami. Wiedzą, gdzie przychodzą i o co grają. Udało nam się uniknąć problemów, które trapiły w ostatnich latach inne drużyny, choćby nagłe wyjazdy zagranicznych zawodniczek bez uprzedzania klubu i bez powodu. Mieliśmy i wciąż mamy w naszych szeregach charakterne dziewczyny z Serbii, ale one też nie sprawiały nam problemów. One niekiedy przechodziły sporo różnych kłopotów w poprzednich klubach, potem trafiały do nas i widziały, że mają wszystko, czego dusza zapragnie i panuje tu profesjonalna organizacja. Poza tym po to dobieramy zawodniczki do składu pod względem charakteru i podejścia, by unikać różnych przykrych sytuacji.
Gdybym zapytał o największy sukces organizacyjny w historii klubu…
Final Four Ligi Mistrzyń z 2015 roku, oczywiście. Miałem marzenie, by zorganizować naprawdę dużą imprezę klubową i ono wtedy się spełniło, już w drugim roku pracy w Chemiku. Poza tym od sześciu lat jestem dyrektorem organizacyjnym do spraw Ligi Mistrzyń. Nie chodzi tylko o mecze, ale i wszelkie dokumenty, kursy czy szkolenia w europejskiej konfederacji. Chyba każdy w europejskiej siatkówce marzy o organizacji imprezy takiego kalibru i o takim rozmachu promocyjnym, do tej pory w naszym kraju to udało się jedynie Nafcie-Gaz Piła, Mostostalowi Kędzierzyn-Koźle, Resovii Rzeszów i Skrze Bełchatów. U nas Final Four nie udało się może do końca sportowo, ale wizerunkowo jak najbardziej.
Zebraliśmy sporo pozytywnych opinii od gości i samego prezesa CEV, a główna supervisor turnieju Riet Ooms stwierdziła, że to był jeden z najlepszych turniejów Final Four w jej życiu! Na pewno bardziej udany niż ten w Berlinie, gdzie grały dwa polskie kluby. Gdyby nie nasi wspaniali kibice, to mało kto wspominałby tamtą imprezę dobrze, a dziennikarze szczególnie. To był nasz sukces, na który pracowaliśmy po 20 godzin dziennie i śmialiśmy się, że będziemy spać na kanapach w naszych salach konferencyjnych. Ale warto było: wielu kibiców z Turcji i Włoch oraz zagranicznych dziennikarzy potwierdzało, że na takim turnieju jeszcze nie byli.
Macie dobre wspomnienia związane z tymi rozgrywkami, natomiast spore poruszenie wywołał niedawno nagłówek "Siatkarki Chemika Police nie wystąpią w Lidze Mistrzyń?".
Weryfikuję tę informację, bo to był błąd dziennikarski, ktoś chciał podkręcić głośnym tytułem liczbę wejść na stronę z wywiadem. Proponuję dokładnie przeczytać to, co powiedział prezes Frankowski w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Nie było tam ani słowa o naszym wycofaniu się z Ligi Mistrzyń, mało tego, prezes zapewnił, że zrobi wszystko, by przystąpić do tych rozgrywek. I ja po tymi słowami się podpisuję. Natomiast jest druga strona medalu, czyli fakt, że daleko jest siatkarskiej Lidze Mistrzów i Mistrzyń pod względem finansowym choćby do piłki nożnej. Koszty są spore, zysków prawie żadnych i tak nie powinno być. Nasi sponsorzy zyskują na takich rozgrywkach marketingowo, ale wśród uczestników jedynie zwycięzca otrzymuje jako takie pieniądze, bodajże równowartość 200 tysięcy złotych. Ale to zwrot jedynie kosztów wyjazdowych!
Sporo mówi się też o ustaleniach prezesów klubów Orlen Ligi, którzy ogłaszają ciszę transferową i dążą do obniżenia wysokości kontraktów. Te zmian dotkną także Chemika?
Nastąpi pewnie przetasowanie w Orlen Lidze, ktoś będzie miał mniej, ktoś więcej, ale takie zmiany występują właściwie co roku. Problem występuje przede wszystkim w przesadzonej wysokości kontraktów zawodniczek i prezesi ekstraklasy będą w tym względzie dążyli do normalizacji. Widzimy, że w ostatnich latach reprezentacja ma problem z napływem nowych zawodniczek na odpowiednim poziomie, a naszym zdaniem pieniądze, jakie zarabiają siatkarki w Orlen Lidze, często nie są adekwatne do ich możliwości.
We Włoszech kilka lat temu przydarzyła się przykra sytuacja, kiedy padło kilka klubów i wysokość kontraktów mocno spadła w porównaniu z Turcją czy Rosją. Nie oszukujmy się, to właśnie w tych dwóch krajach dysponują największymi pieniędzmi i to tam powstają drużyny pełne gwiazd. Kontrakty w Turcji są trzy lub nawet cztery razy większe od tych w innych krajach i każdy się stara, by trafić do któregoś klubu ze Stambułu, by tam walczyć o najwyższe cele. Wracając do Włoch, to po momencie kryzysu sytuacja wysokości kontraktów się tam unormowała i my też idziemy tym śladem.
Czy w Chemiku po tym sezonie dojdzie do większych niż zwykle zmian kadrowych?
Każdy klub chciałby wykonywać tylko drobne korekty w składzie, bo utrzymanie podstawowego trzonu zespołu zapewnia dobry poziom zgrania i zebranie cennego doświadczenia. Na razie nie chcę uciekać za bardzo w przyszłość, bo mamy jeszcze najważniejszy mecz do rozegrania w tym sezonie. Po nim będziemy podejmować wiążące decyzje, tak, jak wcześniej umówili się prezesi ligi. Na razie rozmawiamy o przyszłości swoich zawodniczek i potencjalnych wzmocnieniach z zagranicy, kontaktujemy się na bieżąco ze sztabem trenerskim i mamy z tyłu głowy kształt drużyny na przyszły sezon. Patrzymy z uwagą na decydujące mecze w naszej lidze, ale nie tylko, bo to właśnie w grze o stawkę ujawnia się to, czego szukamy w siatkarkach Chemika: umiejętność walki pod presją, o najwyższe cele. Nie patrzymy na nazwisko, tylko na jakość.
A jeżeli zapytam o pańskie relacje z Bogdanem Serwińskim…
Bardzo się wzajemnie lubimy!
Wie pan, do czego się odnoszę w tej chwili.
Tak, ale tej sprawy już nie komentujemy, bo została zamknięta z obu stron. A najlepszym przykładem na to, że tak się stało, niech będzie to, że kilka tygodni temu Bogdan Serwiński zadzwonił, a potem napisał z prośbą o przełożenie meczu w Policach, żeby po spotkaniu w Sopocie móc przyjechać do nas i nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy na drugą podróż na drugi koniec Polski. Oczywiście nie mieliśmy nic przeciwko temu, zgodziliśmy się. Zawsze będę podkreślał, że sporo zawdzięczam trenerowi Serwińskiemu i prezesowi Jeżowskiemu, bo to oni zaufali mi na starcie mojej kariery i wielu rzeczy nauczyli. Bogdan Serwiński zjadł zęby na tej dyscyplinie i jest naszej siatkówce po prostu potrzebny. Spędziłem z nim wiele godzin w klubowym biurze i na wyjazdach i wiem dobrze, ile od niego można się nauczyć.
To podstawa. Reszta do zastanowienia. Ale nie ma Veljkovic, nie ma mnie i rodziny na meczach. Blagojevic- Głuszak zmarnował jej se Czytaj całość